Wypierałam to długo, ale jak mnie niedawno uświadomiono, każdemu z nas grozi nałóg. Nie trzeba zapijać się codziennie, wychodzić co pięć minut na papierosa czy przegrać oszczędności życia w kasynie. Naprawdę. Można, tak jak ja, być szczęśliwym, poukładanym i wpaść w szpony z pozoru niegroźnego uzależnienia.
Nie palę, alkohol piję sporadycznie, praktykuję jogę, nie jem mięsa. Jednym słowem prowadzę zdrowy tryb życia. A jednak (jak każdy?) mam swoje obsesje. Nie śmiejcie się, ale nie wyobrażam sobie dnia. bez prasowania. Widzę wasze miny. "Idiotka, ludzie mają prawdziwe problemy, a ta uważa, że prasowanie niszczy jej życie". Tak o mnie myślicie. Tak myślą o mnie wszyscy, przed którymi się otworzę.
Zaczęło się niewinnie. Wracałam do domu, po ciężkim dniu pracy i dla relaksu wyciągałam deskę do prasowania. Odpalałam serial, nalewałam sobie lampkę wina i prasowałam. Prasowałam wszystko. Skarpetki, ścierki kuchenne, ba, nawet koce. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że prasuję wszystko, co wpadnie mi w ręce. Robię to bezwiednie. Niekoniecznie są to rzeczy czyste, dopiero uprane. Nie. Podczas oglądania serialu, potrafiłam zdjąć poszewki z poduszek, które leżały na kanapie i wyprasować najmniejsze zagniecenia. I tak codziennie.
Po pewnym czasie złapałam się na tym, że nie tylko relaksuję się tak po pracy. Zaczęłam wstawać godzinę wcześniej, żeby zdążyć przeprasować cokolwiek przed wyjściem do biura. Dla mnie to był synonim dobrze rozpoczętego dnia.
Brnęłam w to dalej, przestałam umawiać się ze znajomymi, wychodzić do kina czy na zakupy. Nie tylko dlatego, że wolałam w tym czasie odprężyć się przy desce do prasowania. Także dlatego, że wkurzali mnie ludzie w wygniecionych ubraniach. Niechlujni, zaniedbani - w moim odczuciu oczywiście.
Przyjaciółka, która po kilku latach wróciła zagranicy, zaciągnęła mnie siłą do psychoterapeuty. Na początku śmiała się, kiedy podczas każdej rozmowy na Skypie, oglądała mnie z żelazkiem w ręku. Gdy wróciła do Polski i okazało się, że prasowanie to mój sposób na życie, próbowała rozmawiać, wyciągnąć z letargu, w który wpadłam. Nic nie pomagało. Dlatego podstępem zaciągnęła mnie do psychoterapeuty. Jestem jej za to dozgonnie wdzięczna.
Specjalista uświadomił mi wiele rzeczy. Między innymi to, że jesteśmy narażeni na wpływy naszych rodziców. Podświadome oczywiście. W moim domu zawsze się prasowało. Pamiętam, że kiedy wracałam chwiejnym krokiem do domu po piątkowej imprezie, w sobotę nad ranem, mój ojciec witał mnie karcącym spojrzeniem znad. deski do prasowania. Nie wiem, czy wstawał nad ranem i siadał do prasowania koszul czy nie spał całą noc i martwił się o mnie. Z kolei mama zawsze przyczepiała się do mojego stroju. "Wróć do pokoju, tak nigdzie nie wyjdziesz. Wyjdziesz dopiero, jak uprasujesz tę koszulę. Nie możesz wyglądać jak łachudra". Słyszałam takie teksty już jako dziecko.
Drobiazgi wpływają na nasze później zachowania, decyzje czy, jak w moim przypadku, na obsesje. A te ostatnie naprawdę mogą zrujnować życie. Ja dopiero odbudowuję zaniedbane relacje, staram się wychodzić z domu i poznawać nowych ludzi. Zwracajcie uwagę na swoich najbliższych. Nałogi biorą nas podstępem. I często z pozoru są niegroźne.
Milena
***
Czekamy na Wasze historie, którymi chcecie się podzielić. Wybrane teksty, za Waszą zgodą oczywiście, będą opublikowane na kobieta.gazeta.pl. Autorom opublikowanych przez nas listów rewanżujemy się drobnym upominkiem. Piszcie: kobieta@agora.pl.