"Zimowe szaleństwo? To frajda, ale dla rodziców" [LIST]

Planujecie już zimowe ferie? Poznajcie obserwacje naszej Czytelniczki, zanim zaczniecie uszczęśliwiać własne maluchy nieco na siłę. Może nie każdy chce być sportowcem?

Siedzę w kolejce liniowej i spoglądam na sztucznie naśnieżony stok. Pierwszy wypad na narty w nowym roku. Szukamy z dziećmi zimy. Moją uwagę przykuwa malutki człowieczek w różowym kombinezonie, który z utęsknieniem spogląda w stronę dzieci bawiących się w kupce sztucznego śniegu. Inny w zielonej czapce z pomponem zjeżdża właśnie przyklejony do nóg instruktora. Jeszcze inny uczepiony kijka, przytrzymywany przez panią instruktorkę szykuje się do zjazdu. Dochodzą do mnie wołania: "mamo". Miła pani usiłuje coś wytłumaczyć swojemu uczniowi, ale ten dwulatek, a może trzylatek wydaje się nie rozumieć.

Instruktorzy narciarscy to nie są pedagodzy!

Patrzę na tych małych narciarzy i ogarnia mnie smutek. Połowa z nich nie odczuwa radości z rozrywki zafundowanej im przez rodziców. Znaczna część tych dzieciaczków nie wie nawet jak z niej skorzystać. Instruktorzy silą się jak mogą, ale to nie pedagodzy, którzy wiedzą jak rozmawiać z małym dzieckiem.

W terminologii używanej przez instruktorów pojawiły się określenia pizza i frytki, żeby jakoś wytłumaczyć młodym sportowcom tajniki jazdy na nartach. Pewnie część z tych dzieciaków nawet nie miała pizzy czy frytek w ustach. Przecież często ci sami rodzice, którzy nie zważając na słabe nóżki swoich pociech stawiają je na nartach, odmawiają im frytek i pizzy bo tłuszcz, konserwanty i cholesterol.

Byliśmy pierwszymi rodzicami, którzy nie uczyli dziecka na siłę.

Dwa lata temu sama zafundowałam swojej trzyletniej córce jazdę z instruktorem. Na austriackim stoku kosztowało nas to parę dobrych euro. Po 20 minutach przyglądania się córce podeszliśmy do instruktora rezygnując z lekcji. Zdziwiony popatrzył na nas, a po 5 minutach przyszedł do nas z całą kwotą zapłaconą za naukę jazdy. Pogratulował decyzji i rozsądku, a także podziękował za to, że pielęgnujemy to, co jest w sporcie najważniejsze - dobrą zabawę i radość dziecka. Powiedział, że jesteśmy pierwszymi rodzicami podczas całego sezonu, którzy widząc, iż to jeszcze nie ten czas zabrali dziecko i tym samym nie odebrali mu ochoty na kolejne próby w następnych latach. (A tak na marginesie po 2 latach moja córka jeździ świetnie).

Wiem, że są dzieci obdarzone talentem. Postawione na narty świetnie się na nich trzymają. Ale na wszystko przyjdzie pora. Instruktorzy powinni mieć odwagę oddać rodzicom dziecko, jeśli widzą, że słabe mięśnie nie są jeszcze gotowe na narciarską przygodę. Rodzice nie róbcie krzywdy dzieciom, nie dajcie się ponieść temu "zimowemu szaleństwu".

Aśka

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to e-book "Kobieta dość doskonała" Sylwii Kubryńskiej z zaprzyjaźnionego Publio . Życzymy miłej lektury.]

Foch poleca!Foch poleca! Foch poleca! Foch poleca!

Więcej o: