Porozmawiałaś ze mną i bardzo za to dziękuję

Otworzyliście się kiedyś przed zupełnie obcą osobą? Opowiedzieliście o rzeczach, o których normalnie wolelibyście pomilczeć? Do redakcji przyszedł list, w którym Czytelniczka zwierzyła się z pewnej słabości. A mianowicie z ciekawości wobec innych ludzi. A przy okazji dziękuje pewnej kobiecie, która przysiadła się do niej na ławce.

W pracy mogę pozwolić sobie na wszystko poza szczerością. Tutaj nikt nikomu nie ufa. Nic dziwnego, bo każde słowo może zostać użyte przeciwko mnie. Większość czynności podyktowana jest tym, żeby mieć zabezpieczone tyły, na wypadek ataku kogoś ze współpracowników czy z szefostwa. Dlatego dopiero gdy wychodzę z pracy, czuję się bezpieczna. Dopiero wtedy mogę porozmawiać z innymi dla przyjemności samej rozmowy. Jestem wtedy najprawdziwsza. Rzadko się przedstawiam. Jeszcze rzadziej mówię, czym się zajmuję, kim jestem, gdzie pracuję.

To działa jak narkotyk. To rozmawianie z nieznajomymi ludźmi.

Lubię w sklepie porozmawiać z paniami zza lady. Zwłaszcza gdy widzę, że minę mają coś niespecjalnie radosną. I wcale nie po to, aby dowiedzieć się, który produkt jest świeży, a który niekoniecznie. Jestem po prostu ciekawa świata, do którego nie mam zazwyczaj wstępu. Moim zdaniem poznaje się go najlepiej rozmawiając z innymi ludźmi. Dzięki temu wiem, że syn pani ze sklepu miał operację kręgosłupa. Teraz jest już z nim lepiej, ale groził mu wózek inwalidzki. Przedźwigał się. 40-latek, ale to mamie powiedział, że traci czucie w nogach, a nie swojej żonie czy lekarzowi. I co z tego? - z kpiącym uśmiechem zapytacie. Z jednej strony nic, z drugiej strony bardzo wiele. Wyraźnie jej ulżyło, gdy opowiadała mi o tym, jak jej syn dochodzi do siebie po operacji. Ja też przez chwilę poczułam się lepszym człowiekiem. To działa jak narkotyk. To rozmawianie z nieznajomymi ludźmi. Zauważyłam też, że ludzie bardzo chętnie o sobie mówią. Tak jakby choć przez chwilę chcieli poczuć się ważni dla kogoś. Tak jakby chcieli udowodnić, że ich życie, kłopoty czy słabostki, nie są godne jedynie pożałowania.

Wspomniał o służeniu w wojsku w czasach Wojciecha Jaruzelskiego, córkach, żonie, która niespodziewanie zmarła.

Ostatnio podczas spaceru natknęłam się na pewnego działkowicza. Pana, który po kilku minutach rozmowy opowiedział mi niemal całe swoje życie. Wspomniał o służeniu w wojsku w czasach Wojciecha Jaruzelskiego, córkach, żonie, która niespodziewanie zmarła. Słowa bardziej z siebie wyrzucał niż składał w zdania. Po 40 latach pracy miał zaledwie 800 złotych emerytury. Radość sprawiało mu hodowanie kur. Miał ich kilkanaście, jajek mnóstwo. Gdy zbierałam się do domu, obdarował mnie kilkunastoma. Dwa były zielone. Mówił, że zielononóżki składają zielone jajka. Śmiał się przy tym. Może był szczęśliwy. Może mnie oszukał z tymi kurkami i to tak bardzo go rozbawiło? Pożegnaliśmy się obydwoje zadowoleni. Zaprosił mnie za 3 tygodnie. Będzie miał wtedy pisklaki.

Czasem rozmawiam z babkami stojącymi ze mną w kolejce. Naprawdę można się sporo dowiedzieć.

Niekiedy zaczepiam kobiety siedzące na przystanku. Pytam o autobus, a potem przez pogodę gaworzymy sobie na różne tematy. Właśnie przy takiej okazji poznałam przepis na świetny rosół i własnoręcznie wykonany makaron. Czasem rozmawiam z babkami stojącymi ze mną w kolejce. Naprawdę można się sporo dowiedzieć. Jeśli akurat stoję po mięso, to prędzej czy później zejdziemy na jakieś przepis. Kiedy wybierałam mrożone ryby, to na przykład zdarzyło mi się gadać o facetach, którzy łowić lubią, ale już oskrobać rybę, to niekoniecznie. Nie jest jednak tak, że udaję reportera czy dziennikarza. Nie jest tak, że tylko pytam.

Dosiadła się do mnie wtedy jakaś kobieta z reklamówką z Tesco. Patrzyłam w dół, więc zapamiętałam reklamówkę i brązowe pantofle.

Niedawno sama byłam w sytuacji pozornie bez wyjścia. To znaczy tak mi się z nerwów wydawało. Nie miałam już sił udawać, że jest w porządku i najbanalniej na świecie rozpłakałam się z niemocy na ławce. Dosiadła się do mnie wtedy jakaś kobieta z reklamówką z Tesco. Patrzyłam w dół, więc zapamiętałam reklamówkę i brązowe pantofle. Pamiętam, że z troską zapytała czy coś mi się stało, czy źle się czuję, czy potrzebuję pomocy. Odpowiedziałam, że nie i rozryczałam się jeszcze bardziej. A ona nie uciekła, choć jestem pewna, że była zmęczona i że wracała do domu z zakupami. Wysłuchała mojej opowieści o tym, jak bardzo jestem zmęczona tym ciągłym chronieniem sobie tyłka w pracy. Jak bardzo brakuje mi sił, aby prowadzić dom tak, jak sobie wymarzyłam. I jak bardzo martwię się o mamę, która mimo postępującej choroby nie chce iść do lekarza. Nie przerywała mi, pozwoliła się wypłakać i zaczęła pocieszać, tak jak umiała. Że wszystko się ułoży, że w życiu różnie bywa, że dom to nie muzeum, a mamę to może jakimś podstępem do tego szpitala. Może część z Was uzna to za bezsensowne, pozbawione większego znaczenia, albo będzie żartować, że dobrze się stało, że przy okazji nie straciłam portfela. Tymczasem ja jestem tej kobiecie bardzo wdzięczna. Może każdy powiedziałby właśnie to, co usłyszałam od niej. Tylko że ja wiem, że nie każdy zatrzymałby się przy mnie. Nie każdy poświęciłby swój czas na to, żeby porozmawiać z kimś obcym bez konkretnego powodu. I uważam, że to się kiedyś dla nas wszystkich źle skończy.

Aha, może kiedyś ktoś Was próbował zaczepić w kolejce albo na przystanku? To mogłam być ja. Przepraszam, jeśli kogoś to zirytowało, nie miałam złych intencji.

Gaduła

Więcej o: