Ten reżyser był postrachem aktorów. Joaquin Phoenix zemdlał, Florence Pugh mówi o "torturach"

Stanisławski, tworząc metodę polegającą na odnalezieniu emocji granej przez siebie postaci we własnej przeszłości, kierował się myślą, że "nie ma małych ról, są tylko mali aktorzy". O krok dalej i o krok od szaleństwa poszedł Lee Strasberg, który twierdził, że idealny aktor musi stać się bohaterem, w którego się wciela. Skrajne metody stosowali jednak nie tylko reżyserzy teatralni. Postrachem stał się Ari Aster, który złamał m.in. Joaquina Phoenixa.

Metody Stanisławskiego i Strasberga przez lata spędzały sen z powiek nie tylko adeptom sztuki aktorskiej. W branży od dawna panuje przekonanie, że dla roli warto poświęcić zdrowie, urodę, dotychczasowy tryb życia, uprzedzenia. Choć wyrzeczenia często skutkują prestiżowymi nagrodami, uhonorowani nimi aktorzy przyznają, że sukces nie zawsze jest tego warty. O trudnych doświadczeniach w pracy z reżyserem Arim Asterem opowiedzieli niedawno m.in. Joaquin Phoenix i Florence Pugh.

Czerpał z klasyki horroru

Metody stosowane przez Astera, podobnie jak jego twórczość, szokują i wywołują ostre dyskusje. Silne emocje, na których reżyser opiera swoją pracę, mają korzenie już w czasach dzieciństwa - jako czterolatek przyszły filmowiec zobaczył w kinie scenę ostrzelania z pistoletu maszynowego w filmie "Dick Tracy", po czym wybiegł z kina i przerażony przebiegł sześć nowojorskich przecznic. Później lęk zmienił się w fascynację. Aster miał obsesję na punkcie horrorów i wypożyczał wszystko, co miały do zaoferowania lokalne wypożyczalnie.

Wyczerpałem dział horrorów we wszystkich sklepach wideo, jakie mogłem znaleźć. Nie wiedziałem, jak zebrać ludzi, którzy by współpracowali przy czymś takim. Znałem się tylko na pisaniu scenariuszy.

- wspominał w jednym z wywiadów. W 2004 roku podjął studia związane z filmem, a po ich ukończeniu otrzymał stypendium na absolwentów AFI Conservatory w 2010 roku, gdzie uzyskał tytuł magistra ze specjalizacją w reżyserii. Debiutował krótkometrażowym "Tale of Two Tims", jednak rozgłos przyniósł mu dopiero horror z 2018 roku - "Dziedzictwo. Hereditary". Co ciekawe, na planie również ucierpiał jeden z aktorów - Alex Wolff prawie złamał nos i uszkodził rękę.

Zobacz wideo Kto najlepiej zagrał Jokera? Przedstawiamy ranking TOP 5

 Czuła się winna wobec własnej postaci

Kontuzje to nie wszystko. W wielu przypadkach znacznie poważniejsze skutki mają sytuacje, w których cierpi psychika aktorów. Tak stało się w przypadku Florence Pugh, która zagrała w nagradzanej produkcji "Midsommar. W biały dzień", gdzie wcieliła się w Dani - dziewczynę trafiającą do odizolowanej społeczności, praktykującej krwawe rytuały. O swoich doświadczeniach opowiedziała w podcaście Off Menu.

Nigdy wcześniej nie grałam kogoś, kto aż tak cierpi. Każdego dnia fabuła stawała się coraz dziwniejsza i trudniejsza do odegrania. Wpajałam sobie coraz bardziej ponure obrazy. Pod dnia zdjęciowego tak naprawdę znęcałam się nad sobą, aby jak najlepiej wejść w rolę.

– mówiła Pugh, której filmowa postać zmagała się również z problemami rodzinnymi. Kreacja aktorska, którą stworzyła, była na tyle realistyczna, że w szczerość jej emocji, przede wszystkim cierpienia, uwierzyła sama odtwórczyni roli. Aktorka zmagała się z poczuciem winy długo po zakończeniu zdjęć.

Czułam, jakbym ją tam porzuciła w takim stanie. To było dziwne. Stworzyłam tak smutną postać, że czułam się winna.

- wyznała.

Zemdlał w nie swojej scenie

Nie tylko ona z lękiem wspomina współpracę z Asterem. W innej produkcji reżysera, "Bo się boi", zagrał Joaquin Phoenix, znany m.in. z filmów "Gladiator", "Ona" czy "Joker". Również opisał ją jako niezwykle trudne doświadczenie, które doprowadziło go do utraty przytomności.Zmęczony wcielaniem się w bohatera zmagającego się ze stanami lękowymi zemdlał pomagając ekipie filmowej przy nagrywaniu sceny z Patti LuPone.

Astera początkowo zdenerwowało utracone z tego faktu dobre ujęcie, jednak później uznał, że w postawie Phoenixa jest coś poetyckiego.

To była bardzo wymagająca scena dla Patti. Obiektyw był skierowany w jej stronę, nie na niego [Phoenixa - przyp. red.], a on nagle się przewrócił. Byłem naprawdę wkurzony, bo to było udane ujęcie. Czułem się zdezorientowany, więc spojrzałem w tamtym kierunku, a on leżał tam bez ruchu.

- opowiadał reżyser w ramach wywiadu towarzyszącego przedpremierowemu pokazowi filmu. Przyznał też, że był świadomy stanu wycieńczenia, w jakim znajdował się aktor.

Wiedziałem, że jest z nim źle, ponieważ pozwalał ludziom się dotykać, opiekowali się nim, a on nie wyrażał sprzeciwu. Zemdlał w trakcie sceny skupionej na kimś innym, nie było go w kadrze, pomagał innym członkom ekipy do tego stopnia, że upadł. To, że to zrobił, było bardzo poetyckie.

- uznał filmowiec. Nie wyciągnięto konsekwencji.

Więcej o: