Zasmucił mnie tekst pan i Anny Konieczyńskiej o siedmiu pracach . Bo to jest ta pułapka, w którą wpadłam i ja, i wiele bliskich mi osób - pułapka, która zabiera nam lata, siły, energię. Życie, po prostu. Zaczyna się niewinne - wezmę dodatkową fuchę, będzie na wyjazdowy weekend, fajny ciuch, spełnienie jakiegoś marzenia czy zachcianki. Bo mam to szczęście, że nigdy nie chodziło tylko o przeżycie, kasę na ratę kredytu czy rachunki.
Moja sytuacja życiowa jest na tyle stabilna, że nie przeżywam stresu dnia codziennego, nieprzyjemnej sytuacji w sklepie, gdy okazuje się, że w portfelu pusto, a na karcie nie starcza. Jeśli mówię, że nie mam kasy, to znaczy na ogół, że nie mam jej w nadmiarze na realizację jakichś marzeń, a nie, że w połowie miesiąca przechodzę na ziemniaki z okrasą. Jestem więc w bardzo uprzywilejowanej sytuacji, przyznaję.
Ale gonitwa za dodatkową kasą - bo będzie na super wyjazd (odznaczamy z mężem punkty na mapie, mamy plany podróżnicze do 2031 roku włącznie) czy na jakąś ekstrawagancję kulinarną (droga knajpa, ale jakie pyszne żarcie) bądź modową (kobieta powinna mieć przynajmniej jedne oszałamiająco drogie buty!) - to pułapka, która ogranicza nas na co dzień. Niewiele mamy czasu na spotkania z przyjaciółmi, bo wieczorami dłubiemy każde przy swoim dodatkowym zleceniu. Gdy już się przydarzy zupełnie wolny dzień - sobota czy niedziela - ciężko się zwlec, z domu wywlec, z ludźmi spotkać, bo jesteśmy zwyczajnie spragnieni spokoju w zaciszu domowym.
Ok, fajnie, mamy te nasze wymarzone, dopracowane w najdrobniejszych detalach podróże, ale mam czasem wrażenie, że to, co między nimi nie przypomina życia, a jedynie jakąś poczekalnię. Nawet teraz przecież (w piątkowy wieczór) siedzę przy komputerze i niby dla relaksu zwiedzam Focha, ale przecież tak naprawdę odrywam się tylko na chwilę od zlecenia, które, zobowiązałam się, będzie na poniedziałek.
Wiem, nie mam na co narzekać. W dupie mi się poprzewracało, bo gdyby nie starczało mi na buty dla dziecka (którego w społecznym odbierze nie mam, bo jestem wygodna, a jakże) - to bym się zastanowiła, co to za kłopot, że nie widziałam mojej siostry od kilku tygodni, a ostatni raz kolację z przyjaciółmi jadłam w pierwszym kwartale tego roku. Problemy warszawki i pierwszego świata. Ponarzekałam sobie zatem bez realnego powodu. Wracam do pracy.
Pracowita