Nie można się godzić na życie w niedostatku - emocjonalnym i seksualnym!

Seks nie jest tak bardzo istotny, można się bez niego obejść? Nawet jeśli wiąże się to z płaczem w poduszkę? Nasza Czytelniczka włącza się do dyskusji, którą wywołał tekst Lindy o rezygnacji z seksu.

Z dużym zainteresowaniem przeczytałam komentarze pod dwoma listami zamieszczonymi w odpowiedzi na list o braku seksu . Zastanowił mnie zwłaszcza jeden. Nie oceniam, nie komentuję w duchu "o masz, co też te kobity wyrabiają". Ale wydał mi się niepokojący i chciałabym się odnieść do sprawy. Zacytuję komentarz, o który mi chodzi, ale nie chciałabym urazić osoby, która go napisała - po prostu odwołuję się do sytuacji, o której wspomina, nie do niej. Bo w moim odczuciu jest to przykład na pewne podejście do życia, problemów, związku, które prezentuje zbyt wiele kobiet. Kobiet, które godzą się na życie w smutku i niedostatku: emocjonalnym, seksualnym. A nie powinno tak być. Czytelniczka pannaIlona :

u mnie mój Ukochany nie chce, a może i nie może... mówi, że nie może, ale podczas pieszczot może.... a tych pieszczot za wiele nie jest, raz na tydzień zaledwie. brakuje mi. serio. czasem bardzo. czasem płaczę w nocy po cichu, czasem rano chodzę smutna, zdołowana. ale pod każdym innym względem jest kochany i wspaniały. jeśli muszę poświęcić seks... to poświęcę. nie mam zamiaru szukać kochanków, nie chcę romansów ani niczego takiego. chcę, żeby chciał mnie mój Ukochany. jeśli On nie ma ochoty, będę się starała innymi sposobami okazać mu miłość.

Jak to tak może być? Jeśli związek z drugą osobą przynosi nam płakanie w nocy po cichu, chodzenie zdołowaną, smutną - to coś jest niedobrze i trzeba się zastanowić poważnie - nad sobą i nad związkiem. Rozumiem, że boimy się samotności, widzimy zalety i piękne strony partnera, robimy listę plusów i minusów. Nie bije, nie pije, kasę przynosi? To ok, prawda?

Często wyrzekamy się swoich potzreb w imię miłości i potem budzimy się zdruzgotane, że zmarnowało się tyle czasu...

Rozumiem, że czasem się zdarza taki czas, gdy się płacze w nocy i chodzi ze smutną miną przez tydzień, dwa. Ale jeśli to trwa, jeśli to jest po prostu stan "normalny", to trzeba działać, bo to nie jest obojętne dla naszego organizmu. I orgazmu. Oczywiście, są tacy, którzy seksu zupełnie nie potrzebują, którzy się go wyrzekają. Ale zgadzam się z listem Marysi - trzeba o tym powiedzieć. Trzeba się na to zgodzić. To nie może być: jakoś to będzie, poradzimy sobie. Jeśli ktoś jest aseksualny, zupełnie nie ma potrzeb - to sobie nie poradzimy. Bo tego się nie da - ot tak - wyleczyć. Co innego, gdy mówimy o zaburzeniach. O spadku libido spowodowanym stresem, chorobą. Wtedy jest nadzieja, można się starać, wspierać, dążyć do szczęścia. Ale tego też muszą chcieć obie strony.

"Chcę, żeby chciał mnie mój Ukochany" - pisze pannaIlona i tu się zatrzymajmy. Jeśli on nie będzie chciał chcieć - to nie mamy o czym mówić. On POWIENIEN chcieć chcieć, jeśli kocha i pragnie, by osoba, z którą jest była szczęśliwa. Tak jak ona pragnie, by szczęśliwy był on. Więc się wyrzeka swoich potrzeb. Bo tak często robimy w imię miłości i potem budzimy się zdruzgotane, że zmarnowało się tyle czasu...

Życzę pannieIlonie , by wszystko się ułożyło. By była szczęśliwa. I wszystkim, którzy się poświęcają w imię miłości życzę rozsądku.

Anna

Więcej o: