Dlaczego nie doceniamy tego, co mamy? Rozważania o Przyszłości

Czytelniczka, licealistka renomowanego liceum w jednym z większych miast Polski zwraca się do nas wszystkich z prostym pytaniem. Czy łatwo będzie udzielić jej mądrej odpowiedzi?

Piszę do Was w przypływie pewnej frustracji i niezrozumienia ludzi, a także w celu znalezienia porady i otuchy lub potwierdzenia moich najgorszych przeczuć. Tematem tego listu będzie Nasza Przyszłość - i wielkich liter używam tu celowo, wszak to bardzo ważna rzecz.

Jestem optymistyczną realistką. Wierzę w ludzi. (Może przez to, że naoglądałam się za dużo "Amelii" Jeana-Pierre'a Jeuneta) mam uczucie, że w każdym z nas jest dobro, że działając, możemy zmienić wiele rzeczy i jeszcze zarazić tym dobrem i inicjatywą innych.

Chcę skończyć studia tutaj, bo są darmowe, a potem wyjadę i będę zbijać kokosy w prywatnych przychodniach.

Chodzę do renomowanego liceum w jednym z większych miast Polski, na profil biol-chem. Biol-chem, jak to biol-chem, pełen przyszłych kandydatów na medycynę i kierunki z nią związane, wśród nich także ja. Jeśli uda mi się zdać pomyślnie maturę i skończyć studia, chciałabym pracować w szpitalu - jak najbliżej pacjenta. Kilkoro koleżanek i kolegów ma podobne plany. Niestety, podczas ostatniej rozmowy z ust paru innych osób usłyszałam coś w tym stylu: "Chcę skończyć studia tutaj, bo są darmowe, a potem wyjadę do Niemiec/UK/Skandynawii/USA. Tam będę zbijać kokosy w prywatnych przychodniach, szanse rozwoju są większe, badania, pacjenci też lepsi... Tutaj nic na mnie nie czeka, a do tego jeszcze te Polaki cebulaki, hehehe".

Przeglądam internety, jak chyba każdy nastolatek wchodzę na kwejka, a tam multum osób narzekających na swój los. A to Polaki cebulaki, a to władza (demokratycznie wybrana! szkoda tylko, że u nas głosuje się "przeciw" a nie "za") nie taka, a to szkoły mają żenująco niski poziom, a to nic się nie buduje, a to drogie jedzenie, a to zły Kościół robi wszystko be, a to pogoda nie taka, a to media milczą... Wiem, że nasza narodowa słabość to narzekanie, ale na miłość Boską! To wszystko doprowadza do obłędu! Jednak gdy Polak wybierze się za granicę, zaczynają się peany: w UK wysokie pensje, w Niemczech szacunek dla pracownika, we Francji kultura, obycie i elegancja, na południu sami piękni ludzie, świetna pogoda!

Dlaczego chcemy zostawić nasze dotychczasowe życie daleko w tyle, porzucić kraj i ludzi, którzy tyle nam dali?

Nie potrafię tego zrozumieć, no po prostu nie mieści mi się to w głowie. Dlaczego nie doceniamy tego, co mamy? Dlaczego nie szanujemy naszych tradycji, obyczajów, naszego ŻYCIA, wyrzekając się ich w imię "postępu", "Zachodu", "nowoczesności", a w końcu pieniędzy? Rozumiem, że pojedynczym jednostkom może coś się nie podobać, zawsze tak było, ale dlaczego te trendy ostatnio przybrały na sile? Osobiście (mówię teraz o takim codziennym życiu) nie spotkałam się z tym, by Polacy byli okropnymi bufonami, którym słoma wystaje z butów, wręcz przeciwnie! Ludzie są mili, pomocni, potrafią coś zorganizować - sęk w tym, by ich również traktować miło i z szacunkiem!

A dlaczego Nasza Przyszłość? To proste i wszystko sprowadza się do emigracji. Szczerze powiedziawszy, irytuje mnie niekiedy postawa emigrantów: TAM ŻYJE SIĘ ŁATWIEJ. Kto powiedział, że w życiu będzie łatwo? Dlaczego zamiast naprawiać, kupujemy nowe? Dlaczego zamiast działać, wolimy pogrążyć się w stagnacji i tylko narzekać? Dlaczego chcemy zostawić nasze dotychczasowe życie daleko w tyle, porzucić kraj i ludzi, którzy tyle nam dali, którzy poświęcali się dla nas?

Zapewne wyszedł z tego bełkot, no ale cóż - napisałam, co leży mi na sercu i teraz będę czekać. Proszę zatem Czytelników (najlepiej tych, którzy mają porównanie - emigrantów etc.) o jak najbardziej rzetelną opinię - czy naprawdę w Polsce jest AŻ TAK źle? Czy to we mnie siedzą marzenia ściętej głowy o zmianach?

ala

Więcej o: