Moje jesienne seriale: wrażenia z premierowego odcinka "The Blacklist"

Pisałam o tym, jak niecierpliwie czekam na jesień - z powodu premier serialowych (i jeszcze paru powodów, których Miss Olgu nie zrozumie). Dziś na specjalnym pokazie udało mi się obejrzeć pierwszy odcinek jednego z wyczekiwanych seriali - "The Blacklist" - jeszcze przed amerykańską premierą.

Wielkim plusem pracy w redakcji Focha jest to, że czasem możemy uciec zza biurek i udać się ku przyjemnościom. Dziś był jeden z tych przyjemnych dni, kiedy to zbiegłyśmy z redakcji i udałyśmy się na pokaz prasowy serialu "The Blacklist" , produkcji stacji NBC, która w Polsce pojawi się w jesiennej ramówce kanału AXN. Amerykańska premiera już za tydzień, a polscy widzowie zmuszeni będą poczekać na nią miesiąc - kanał AXN wyemituje pilota serialu 24 października.

Przypomnijmy - Raymond "Red" Reddington, to jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców z listy FBI. Nieuchwytny przez lata, nieoczekiwanie pojawia się w kwaterze głównej Biura w Waszyngtonie i... oddaje się w ręce agentów. W czasie wstępnego i dość chaotycznego przesłuchania, wyraża stanowcze żądanie - rozmawiać będzie wyłącznie ze świeżo upieczoną agentką Biura - Elizabeth Keen. Dla Liz jest to nie tylko pierwszy dzień pracy dla Biura, ale także dość istotna data w życiu osobistym. Oczywiście wszystko pójdzie zupełnie nie tak, jak było zaplanowane, choć faktycznie - nadchodzące godziny będą niezwykle istotne i dla jej kariery i dla jej poukładanego (?) życia rodzinnego. Dość powiedzieć, że zostanie rzucona na bardzo głęboką wodę.

'The Blacklist'"The Blacklist" "The Blacklist" "The Blacklist"

Co prawda nikt nie jest w stanie znaleźć odpowiedzi na pytanie, dlaczego to Liz została wybrana przez Raymonda, ale szybko poznajemy cel przestępcy. Chce on pomóc FBI w schwytaniu innego poszukiwanego, który planuje porwanie córki wysoko postawionego wojskowego amerykańskiej armii. Na reakcję będzie oczywiście bardzo mało czasu, a uporanie się z trudną sytuacją okaże się wyjątkowo brzemienne w skutkach. To dopiero preludium do wielkiej gry, w której stawką jest udane polowanie na najgroźniejszych światowych przestępców. Raymond posiada bowiem długą "Czarną Listę" (tak oczywiście będzie brzmiał polski tytuł serialu), a znajdują się na niej ludzie, o których istnieniu agentom FBI się nawet nie śniło.

Tak, wiem, strasznie dużo napisałam, nie pisząc praktycznie nic, ale naprawdę nie ma chyba sensu zdradzanie szczegółów, mimo iż pierwszy odcinek to tylko wprowadzenie do akcji, która ma szansę być naszpikowana kolejnymi zagadkami. Jednak w pilocie dzieje się sporo, pewne kwestie rozwijają się zaskakująco szybko i zapowiadają całkiem ciekawą historię. Przejdźmy jednak do osobistej opinii, bo to zwykle ciekawsze niż prasowe informacje.

Co mi się podobało? James Spader oczywiście. Swego czasu był to aktor, któremu chętnie (cytując klasyka) zrobiłabym kilka przyjemnych rzeczy nawet na jeżu. I choć dziś wolałabym chyba zrobić miłe rzeczy jeżowi, to jednak Spader doskonale pasuje do swojej roli. Jest stary, zmęczony, interesująco zdemoralizowany, nadaje swojej postaci zdecydowanego charakteru. Raymond to typ kpiący, ironiczny, z poczuciem wyższości, które daje tylko ezoteryczna wiedza i płynąca z niej niezachwiana pewność siebie. Agenci oczywiście wychodzą przez niego na nieświadomych realiów dyletantów, sama agencja to wyraźnie kpina. Skąd zatem chęć pomocy? Powody wyraźnie zdają się być osobiste. I bardzo oczywiste. Jestem zatem bardzo ciekawa, czy to bardzo sprytny zabieg służący zwodzeniu widza, czy może podana na tacy odpowiedź, na pierwsze cicho zadane w serialu pytanie - dlaczego Elizabeth Keen? Podana tak szybko, bo pojawią się ciekawsze i istotniejsze pytania. Podoba mi się także błyskawiczny rozwój akcji i szybkie tempo, pozwalające jednak nadążyć bez żadnego problemu. I stąd możemy przejść do tego, co mi się nie podoba.

Doskonale, że akcja jest dynamiczna, jest jednak przez to bardzo uproszczona. Nie mamy tu intrygującej zagadki - mamy akcję. Jak ktoś lubi - doskonale. Jednak mi to nie wystarczyło. Elizabeth Keen jest przede wszystkim profilerką (a profesja ta zdaje mi się wyjątkowo fascynującą), a w pilocie serialu całe profilowanie sprowadzone jest do błyskawiczne wyciąganych (z podpowiedzi Raymonda) wniosków. Słabo, ale może miało to na celu pokazanie błyskotliwości młodej agentki. Nie wiem, nie znam się, w takich sytuacjach zajmuję się reperowaniem prymusa.

'The Blacklist'"The Blacklist" "The Blacklist"

Elizabeth ogólnie mnie irytuje - jest nadmiernie emocjonalna, nieogarnięta i nie sprawia wrażenia szczególnie inteligentnej. Ciężko jednak sprostać wzorcom, które ustaliły inne filmy i seriale (trochę tych zimnych i błyskotliwych agentek już było). Może jestem nazbyt wymagająca, może czeka mnie jeszcze niespodzianka.

Ale to, czego zabrakło mi najbardziej, to MROK. Spodziewałam się cięższego, ciemniejszego klimatu. Spodziewałam się mocnego kryminału, dostałam wyważoną sensację - też w porządku, ale jednak nie to. O ile spodziewam się zaskakujących zwrotów akcji (mam nadzieję, że nie na wyrost, ale taka już ze mnie optymistka), o tyle nie spodziewam się zbudowania klimatu, który wciągnie mnie mocno. Pozostaje mi trzymać się prostej zasady - nie oceniaj serialu po pilocie i daj się zaprowadzić głębiej. Zatem jak zwykle - ostateczny werdykt wydam po trzech odcinkach. Czy zostanę przyjemnie zaskoczona? Czas pokaże. Choć tu, dla porządku, wypadałoby przywołać przypadek serialu "The Following" , który poza fantastycznym i mrocznym klimatem zawierał także lokowanie gwiazdy (Kevin Bacon) i wielce mnie ucieszył pierwszymi odcinkami, a porzuciłam go z wyraźną ulgą po około siedmiu. Nigdy nie wiadomo, co trafi na czarną listę.

 
Więcej o: