Mrówki, bąki, korpoluchy... - subiektywny ranking korpozwierzów

Nasza Czytelniczka podsyła przegląd "z myślą o tych, którzy mają focha na korporacyjne życie, a tak naprawdę z dedykacją dla tych, którzy go nie mają, a by im się przydał...".

Nie pracujesz w korporacji? To będziesz! Albo już masz za sobą epizod w dżungli XXI wieku, który wspominasz z rozrzewnieniem lub grozą, ciułając na preferencyjny zusik dla swej jednoosobowej działalności gospodarczej. A może - jeszcze, lecz już niedługo - zapierasz się rękami i widłami przed wstąpieniem w szeregi korpoluchów, dumnie gardząc tak zwanym mordorem...?

Bez portfolio taki z ciebie copywriter jak z koziej dupy trąba.

Ja też gardziłam, uparcie, idealistycznie, hardo gardziłam, błąkając się przez lata po upadających firemkach w imię robienia tego, co kocham i co potrafię najlepiej. A kocham niestety i potrafię rzeczy tyleż wzniosłe, co żałosne z punktu widzenia współczesnego rynku pracy. Mam wykształcenie muzyczno-humanistyczne, jaram się literaturą i musicalem, dla satysfakcji, lecz i dla chleba pisuję wiersze dla dzieci, ponoć całkiem zgrabne (tu ufam opinii zleceniodawców, w końcu płacą). W dodatku jestem dość niezaradna życiowo, jeśli chodzi o tzw. karierę zawodową i ogólnie lubię się biczować stwierdzeniami typu: bez portfolio taki z ciebie copywriter jak z koziej dupy trąba.

Siedzę sobie na dolnym szczeblu drabiny, by nie powiedzieć - pod pierwszym szczeblem.

To nie ambicja przygnała mnie zatem do mordoru, ale czysta chęć przetrwania w świętym spokoju, jaki daje mityczna niczym Graal umowa o pracę. Odrzuciłam w kąt dumę, posypałam głowę popiołem złudzeń i zgięłam kolano przed bogiem na czas wypłacanego, godziwego pieniądza. Nie robię tu nic, za co postawią mi pomnik na środku skweru; właściwie to siedzę sobie na dolnym szczeblu drabiny, by nie powiedzieć - pod pierwszym szczeblem. Ale dzięki temu mam czas i szmal na realizację planów oraz pasji, a w dodatku mogę obserwować sobie gratis buzujące jak dżungla korpożycie.

Miesiące spędzone na obcowaniu z ludźmi, którzy w przeciwieństwie do mnie toną w tej machinie aż po nozdrza, przyniosły natchnienie do stworzenia subiektywnego rankingu korporacyjnych zwierzów. Podzielę się nim z Wami, a co! Niechaj będzie to głos niepoprawnej humanistki w badaniach nad niezmierzoną naturą człowieka!

Z mojej perspektywy wygląda to tak - zaczynając od najliczniejszych:

mrówkowate (łac. Formicidae )

Utrzymują cały korporacyjny ekosystem, a ich siłą jest liczebność oraz anonimowość. Doskonale funkcjonują w strukturze hierarchicznej, machinalnie wykonując ściśle przydzielone obowiązki. Żyją w gniazdach zwanych teamami, w pobliżu rozgałęzionych gniazd elektrycznych. W godzinach szczytu poruszają się w kolumnach, kolonizując wiaty przystankowe, perony i stacje metra.

bąkowate, inaczej ślepaki (łac. Tabanidae )

Nieustannie krążą po firmie w poszukiwaniu żywiciela, do którego warto się przyssać. Żerują w kuchni, zagadują przy pisuarze, częstują papierosem (częściej się niż kogoś), chłonąc korporacyjne plotki i niusy. Jako pierwsze odpisują z gratulacjami na maile informujące o sukcesach firmy. Jak to bąki, śmierdzą fałszem na kilometr, dlatego rzadko przepoczwarzają się w wyższą formę życia, zatruwając środowisko aż do rychłej korporacyjnej śmierci.

żmijowate (łac. Viperidae )

Oślizłe bestie, mistrzowsko wiją się w strukturach firmy. Zgrabnie wykręcają się od obowiązków i odpowiedzialności, a brak swoich kompetencji tuszują wytykaniem błędów innym. Ich żywiołem są jadowite komentarze, pokrętne tłumaczenia i niejasne komunikaty. W poczuciu zagrożenia atakują i kąsają bez skrupułów, co pozwala im wywinąć się z każdej opresji.

świniowate (łac. Suidae )

Niestrudzenie ryją sobie ścieżkę kariery, miażdżąc konkurentów racicami, a oponentów biorąc na kły. Nie pogardzą żadnym bagnem, dlatego odwalają brudną robotę, której nikt mądrzejszy nie odważy się podjąć. Ze względu na osobliwe zwyczaje i wrodzoną gruboskórność bywają obiektem firmowych kpinek i anegdot, a w razie niepowodzeń bez sentymentów rzucane są lwom na pożarcie.

kotowate (łac. Felidae )

Niekwestionowani władcy tej dżungli, we krwi mają zamiłowanie do hajlajfu i drogich futer. Klasa sama w sobie - nie spoufalają się z plebsem, nie jeżdżą autobusem, nie rzucają mięsem. Z wyżyn swej skały opracowują strategię rozszerzania terytorium i polowania na najgrubszą rynkową zwierzynę.

korpoluchy (łac. Blatta humanus )

Mutanty najgorszych kreatur, korporacja to ich całe i jedyne życie. Zatruwają innym przestrzeń jak bąki, a podkładanie świń jest dla nich chlebem powszednim. Ponieważ mają węża w kieszeni, chcą żyć i bawić się wyłącznie na koszt firmy. Wysokie aspiracje łączą je z lwami, jednak przez brak wrodzonej klasy na zawsze pozostaną małe jak mrówki.

A Wy macie swoje obserwacje zoologiczne z korpoczasów?

BereNice

Więcej o: