Dlaczego niedojrzałość jest dziś na topie?

Nasza Czytelniczka zadumała się nad losem swoim i swoich koleżanek. Wszystkie dobijają do czterdziestki, ale różni je sytuacja życiowa. Czy mąż i dzieci sprawiają, że jesteśmy przedwcześnie zrzędami? A brak rodziny, że zachowujemy się jak infantylne nastolatki?

Przeczytałam tekst Ani Konieczyńskiej o feministkach na randce i naszła mnie refleksja na temat dojrzałości. Nie twierdzę, że autorka czy jej przyjaciółki-singielki są niedojrzałe. Może są, może nie, może ten tekst ma sprowokować do refleksji czy dyskusji, specjalnie zawiera w sobie nutę naiwności właściwej nastolatkom (ale pod płaszczykiem dystansu, bo autorka się do swoich przyjaciółek przecież dystansuje). Uderzyła mnie pewna myśl, która znajduje zresztą potwierdzenie w obserwacji moich koleżanek - kobiet dobijających do czterdziestki.

Są dorosłe, silne. Potrafią nawet znieść rozwód, bo wiedzą, że wiele dobrego jeszcze przed nimi.

Te, które wcześnie (czytaj przed 25. rokiem życia wyszły za mąż i urodziły dzieci) weszły w tzw. dorosłe życie - mają zdrowy dystans i przejmują się sprawami, które dla tych pozostałych poza małżeństwem i macierzyństwem są poza sferą wyobrażeń. Mają w sobie spokój i dystans do świata, którego można im pozazdrościć. I poczucie, że one już WIEDZĄ, bo są matkami, spełnionymi i udanymi - dzieci już podrosły, one mają więcej czasu dla siebie i wciąż jeszcze dużo siły i energii. Może to drażnić, ale nie sposób im odmówić prawa do poczucia, że są bogatsze o doświadczenie - mistyczne, magiczne, a może zwyczajnie trudne i uciążliwie, jakim jest urodzenie dziecka i wieloletnia opieka nad nim, przy jednoczesnym kształceniu się, rozwijaniu, wspinaniu po szczebelkach kariery. Są dorosłe, silne. Potrafią nawet znieść rozwód, bo wiedzą, że wiele dobrego jeszcze przed nimi.

Te, które dobijając do trzydziestki czy ledwo ją mijając podjęły racjonalną i słuszną decyzję o założeniu rodziny - bo już skończyły wszystkie studia, kursy i popracowały chwilę na wielki i wspaniały sukces - trochę dłużej poszalały, dojrzały do swoich decyzji - one też mają w sobie spokój. Trochę inny, bo jeszcze towarzyszy im zmęczenie i niepokój o małe dziecko czy stres, czy uda się po macierzyńskim wrócić do pracy i zawodu. Trochę bardziej się martwią też o swoje ciało, siłę i energię - bo więcej jednak je kosztował proces wydawania dziecka na świat, niż to było udziałem ich koleżanek rodzących 10 lat wcześniej (metrykalnie). Są jakby trochę słabsze, ale wciąż mają w sobie dojrzałość.

Przeraża mnie, że to, co jeszcze niedawno można było głośno nazwać szczeniackością - dziś jest normą.

Najgorzej jest z tymi, które dobijają do czwartego krzyżyka bez dziecka, bez faceta. Są to spełnione, fajne kobiety - ale jakieś takie... młodsze. I nie jest coś pozytywnego w moim odczuciu, nie jest to kwestia wyglądu. Chodzi mi o osobowość, zachowanie. Nie mam nic przeciwko szaleństwom, tańcom, zabawom. Śmiać się w głos, pijąc wino na krawężniku można i z okazji dwudziestych i pięćdziesiątych urodzin. Ale przebija z tych kobiet taka niedojrzałość polegająca na niepewności strachem podszytej. Przejmują się bzdetami - bo czy bzdetem nie jest to, czy on odpisał po spotkaniu czy nie? To uchodzi dwudziestkom, czterdziestka w tej sytuacji wydaje się być trochę żałosna.

I co ciekawe - ta prawie-czterdziestka, co ma za sobą trudny rozwód i dwójkę dzieci na utrzymaniu - nie zachowuje się jak dzierlatka. Nie przeżywa, nie wariuje. Poznała kogoś, zakochała się, ale jakoś tak trzeźwo myśli i mądrze postępuje. Wiem, że żyjemy w kulcie młodości, ale uważam, że to fatalne, jak dalece niektórzy kurczowo trzymają się tej strony młodości, która polega na infantylnym i pozbawionym refleksji podejściu do świata. Szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma, skupianie się na zupełnie nieistotnych sprawach... Bo to, czy on napisał smsa czy nie, jest bzdurą. Jeśli na tym opiera się relacja dwojga ludzi, to znaczy, że tej relacji nie ma. Czy naprawdę młode kobiety siedzą w pizzerii i filują, który garnitur jest do wyjęcia? Czy naprawdę podpatrują na Facebooku, kogo ich potencjalny przyszły partner dodał do znajomych? Przeraża mnie, że to, co jeszcze niedawno można było głośno nazwać szczeniackością - dziś jest normą. To wcale nie jest pozytywne. Ale pewnie uznacie, że zrzędzę jak stara baba...

Zrzęda

Więcej o: