Do napisania tego listu zainspirował mnie artykuł "Idris Elba - 5 powodów, by zostać fanką" pani Kasi Nowakowskiej. Idris Elba od jakiegoś czasu jest wspominany jako następca Daniela Craiga w roli Jamesa Bonda. Sam aktor te plotki często rozwiewał, ale nie o tym chciałem tu pisać. Najbardziej mnie zaciekawiło w jaki sposób zareagował na to Anthony Horowitz , autor jednej z książek z uniwersum Jamesa Bonda "Trigger Mortis" . Powiedział, że Idris nie byłbym dobrym Bondem, ponieważ jest "too street". Co to w ogóle znaczy?
Zabawne jest to, że autor bardzo chciał powiedzieć, "Idris Elba nie może zagrać Bonda, bo jest czarny" , ale wiedział, że to źle zostanie odebrane przez opinię publiczną. Idris nie może być Bondem, bo jest za mało "posh", za mało elegancki i kojarzony z ulicą przez role jakie przyjmował do tej pory. Uprzedzenia są tutaj dobrze zakamuflowane . Z jakiegoś powodu role, które przyjmuje czarnoskóry aktor, odzwierciedlają jego charakter i nastawienie. Nie to, że jest aktorem, czyli z definicji może się wcielać w przeróżne role, raz eleganckiego szpiega, raz bezwzględnego gangstera.
Daniel Craig nie miał jakoś z tym problemu, jego role nie odzwierciedlały tego, jaki jest poza filmem. Mimo że grywał również gangsterów z akcentem cockney ("Przekładaniec" , oczywiście doskonale pamiętam, że były również ogromne kontrowersje z obsadzeniem go w roli Bonda). To przekonanie, że czarnoskóry aktor nie może awansować, nie może odciąć się od korzeni i ulicy, że w jakiś sposób jest inny niż ten biały jest doprawdy tragikomiczne i żałosne w XXI wieku. Zabawne jest to tylko z pozoru.
W dzisiejszym świecie i jego rzeczywistości kapitalistycznej, jesteśmy przekonywani codziennie, że decyzje, które podejmuje dane przedsiębiorstwo, nieważne czy to wytwórnia filmowa, czy sklep z butami, wynikają z chęci pomnażaniem zysków. Jeśli grupa focusowa, badania zlecone przez firmę, decyzje na różnych szczeblach decyzyjnych, uznają, że aktor jakim jest Idris Elba, jest na tyle rozpoznawalny i jest w stanie "udźwignąć" cały film na swoich barkach to powinien dostać zielone światło. Bo przecież, gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze? A co w sytuacji, gdy nie wiadomo o co chodzi, a nie chodzi o pieniądze? Wkraczamy wtedy w teren ideologii wg koncepcji Slavoja Zizka .
Ideologia ma to do siebie, że łączy rzeczywistość, którą widać z tą, której nie widać, w celu utrzymania status quo. Wtedy zobaczymy, że ukryte struktury władzy i jej relacje niewiele się zmieniły przez ostatnie lata. Owszem przesuwa się ta granica, w nowych "Gwiezdnych Wojnach" jest dywersyfikacja, jeśli chodzi o rasy i płeć. Hollywood nie ma problemu z obsadzaniem w filmach takich aktorów jak Samuel L. Jackson, Denzel Washington itd. Natomiast istnieje cały czas ten przyczółek, jakim jest wizerunek gentlemana-szpiega, który uznawany jest za ikonę Wielkiej Brytanii obok Big Bena i Królowej.
Kwestia kto zagra, a kto nie zagra w jakimś filmie jest nieważna tylko pozornie. Opór z jakim zareagowało środowisko filmowe, jak i widzowie - w kwestii obsadzenia czarnoskórego aktora w roli Jamesa Bonda, jest bardzo znaczący. Opór ten przyjmuje bardzo często postać krytyki czegoś, co jest nazywane "poprawnością polityczną", do czego wrzucane są jak do jednego worka takie pojęcia jak: feminizm, kulturowy marksizm, lewicowość, rasowa dywersyfikacja itp. Tak, jakby istniało jedno ciało decyzyjne, złożone z feministek, komunistów, socjalistów (to dla krytyków bez znaczenia), osób o kolorze skóry innej niż biała, których celem jest zniszczenie doskonałego świata stworzonego przez białego człowieka. Takie tezy pojawiają się u osób, które nie mogą znieść tego, że czarnoskóry aktor zagra w filmie o Bondzie. Czy jest tak, że to Hollywood i widzowie nie są gotowi na czarnego Bonda? Widownia z producentami z MGM nie są gotowi na utratę białego Bonda?
Wizerunek Bonda nie może zostać naruszony, mimo że grało go wielu różnych aktorów z różnym nastawieniem, od eleganckiego Rogera Moora i Seana Connery'ego, po bardziej "amerykańskiego" Timothy Daltona, czy wreszcie nieokrzesanego, dosyć brutalnego, "współczesnego" Daniela Craiga. Wizerunek zmieniał się wraz z tym, jak zmieniały się czasy oraz oczekiwania widowni. Argument, że w fikcji literackiej nie można zmienić koloru skóry głównego bohatera (jeśli nie odgrywa ona kluczowej roli, np w kontekście historycznym, w którym dana fikcja jest umiejscowiona), jest niedorzeczny. Zwłaszcza w sytuacji gdy jest coraz więcej ludności napływowej, która z czasem będzie odgrywać coraz większą rolę w społeczeństwach. Czarnoskóry Bond to taki sam znak czasów jak czarnoskóry prezydent Stanów Zjednoczonych , niby inny kolor skóry, ale tak na prawdę niczym się nie różni. I na tym pozostańmy, bo nie ma większego znaczenia kto go zagra. Ostatecznie i tak najważniejsze będzie to, czy film zarobi wystarczająco dużo.
[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to 30-dniowy kod do Kinoplex.pl. Życzymy udanego oglądania.]