Depresja jest najgorsza w Święta

Depresja - niszcząca choroba, jeszcze gorsza, gdy najbliżsi nie chcą jej zrozumieć i nie potrafią wspierać. Smutny list Czytelniczki.

Choruję od lutego. Leczę się od września. I jest to jeden wielki koszmar. Moja rodzina uważa, że jestem histeryczką i wmawiam sobie chorobę, ale oni nie znają jej natury. Tylko chorzy na depresje wiedzą, jak trudno jest otworzyć oczy rano (o ile w ogóle się zasnęło), jak ciężko jest zmusić siebie do umycia zębów, do wzięcia prysznica.

Siedzę jak szmaciana lalka i patrzę tępo na tą całą krzątaninę.

Święta zawsze były dla mnie powodem do radości, kochałam choinkę, ozdoby. A w tym roku? Siedzę jak szmaciana lalka i patrzę tępo na tą całą krzątaninę. Ludzie w centrach handlowych mnie denerwują, dziwię się, po co cały ten rozgardiasz? Kiedyś sama chętnie brałam w nim udział, ba, nawet zarażałam świąteczną gorączką innych. Ktoś na forum kiedyś zapytał: co to za wredna choroba, ta depresja? Dlaczego odbiera nam chęć do życia? Odbiera zdolność do odczuwania radości? Na samym początku myślałam, że to lenistwo, ale leżenie całymi dniami i gapienie się w sufit, to chyba nie lenistwo.

Nie potrafię znaleźć w swoim życiu niczego, co pomogłoby mi się zaangażować, co dałoby mi choć cień jakiejkolwiek zachęty. Jedyne, o czym marzę, to leżeć w łóżku i płakać. Każdy z bliskich mi ludzi powtarza "weź się w garść, wszystko zależy od ciebie". A co jeśli ja nie mam siły wziąć się w garść? Wstanie z łóżka to wysiłek nie do opisania. Zapewne wiele osób nie zrozumie tego, co tu napisałam. Jedyne bezpieczne miejsce, w jakim czuję się rozumiana, to gabinet mojego lekarza. Zaryzykuję stwierdzenie, że każda inna choroba jest lepsza od choroby psychiki. Bo tutaj nie ma jak walczyć, nie wiadomo z kim walczyć i skąd brać siły na tą walkę...

P.

Więcej o: