Jak się zabezpieczają przed ciążą Polki? Dla wielu to ostatni punkt na liście wydatków

Kobiety, albo jeśli uznamy, że do tanga trzeba dwojga, pary nie mają w Polsce prostej drogi do zabezpieczenia się przed ciążą i ryzykiem zakażenia chorobami przenoszonymi drogą płciową. Pod tym względem jesteśmy czarną plamą na mapie Europy.

Na ostatnim miejscu

Zgodnie z wynikami raportu Europejskiego Forum Parlamentarnego ds. Populacji i Rozwoju, jako swobodny, dostęp do antykoncepcji deklaruje 31,5 procent kobiet w Polsce (90 procent to liczba wskazywana w Wielkiej Brytanii). Jesteśmy na mapie Europy pod względem dostępności do antykoncepcji czarną plamą - daleko w tyle za Kosowem, Gruzją, Bośnią i Hercegowiną. 

We Francji do antykoncepcji młodzież ma dostęp u szkolnej pielęgniarki, u nas dostęp do antykoncepcji hormonalnej i awaryjnej należy poprzedzić wizytą u lekarza i zdobyciem recepty. Lekarz, powołując się na klauzulę sumienia, może jej wypisania odmówić, podobnie jak kierujący się swoimi przekonaniami farmaceuta, który odmówi sprzedaży leku. Europejska Agencja Leków uznała, że antykoncepcja awaryjna, czyli tabletka “dzień po” jest na tyle bezpieczna, że w ogóle nie ma potrzeby sprawowania nad nią kontroli lekarskiej.

Dyskryminowane ze względu na zarobki

W Polsce antykoncepcja jest w większości  w 100 procentach odpłatna z małymi wyjątkami tabletek, które są na liście leków refundowanych. Problemem bywa jednak jej zakup także w dużych miastach.

Na profilach społecznościowych nie brakuje postów, w których pacjentki dużych prywatnych klinik medycznych jasno wyrażają swój sprzeciw i oburzenie postawą lekarzy zasłaniających się własnym sumieniem i odmawiających przepisywania antykoncepcji. W takich miejscach kobiety są jednak klientkami bardziej niż petentkami, płacą, wymagają i głośno walczą o swoje prawa. W tych konkretnych przypadkach pieniądz bierze górę, a przeciwni antykoncepcji medycy muszą szukać innego pracodawcy.

Najpierw impuls, potem panika

Zdaniem kilku zapytanych o to anonimowo ginekologów, Polki wiedzą o antykoncepcji więcej niż 20 lat temu, ale mniej niż ich rówieśnice w Europie. Co gorsza często - niezależnie od wieku - zdajemy się na impuls, idziemy na całość, po czym - najczęściej na drugi dzień - wpadamy w panikę. 

Nie mamy wiedzy na temat funkcjonowania naszego układu rozrodczego, nie potrafimy także tej wiedzy przekazywać własnym dzieciom. Wedle zaleceń Światowej Organizacji Zdrowia o ich seksualności powinniśmy zacząć rozmawiać już z czteroletnimi dziećmi, a o antykoncepcji z 12-letnimi. Rzeczywistość jest jednak taka - o czym w swoich raportach co roku alarmuje Grupa Edukatorów Seksualnych Ponton - że od pokoleń nikt z nami o seksie nie rozmawia, w szkole przekazywane są nam także fałszywe informacje, w sieci jest wiele wiedzy, ale trudno ocenić, co jest prawdą, a co mitem. Na forach internetowych nie można polegać. Brakuje rzetelnej wiedzy zebranej w jednym miejscu - dlatego takim ogromnym zainteresowaniem cieszyła się książka “Sexedpl”  i seria towarzyszących jej spotkań zainicjowanych przez modelkę i aktywistkę Anję Rubik.

Ale nie tylko młodzi mają problem z kontrolą własnej płodności. Bywa, że i trzydziestoletnie mamy małych dzieci z podwarszawskich miejscowości sądzą, że karmienie piersią uniemożliwia zapłodnienie. Bo ci, którzy nie zdobędą wiedzy, nie będą szukać rzetelnych źródeł informacji, w dorosłe życie wejdą, wierząc w mity. 

Wiedzą, że nic nie wiedzą

Z doświadczeń osób pracujących z kobietami w kryzysie ekonomicznym wynika, że kobiety coś o antykoncepcji wiedzą, ale ta wiedza nie jest ani dokładna, ani rozległa. Dojrzałe kobiety wstydzą się pytać o rodzaje antykoncepcji, ich stosowanie i koszty. Im mniejsze miasteczko, tym większe trudności. Największy jednak problem jest taki, że ginekolodzy, gdy widzą w swoim gabinecie dojrzałą kobietę, zakładają, że ona zna dostępne metody antykoncepcyjne i wie, jak je stosować oraz je stosuje. Nic bardziej mylnego. 

Dr Tomasz Basta, ginekolog-położnik, założyciel krakowskiej Intima Clinic tłumaczy, że jest tak, że miejsce zamieszkania warunkuje zainteresowanie lub bardziej jego brak niektórymi metodami antykoncepcyjnymi. - Na południu i wschodzie Polski metoda niehormonalnej wkładki domacicznej jest rzadko stosowana, a w centralnej i zachodniej części kraju jest dość popularna. Zdaniem ginekologa antykoncepcja jest także uwarunkowana religijnie. - W rejonach, w których społeczeństwo nadal jest bardziej odizolowane od łatwego dostępu do ginekologa, metody antykoncepcji to nadal przede wszystkim kalendarzyk, prezerwatywa i - co najwyżej - tabletki - podsumowuje dr Basta.

Stosuję, bo mnie stać

Pigułki antykoncepcyjne i spirale stosują kobiety, które stać na to, żeby raz na miesiąc albo raz na trzy miesiące pójść do lekarza za 150 zł, żeby przepisał środki antykoncepcyjne, a potem stać je na ich wykupienie za 50 zł miesięcznie. W takim przypadku droższe wkładki w przeliczeniu na pięć lat stosowania – z punktu widzenia ekonomicznego - są relatywnie tańsze.

Przed nami ogromna praca do wykonania, żeby z szarego końca Europy pod względem dostępności antykoncepcji trafić gdzieś wyżej. Do tego potrzebna jest edukacja, łatwy dostęp, refundacje i wspieranie kobiet w świadomości, że mają wybór, środki i niczym nieograniczone możliwości, by decydować o własnej płodności