Z ciekawością przeczytałam tekst Natalii Sosin "Wynajmuję, więc nie mam nic do gadania" -wiem, było to dwa miesiące temu, ale dziś sobie o nim przypomniałam sprzątając mieszkanie po kolejnym najemcy.
Zdarzają się różni najemcy, tego ostatniego wspominam źle. Między innymi dlatego, że dowiedziałam się: dlaczego woda z brodzika nie odpływa (przypłaciłam to niezbyt miłym odruchem wymiotnym); dlaczego czasem należy umyć zlew kuchenny Domestosem; dlaczego lodówka śmierdziała nawet bez otwierania. W łazience ściany też musiałam myć Domestosem, gdyż chłopak chyba nie zawsze trafiał do kibelka (Małżu zażartował, że to z powodu kichania w trakcie robienia siku). Do podłogi można było się przykleić. A kanapa, która ma około półtora roku, nadaje się do prania w całości (nie wiem czym jest pochlapana i chyba nie chcę wiedzieć).
A to nie był pierwszy taki koszmarny najemca. Byli też tacy: gwoździe wbite w plastikowe okna, rozbita umywalka w łazience i rachunki za prąd liczone w tysiącach złotych. Do tego uciekli (klucze zostawili u sąsiadów), zostawiając puste mieszkanie - większość mebli na szczęście znaleźliśmy w piwnicy (ale co się nanosiliśmy to nasz).
Droga Natalio, nie dziw się więc wyglądowi mieszkań na wynajem. Ja co prawda za każdym razem sprzątam mieszkanie, ale nie jestem w stanie co półtora roku kupować nowych mebli i odmalowywać ścian - po prostu mnie na to nie stać.
Gdyby lokatorzy dbali o mieszkanie wyglądałoby ono znacznie lepiej.
Pozdrawiam,
Hania
P.S. Dziś nie wytrzymałam - jeśli jeszcze raz przy odbiorze mieszkania zobaczę taki syf to zatrzymam część kaucji i przeznaczę na profesjonalną ekipę sprzątającą.