Wracasz zmęczony po pracy do domu. Nagle do twojego osiedlowego sklepu, wiesz, tego, w którym pani Hania ma dla ciebie codziennie świeże kajzerki, podbiega banda chłopaków, wybija szybę, dalej nic nie widzisz, tylko słyszysz hałas przewalanych produktów. Dzwonisz na policję. Tłumaczysz w domu dzieciom, że nie wolno okradać nikogo.
Skoro tak dobrze wiesz, jak zareagować, gdy ktoś okrada sklep, to dlaczego nie reagujesz, gdy ktoś okrada własne dzieci? W Polsce koło miliona dzieci nie dostaje alimentów. Co siódme dziecko w kraju! W klasie twojej córki czworo kolegów nie dostaje alimentów. Grupie przedszkolnej syna tyle samo. Dlaczego obok tego przechodzisz obojętnie? To nie twoja sprawa? A sklep pani Halinki to był twój? Miałeś osobiste porachunki z którymś ze złodziei? Wpuścisz złodzieja do domu? Poważnie pytam, wpuścisz? Nie? A dlaczego godzisz się, żeby pan Mietek po remoncie mieszkania nie wystawiał ci faktury? Mimo że ledwie tydzień temu, kładąc glazurę w kuchni, opowiadał ci burzliwą historię swojego rozwodu i uważa, że "niech baba zobaczy, co to jest utrzymać rodzinę, grosza alimentów nie zobaczy, pani złociutka ". Swoje dzieci okradł już na 20 tysięcy, myślisz, że będzie miał skrupuły, żeby wynieść twój telewizor? Dlaczego ciebie ma potraktować lepiej?
Dlaczego nie protestujesz, gdy po rozwodzie twoja fryzjerka zamyka salon i zaczyna czesać po domach? Mówi, że skoro tak się pchał do dzieciaków, to niech je utrzyma. "Ja mam swoje potrzeby. Idę dziś na melanż, może Pani by poszła? Nie? A opłacić dzieciom wakacje... sama Pani widzi, te gówniarze tylko by brały i brały."
A ta dziewczyna z PR-u, która podczas lunchu w biurowej knajpce chwali się wam swoim układem z szefem? Na umowie 1500, a reszta w dietach. Śmiejecie się z jej żartów, uwielbiasz jeść w jej towarzystwie. Można się rozluźnić, przerwa trwa tylko chwilę. A ona, jako specjalistka od PR-u już nie wspomni o synku, którego nie widziała od rozwodu i o czekających na nią w domu czterech butelkach wina. Skoro eks-mąż walczył przed sądem, żeby młody mieszkał z nim, to niech sam utrzymuje. Zresztą smarkacz zawsze wolał ojca!
Przystojniak, kawaler z odzysku, ten z III piętra, z finansów. Randka z takim to byłoby coś. W końcu zauważa cię na imprezie firmowej. Może będzie coś więcej? Nie boisz się? Bo wiesz, w listopadzie okradł swoją dwójkę dzieci na kwotę wysokości połowy twojej pensji. A co jak okradnie i ciebie?
"Dług alimentacyjny? To mnie nie dotyczy. Ani nie jestem po rozwodzie, ani nie mam dzieci. Ok, moja koleżanka się rozwiodła, ale ona akurat dostaje. Ci, którym nie płacą to pewnie margines. Patola. To się nie zdarza, nie obok mnie". Tak myślisz? Serio? Założę się, że w twojej pracy przynajmniej jedna osoba nie płaci alimentów. Może nawet pracuje przy biurku obok. Dlaczego, gdy cię pytam, czy poszedłbyś ze złodziejem na piwo mówisz zdecydowanie "nie", a kilka godzin później wyskakujesz na miasto z kumplem, który od lat nie płaci alimentów?
Organizacja: "Dla Naszych Dzieci" zbiera podpisy pod Apelem - "Alimenty to nie prezenty", ale zmiany prawne potrzebują czasu. A dziś, natychmiast, każdy z nas może pokazać osobom w swoim otoczeniu, że niepłacenie alimentów to zwykła kradzież. Taki dłużnik jest złodziejem.
Rozwódka
[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to 30-dniowy kod do Kinoplex.pl.]