"Urodzenie dziecka to najwyższe stadium człowieczeństwa?" [LIST]

Sarkazm i niepohamowana ironia - oto esencja listu naszej Czytelniczki. Wyraźnie rozzłoszczona dokłada swój głos do dyskusji o macierzyństwie i roli kobiety w społeczeństwie. I zupełnie nie jest to głos grzeczny.

Kto jeszcze ma taki pomysł na siebie? (fot. Unsplash.com CC0)Kto jeszcze ma taki pomysł na siebie? (fot. Unsplash.com CC0) Kto jeszcze ma taki pomysł na siebie? (fot. Unsplash.com CC0) Kto jeszcze ma taki pomysł na siebie? (fot. Unsplash.com CC0)

Dlaczego w 2016 planuję zajść w ciążę? Mam trzydzieści lat i nigdy nie czułam instynktu macierzyńskiego. Raz nawet prawie podjęłam decyzję o usunięciu ciąży (lecz, jak się okazało, ciąża się sama ewakuowała, co oszczędziło mi przeszukiwania ogłoszeń o treści "wywoływanie miesiączki - farmakologicznie" i wizyty w warsztacie samochodowym czy budce z kebabem cichaczem przerobionych na gabinet ginekologiczny). Nie było mnie wówczas stać na podróż na Słowację - ot, taki problem klasowy.

Dopóki nie masz dziecka, nie wiesz, co to prawdziwe problemy.

Od tamtego czasu minęło kilka lat. W moim otoczeniu rosła liczba mam, w publicystyce i na forach internetowych powtarzano jak mantrę "kto będzie na twoją emeryturę robił" . Dowiedziałam się, że oksytocyna to niezły narkotyk, który pomaga przetrwać największy ból fizyczny i dzięki niemu się kocha. Że więź matki i dziecka to najsilniejsze uczucie na świecie. Że to antidotum na samotność i wszelkie emocjonalne deficyty. Że dopóki nie ma się dzieci, nie ma się prawdziwych problemów, także sorry, ale "twoje są wydumane i jakbyś miała dzieci, to nie miałabyś czasu myśleć o głupotach" .

Rodzina to podstawowa komórka społeczna.

Że od macierzyńskiej akrobatyki człowiek robi się mistrzem zarządzania, jakby co najmniej MBA zrobił. Że bycie mamą jest ważniejsze niż bycie kimkolwiek innym. Że zmęczenie pracą na etacie to pikuś w porównaniu z nocnym wstawaniem, kolką i jelitówkami. Że L4 ciążowe i urlop macierzyński to idealny moment, żeby zrobić podyplomówkę, zacząć udzielać się społecznie, przeczytać Prousta, słowem - te wszystkie rzeczy, na które podobno na co dzień brakuje czasu i energii. Że powinnam płacić bykowe. Że rodzina to podstawowa komórka społeczna. Że praca większości ludzi nic nie znaczy i prędzej czy później i tak mnie wywalą. Że przez takie, jak ja, zalewają nas ciapaci. Że państwo powinno wspierać dzietność. Że przeludnienie planety to bzdura, zresztą to znowu wina arabusów. W końcu, że urodzenie dziecka to najwyższe stadium człowieczeństwa, uniwersalny sens życia i jeśli nie będę miała potomstwa, to nic po mnie nie zostanie.

Przekonaliście mnie, drogie i drodzy. Samotną trzydziestkę stać teraz na wycieczkę na Słowację. Za kilka miesięcy jedzie poddać się inseminacji. Przecież jak już urodzi, to na pewno pokocha.

Nawrócona

Zobacz wideo

[Od Redakcji: Autorom nadesłanych do redakcji i opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Tym razem jest to e-book "Upadła świątynia" Dominiki Węcławek . Życzymy miłej lektury.]

fot. Fabryka Słów

Więcej o: