Powiedzieć przyjacielowi, że partnerka przyprawia mu rogi?

Czy mamy prawo mieszać się w cudze życie, zwłaszcza w sytuacji, gdy wiemy, że nasze rewelacje mogą wywrócić czyjąś rzeczywistość do góry nogami? Z takim pytaniem napisała do nas nasza dotąd niewtrącająca się cudze sprawy Czytelniczka.

Nie lubię się wtrącać w cudze życie. Nawet jeśli jest to życie moich przyjaciół. Gdy ktoś mnie pyta o zdanie w jakiejś sprawie - mogę się wypowiedzieć, oczywiście. Ale nie przychodzę sama i nie sadzę mądrości, bo uważam, że tak się nie robi. Przynajmniej ja nie chciałabym (i mocno ucinam takie sytuacje), by ktoś mi się wtryndalał w moje sprawy. Chyba, podkreślam, że sama pytam o radę i opinię. To co innego.

To nie były plotki, pojęcie wierności było raczej obce partnerce mojego przyjaciela.

Ostatnio jednak stanęłam w obliczu dylematu. Moim bliscy znajomi (żeby uściślić - on jest moim przyjacielem jeszcze z przedszkola, ona stała się przyjaciółką, gdy była już z nim) rozstali się po wieloletnim związku. W zgodzie, w porozumieniu, wspólna decyzja. Mieszkali razem w wynajmowanym mieszkanku, nie mieli dzieci (ani zwierząt) - więc poza emocjonalnymi rozważaniami, długimi rozmowami i dochodzeniu do decyzji - poszło gładko. Dorośli, kulturalni ludzie, każde pójdzie teraz w swoją stronę.

Kilka tygodni po ich rozstaniu doszły mnie plotki, jakoby rzekomo ona przez niemalże cały ich związek miała na boku przygody. Usłyszałam to w takiej formie - że no teraz to wiadomo, wreszcie się wydało, bo przecież tyle osób o tym wiedziało. Zbagatelizowałam sprawę. Nie będę wierzyła w plotki. Poza tym, nawet jeśli to wszystko prawda, to przecież już nieważne. Oni i tak, ze znanych sobie powodów - może właśnie tych - postanowili się rozejść. Więc co tu się doszukiwać na siłę czegokolwiek? Nie moja sprawa. Z czasem jednak wiele wydarzeń (pozwólcie, że nie będę wchodziła w szczegóły) przekonało mnie, że to nie były plotki, że istotnie pojęcie wierności było raczej obce partnerce mojego przyjaciela.

Miałabym żal do przyjaciółki, gdyby wiedziała, że mój partner mnie zdradza i nie powiedziała mi o tym.

Minął ponad rok. I nagle wszystkie znaki na niebie i ziemi zaczęły wskazywać, że oni się zejdą. A z szczerych rozmów z nim wynika dla mnie jasno, że on absolutnie nie ma pojęcia, że ona za jego plecami kombinowała. On się mnie radzi - czy jest sens wchodzić dwa razy do tej samej rzeki. Odpowiadam mu zgodnie z moim podejściem do życia, że tak, że są takie sytuacje, gdy warto. Nie umiem mu powiedzieć o tym, co wiem. Może nie mam prawa mieszać, może ona już nigdy nie postąpi tak, jak wcześniej jej się zdarzało. A może właśnie wszystko wróci "do normy" i mój przyjaciel będzie miał cyklicznie przyprawiane rogi?

No i przyszedł ten moment, że chciałabym się spytać o radę i opinię. Was. Co myślicie? Czy powinnam mu powiedzieć? Ja chciałabym wiedzieć. Miałabym żal do przyjaciółki, gdyby wiedziała, że mój partner mnie zdradza i nie powiedziała mi o tym. A z drugiej strony, zawsze uważałam, że nie należy wtykać nosa w cudze życie. Może czas to przekonanie zweryfikować?

M.

Więcej o: