Dlaczego nie chcę przedszkola na moim osiedlu?

"Dramat" katowickiego osiedla podzielił naród! Niektórzy są zdania, że się bogatym w, eee, głowach poprzewracało. Inni, że otwieranie ludziom przedszkola pod oknem jest niewłaściwe. Nasza Czytelniczka Anna R. jest w tym drugim obozie.

Jak słusznie zauważa Dominika w artykule o katowickim dramacie , czyli przedszkolach na ekskluzywnym osiedlu - ekskluzywne osiedla mają to do siebie, że wprowadzają się do nich ludzie, którzy biorą wielkie kredyty, poświęcają wiele, by mieć bezpieczną, cichą, wymarzoną twierdzę. Gdyby lubili hałas i bezdomnych sikających im na wycieraczkę, nie mieliby nic przeciwko temu, by kupić sobie "zwykłe" mieszkanie w "zwyczajnej" okolicy - tam takie atrakcje są, jeśli nie na porządku dziennym, to przynajmniej rozkosznie prawdopodobne. Oni jednak wolą dołożyć (nie ma co się śmiać, że tam "tylko" 5 tysi za metr - to wciąż dużo pieniędzy, umówmy się) i kupić sobie "rezydencję". I mają do tego prawo: ich kasa, ich marzenia.

Rano nie możesz wyjechać, bo AKURAT tarasuje wyjazd kolumna aut tatusiów i mam, co tylko "szybko wyskoczą, żeby dziecko odprowadzić do przedszkola".

Sytuacja jest zatem następująca: po wielu kredytowych perturbacjach, uzbieranym pracowicie wkładzie własnym, szeregu wyrzeczeń - wreszcie jest: piękne, przytulne mieszkanie na bezpiecznym, zadbanym, nowym osiedlu. Blok kilkupiętrowy, z dużymi balkonami (wspaniale! Będzie można sobie na balkonie ustawić stolik i fotele, będzie się można relaksować i grzać na słoneczku!), żadnej przestrzeni użytkowej na parterze. Nabywca mieszkania marzeń sprawdził to dokładnie, bo pod poprzednim adresem miał przez ścianę lokal z uciechami dla panów, więc wie, jak bardzo mogą irytować dźwięki domofonu o 3 nad ranem, gdy ktoś spragniony wrażeń pomyli numerek, by skoczyć na numerek.

Remont, nowe meble - jest pięknie. I nagle okazuje się, że tuż obok otwiera się biznes przyjazny młodym rodzinom: przedszkole! Niby są zalety, przecież wiadomo jak teraz ciężko o miejsce w takim przybytku! A tu będzie pod ręką, można dziecko odstawić w kapciach jeszcze. Czyż to nie wspaniała wiadomość? Ano nie. Do takiego przedszkola będzie przybywać codziennie wiele tatusiów i mam z pociechami z zupełnie innych osiedli. Będą wjeżdżać czy wchodzić na teren bezpiecznego, ogrodzonego osiedla - pod pretekstem, że do przedszkola. Co oznacza, że pod tym pretekstem przez bramkę stróżującego pana może przejść de facto każdy. Robi się trochę mniej bezpiecznie na bezpiecznym osiedlu? Oj, nie przesadzajmy. A to, że rano nie możesz wyjechać ze swojego miejsca parkingowego, bo AKURAT tarasuje wyjazd kolumna aut tatusiów i mam, co tylko "szybko wyskoczą, żeby dziecko odprowadzić do przedszkola", autko na awaryjnych stoi, wiadomo, że zaraz wrócą, prawda? No, czepialstwo, doprawdy...

Są osoby, które nie życzą sobie mieć na swoim zamkniętym osiedlu szeregu punktów usługowych.

Leżenie w błogostanie na tarasie przestaje być kuszące, bo w słoneczne (ale i deszczowe, wszak w czasie deszczu dzieci się nudzą w zamkniętym pomieszczeniu!) przedpołudnie i popołudnie dzieci wybiegają radośnie na podwórko, piszcząc, krzycząc i bawiąc się najgłośniej jak tylko się da. Przecież dzieci mieszkające w bloku też wyłażą "na dwór", też się bawią niekoniecznie milcząc. Tak, ale nie w takim natężeniu (20 sztuk spuszczonych z łańcucha dzieciaków). I nie z błogosławieństwem pań przedszkolanek, którym wszystko jedno, czy jest pisk i wrzask. Byleby się bawiły.

Do czego zmierzam? Są osoby, które marzą, by na ich zamkniętym, bezpiecznym osiedlu było przedszkole, bo np. mają za sobą doświadczenie dowożenia dziecka do przedszkola mieszczącego się na drugim końcu miasta i mają tego dość. Są i takie osoby, które nie życzą sobie mieć na swoim zamkniętym osiedlu szeregu punktów usługowych - i mogą (prawda, że mogą?) się wpienić, gdy nagle okazuje się, że polityka wspólnoty się radykalnie zmieniła. Wszak, gdy wydawali oszczędności życia i brali kredyt do śmierci - nikt się nie zająknął, że może się ta polityka zmienić. A oni szukali swej bezpiecznej przystani właśnie wedle klucza: żadnych usługowych punktów w promieniu kilometra. I mają (mam!) do tego prawo. Moja kasa, moje marzenia!

Ania R.

Więcej o: