W centrum handlowym irytuje nas tłok, dziwne zapachy odświeżaczy powietrza i muzak, ale nie tylko. Równie męczący potrafią być inni klienci. Oto 8 typów kobiet, które spotkasz w każdym sklepie odzieżowym, choć wolałabyś ich uniknąć.
Potrafią zepsuć ci humor, szczególnie w czasie przecen, kiedy ceny spadają, ale gęstość zaludnienia centrum handlowego gwałtownie rośnie. Większość z nich nawet nie zdaje sobie sprawy, że uprzykrza ci życie - głównie dlatego, że każdej z nas zdarza się wcielić w rolę "upierdliwej" klientki. Dlatego ten tekst nie ma na celu wyśmiewania nikogo - raczej humorystycznej analizy naszych drobnych i większych przywar.
Która wkurza was najbardziej podczas zakupów?
fot. iStock, grafika Gazeta.pl
Na zakupy wybiera się zawsze w pełnym makijażu. Co to byłaby za tragedia, gdyby ktoś ją przyłapał w H&M-ie z nagą cerą? Stosuje trochę za ciemny podkład, żeby nigdy nie wyglądać zbyt blado. Łatwo wtapia się w tłum, ale gdy już się w nim skryje, znajdziesz jej ślady - krechę ciemnego beżu na koszulce, tłusty odcisk szminki na podszewce.
Dlaczego nas wkurza?
Zdarzyło wam się przejrzeć cały wieszak białych sukienek i nie znaleźć ani jednej czystej? Nieważne, co mówią w reklamach proszku - nigdy nie masz stuprocentowej gwarancji, że wżarty w materiał makijaż się spierze. No i głupio tak kupować bluzkę podniszczoną od nowości. Nic tak nie psuje satysfakcji z zakupów jak widoczna plama.
Dlaczego możemy jej wybaczyć?
Sieciówki lubią zaskakiwać nas nieprzemyślanymi rozwiązaniami, np. dziurą na głowę tak wąską, że piling twarzy dostajemy gratis. Wtedy nawet najlepsze chęci nie pomogą i lamówka z fluidu jest gwarantowana. W innych przypadkach wybaczyć trudno - wystarczy wykończyć makijaż pudrem transparentnym, żeby mocno ograniczyć ryzyko ubrudzenia połowy bluzek w sklepie.
W głębi duszy myśli, że sklep to jej posiadłość, a służba przybiegnie na paluszkach i po niej pozamiata. Dlatego zostawia naręcza ubrań i wieszaków w przymierzalni, niechciane szpilki podrzuca do kosza z bielizną i zdaje się nie zauważać sweterka, który zsunął się z wieszaka i wpadł między adidasy.
To jej zawdzięczamy bałagan w sieciówkach i plamy z błota na ubraniach z zimowej wyprzedaży. Gdyby nie jej niechlujność, obsługa nie traciłaby czasu na ogarnianie tego chaosu i mogłaby z uśmiechem pomóc ci znaleźć tę wymarzoną sukienkę z czerwoną aplikacją.
Może po prostu bardzo jej się spieszy? Może za 4 minuty przeskakuje na kolejny próg opłaty parkingowej, a może dostała koszmarnej migreny i marzy tylko, by zwinąć się w kulkę pod kocem? A może po prostu nie szanuje pracy ekspedientów i wcale nie należy się jej nasze wybaczenie.
Jeśli kupuje, to na ogół zwraca. Wiadomo, że buty na pluchę musi mieć własne, ale po co ma inwestować w sukienkę, którą założy raz czy dwa? Metka świetnie trzyma się na plecach i przecież się nie spoci, bo nie wybiera się na jogging.
Po prostu - to dość obrzydliwe. To żadna przyjemność kupić sukienkę, w której ktoś przetańczył całą noc, wypił 7 shotów i zrobił szpagat na weselu kuzynki trzeciego stopnia. I pominął pranie, bo tego papierowa metka by nie zniosła.
Bo może być jeszcze gorzej? Na kupowaniu na jedną noc nieuczciwe praktyki klientek się nie kończą. Zastanawialiście się, dlaczego płaszcze w sieciówkach bywają rozkompletowane, brakuje im paska czy sprzączki? Prawda jest taka, że kradną je dziewczyny, które taki pasek zgubiły.
Rozpoznasz ją na pierwszy rzut oka po torbie "Frakta" z IKEI, ew. worku od Ani Kuczyńskiej. Ma wiele wspólnego ze "Zwrotką", głównie zwracanie. Oddawane przez nią ciuchy i buty nosiła tylko modelka na sesji, można więc założyć, że nadają się jeszcze do użytku. Co nie zmienia faktu, że nie chcesz wylądować za nią w kolejce.
Jej torba nie jest XXL bez powodu... Zwraca dużo i masowo, a kolejka w tym czasie puchnie i puchnie. Bywa, że czeka na zwrot 2137 zł w gotówce, wywołując tym niemałe poruszenie i dalsze opóźnienia.
Nie ma lekko - cały dzień biega z ciężką siatą na ramieniu po dusznym centrum handlowym pozbawionym światła. Często jest tylko stażystką wyznaczoną do najcięższych zadań działu mody i ma szczęście, jeśli dostała bon na taksówkę.
Dlaczego nie wypożycza z showroomów? To proste - wielkie zagraniczne marki albo w ogóle nie prowadzą showroomów, albo utrzymują kameralne przestrzenie, w których wisi tylko limitowana kolekcja specjalna. Dlatego na zdjęciach z sesji oglądamy miks sampli od projektantów i zwykłych ubrań ze sklepu.
Na zakupy chodzi z chłopakiem. Nie wyobraża sobie, że mieliby się na dwie godziny rozstać, co to, to nie. Przecież tylko Miś jej dobrze doradzi, pomoże zdecydować, czy sukienka ma być czarna, czy czerwona. Tylko że Miś siedzi znudzony z naręczem siat pośrodku przymierzalni i modli się, żeby mieć już to z głowy.
O Misia z siatami łatwo się potknąć, gdy kierujesz się do przymierzalni numer 7. Nie wiem, jak dla was, ale dla mnie ten cudzy Miś bywa krępujący, gdy chcesz wyjść zza kotary i przejrzeć się w dużym lustrze. Niby dlaczego jakiś obcy facet ma patrzeć, jak próbuję ocenić, czy wyglądam w czymś grubo. Albo, co gorsza, zauważyć, że zapomniałam ogolić lewą łydkę.
Zakupy to dla wielu z nas nużąca droga przez mękę i może łatwiej je przetrwać, gdy współdzielimy to cierpienie z ukochaną osobą...
Ma tysiąc wątpliwości, a przy kasie nawet tysiąc jedną. Wypytuje przerażoną ekspedientkę: czy to się zbiegnie w praniu? Czy ten kolor nie zejdzie? Dlaczego to ma 70 procent akrylu, nie macie czegoś, co by miało 20 procent? Przecież akryl na pewno się zmechaci? A może macie coś bardzo podobnego, ale w granacie i bez tych guziczków?
10 minut temu miałaś już być na kawie z koleżanką, a Maruda marudzi i opóźnia. Masz ochotę jej odpowiedzieć: tak, zmechaci się! To sieciówka, a nie manufaktura dzianiny z kaszmiru!
Przekonanie, że sprzedawca zna swój towar od podszewki, bierze się ze starej dobrej tradycji handlu i dopiero w epoce fast fashion stało się zupełnie nieaktualne. Nie każdy jest biegły w specyficznym świecie sieciówek.
Wychodzi z założenia, że jak już swoje odczekała w kolejce, to teraz należy jej się dobra godzina na mierzenie "w swoim tempie". Robi sobie zdjęcia i rozsyła znajomym do oceny, mierzy każdą rzecz po dwa razy, prosi koleżankę, żeby doniosła jeszcze dwa rozmiary i trzy wersje kolorystyczne.
W normalnych okolicznościach jest zupełnie nieszkodliwa, ale w okresie przecen masz ochotę wyrwać jej te wieszaki razem z grubym pasmem włosów. Przecież czekasz już 28 minut i czujesz, jak pot zaczyna ci spływać pod kurtką.
Ma do tego prawo. Zamiast się denerwować - kup, przymierz w domu i część zwróć. Będzie szybciej i unikniesz oglądania swojej twarzy w tym trupim świetle z przymierzalni.
Weszła do sklepu od niechcenia, ale właściwie nie wie, czego chce i po co przyszła. Obserwuje więc innych, zwłaszcza ciebie. Jeśli oglądasz tę sukienkę, to pewnie jest na czasie, też zmierzy. Jeśli zaczynasz grzebać w rozszerzanych dżinsach, ona też pogrzebie, a co jej szkodzi?
Czujesz się, jakbyś poszła na zakupy z tą koleżanką, która zawsze mówi: "Ale piękne! Gdzie to kupiłaś? Nie obrazisz się, jeśli też kupię?". Tylko że tej dziewczyny wcale nie znasz i boisz się, że podczas grzebania odbierze ci ostatni płaszczyk w twoim rozmiarze.
Jest duża szansa, że włóczy się za tobą podświadomie. Może przerasta ją nieskończona oferta albo jest dziś rozkojarzona? Po prostu odwróć się i rób swoje. Nowe buty same się nie kupią.