Jak zmienił się obraz matki na przestrzeni lat? Macierzyństwo kiedyś i dziś

Żyjemy w 2022 roku. To niezwykłe czasy, kiedy matka może zaprowadzić dziecko do szkoły ubrana w dres. Potem może wrócić do domu, wziąć smartfona i pokazać na TikToku bałagan w kuchni. A potem, zamiast zacząć sprzątać, włączyć laptopa i poprowadzić szkolenie online. To wspaniałe czasy, kiedy bardziej niż kiedykolwiek mamy gdzieś opinię innych i bardziej niż kiedykolwiek dbamy o swoje dzieci. Jak zmienił się obraz matki na przestrzeni lat?

Kilka dni temu przejeżdżałam obok wesołego miasteczka. Był pochmurny dzień, a ozdobione kolorowymi neonami wagoniki i karuzele lekko poruszały się na wietrze. Przypomniałam sobie, że kiedy byłam dzieckiem, korzystanie z nich sprawiało mi ogromną frajdę - dziś wywołuje gęsią skórkę. Nie tylko wyglądają upiornie, ale też mam świadomość niebezpieczeństw, jakie ze sobą niosą. Czemu moja mama nie panikowała za każdym razem, kiedy chciałam z nich korzystać? Bo w tamtych czasach kobiety nie były aż tak przewrażliwione na punkcie swoich dzieci. Nie wiedziały tyle, ile my wiemy dziś. Z roku na rok stajemy się coraz bardziej świadome i znacząco wpływa to na to, jakimi matkami jesteśmy.  

Macierzyństwo: szybkie spojrzenie wstecz 

Pamiętajmy, że do XIX wieku rola matki ograniczała się do urodzenia dziecka. Nikt nie dbał o to, żeby karmić piersią przez kilka lat, żeby dziecko czuło się kochane i żeby miało jakąkolwiek więź z kobietą, która wydała je na świat. Jak przypomina Elisabeth Badinter w "Historii miłości macierzyńskiej", już kilka dni po tym, jak dziecko przyszło na świat, oddawano je do mamki. Tam przebywało przez cztery lata, a po powrocie do domu natychmiast trafiało w ręce niańki. Siedmiolatkowie, bo dotyczy to tylko chłopców, powierzani byli wychowawcom, a potem wyjeżdżali do szkół. I prawie nie znali swoich rodziców. Dopiero w XVIII wieku Jan Jakub Rousseau wywołał dyskusję na temat roli matek. Od tamtej pory macierzyństwo zaczęto kojarzyć z miłością, a w stosunku do kobiet pojawiły się oczekiwania, aby odegrały istotną rolę w życiu swoich dzieci i nauczyły je życia w społeczeństwie. Tych oczekiwań z roku na rok jest coraz więcej.  

Glennon Doyle zauważa, że jeszcze nasze babcie i mamy zupełnie inaczej podchodziły do kwestii wychowania niemowląt. Nasze babcie wracały z dzieckiem do domu i nie wywracały swojego życia do góry nogami. Ich podejście autorka określa słowami: "Niech sobie rośnie". Chodzi o to, że wszystko działo się w swoim rytmie. Metodą prób i błędów. Dziecko było dzieckiem, miało się je "jakoś" wychować. Nikt nie czytał wtedy poradników. Nie czytały ich też nasze mamy. One z kolei nie ukrywały, że ważna jest dla nich praca i rozwój osobisty. Wiedziały też, że nie mogą być wszystkim dla wszystkich i zaczęły angażować mężczyzn w opiekę nad dziećmi. Większość z nas wychowywała się z rówieśnikami na podwórkach i dom traktowała jako miejsce do jedzenia, odrabiania lekcji i spania.  

Teraz dom i rodzice mają być dla dziecka wszystkim. Coraz później decydujemy się na dziecko, bo chcemy mieć pewność, że będziemy w stanie zapewnić mu idealne dzieciństwo. Jesteśmy tym pokoleniem kobiet, którym nie wystarczy już bycie dla dziecka matką i zarabianie na jego rozwój. Chcemy być też jego psychologiem i przyjacielem. Chcemy być jego życiowym przewodnikiem.  

Już w czasie ciąży czytamy dziesiątki poradników, wykreślamy z naszego słownika słowo "nie", wykreślamy "zakaz" i "nakaz". Robimy wszystko, żeby dziecko rozwijało swoje zainteresowania i nie bało się być sobą. Nasze dziecko nie usłyszy od nas, że jest niegrzeczne. Przeanalizujemy z nim jego zachowanie i samo będzie musiało wyciągnąć wnioski. Wysyłamy je na różne zajęcia dodatkowe, żeby określić jego predyspozycje i pomóc mu wskazać drogę. Podróżujemy, pokazujemy mu świat. Wysyłamy je na konkursy. Zapewniamy je, że jest lubiane i kochane. Najważniejsze są dla nas jego uczucia.  

Obowiązki domowe, czy perfekcyjny wygląd schodzą na drugi plan, bo nie żyjemy na pokaz. Nie chcemy już się porównywać, nie chcemy nikomu niczego udowadniać. Chcemy być dla naszego dziecka. Nikogo nie dziwi już mama, która w dresie odprowadza dziecko do szkoły. Nikogo nie dziwi to, że pokazuje swój bałagan w mediach społecznościowych. Wydaje nam się, że wszystko jest tak, jak powinno być. Nasze dzieci mają takie dzieciństwo, jakie my chciałybyśmy mieć. Tylko że wciąż w mediach społecznościowych słyszymy, że nie jesteśmy wystarczające i na pewno popełniamy jakiś błąd, który zaważy na przyszłości naszego dziecka.