Bądźcie przeklęci, wywiadówkowe pierdoły! To oni przeciągają dyskusje do późnych godzin nocnych

Wywiadówka - koszmar rodzica. Głównie za sprawą malkontentów, którzy spotkanie, jakie można by zamknąć w 30 minut przeciągają do późnych godzin nocnych. A początek roku szkolnego to przedsionek piekieł.

Żeby was pokręciło. Żeby wam auto naprawiał mechanik, który mi kiedyś naprawiał i któremu życzyłem, żeby mu ząb kanałowy leczył, dentysta, który mi leczył. Żeby wasz ząb okazał się mieć 7 kanałów i żeby was też ten dyletant leczył. I żeby wam się na koniec ten ząb złamał. Nienawidzę was, wy wywiadówkowe pierdoły!

Nie oszukujmy się. Bycie ojcem (ojcem, a nie reproduktorem) do łatwych zadań nie należy. Generalnie w ogóle bycie mężczyzną w tych ciekawych czasach nie jest łatwe, szczególnie, że w najlepsze trwają spory definicyjno-kompetencyjne. Ojciec-mężczyzna ma przechlapane podwójnie. Jakoś z tym człowiek musi sobie jednak radzić. I radzi. Ponosząc różnego rodzaju, mniejsze i większe ofiary. Zawierając mniej lub bardziej śmierdzące kompromisy. Dla mnie chyba najgorszą ofiarą, jaką musiałem składać na ołtarzu bycia ojcem, to wysiadywanie na wywiadówkach. Na nich zawsze jest:

a) gorąco,

b) nudno,

c) nudno jak jasna cholera,

d) niemerytorycznie

Za punkt d (d jak do dupy) odpowiadają wywiadówkowe pierdoły . To te stworzenia, nie mam siły nazwać ich ludźmi, powodują, że spotkania, które można by zamknąć w 30 minut, przeciągają się do godzin dwóch, trzech a nawet więcej. Któż z nas nie wychodził z wywiadówki przed godziną 21 mając poczucie, że oglądał jakiś mocno off och off ach offowy teatr alternatywny i to po węgiersku. Kto z obyciem literackim nie stwierdzał, że Proces Kafki musiał powstać po dyskusji zakończonej głosowaniem na temat komitetu rodzicielskiego, albo wyboru celu wycieczki szkolnej? Kto nie zadawał sobie wstrząsającego pytania, jak ponad 400 posłów może się dogadać, skoro 25 osób na wywiadówce dogadać się nie może, a przecież chodzi tylko o kolor, na jaki mają być pomalowane ściany klasy, czyli te nieliczne kawałki, które wystają spoza tablicy, plakatów o myciu zębów, godła państwowego i portretu Gomółki. A nie. Wróć. Portret Gomułki to już za moich czasów był nieaktualny, a generał generalny Polski Ludowej jakoś na ścianach wieszać się nie kazał.

Zobacz wideo

Kto odpowiada za poziom absurdu na zebraniach? Oni. Ci masoni, cykliści, opus dei i cosa nostry zebrań. Pierdoły. Zebraniowe pierdoły. Jest ich kilka gatunków, a każdy wredny i upierdliwy:

Parafrazator

Na tym numerze przemknął się przez szkołę wyższą. Na tym numerze został prymusem w liceum. I on wierzy że to nadal działa. Na mnie na przykład działa. Jak cholera jasna. Gdy widzę, jak parafryzator podnosi rękę by zadać pytanie i wiem co teraz się stanie, to mam ochotę mu tę rękę odrąbać. Bo on swoim zmiętoszonym, bezpłciowym głosem, wziąwszy głęboki oddech, sparafrazuje pytanie. Oczywiście w sposób pogłębiony. Za każde słowo prowadzącego zebranie, pięć słów parafrazatora. Patrzcie ludziska, tak się zdobywa opinię zaangażowanego. Uważajta jak parafrazator się rozpędzi to wam wszystko sparafrazuje. Życiorys nawet. I nie będzie miał litości. Nigdy jej nie miał. Po jak dostał to wymarzone 5 z historii? Parafrazując nauczyciela tak długo, aż ten zrozumiał, że tylko bdb może go uratować. Jego cel jest prosty. Utrzymać się przy głosie jak najdłużej. A spróbuj go poganiać. Spróbuj kazać zmierzać do pointy. Niedoczekanie twoje. Zacznie całą wypowiedź od nowa. Niech będzie przeklęty na wieki.

Znudzona SUVnicowa

Pazury pomalowane, auto (znudzona SUV-nicowa jeździ, uwaga, niespodzianka, SUV-em) wyszorowane, karta kredytowa wylimitowana, mąż który na to wszystko pracuje, telefonami i sms-ami zadręczony. Co tu robić? Co robić? Na szczęście jest zebranie w szkole. W przeciwieństwie do parafrazatora, ona się merytoryką nie przejmuje. Opowiada, o tym co ją kręci, co ją podnieca. Przykre wypadki jej koleżanki, tajemnice kłopotów z trawieniem (wszyscy jesteśmy przeglutenowani), wstrząsająca historia montażu uchwytu na ręczniki w salonie kąpielowym (łazienki to mogą sobie mieć jacyś prekariusze, ona ma salon kąpielowy, w którym dałoby się zaparkować oba SUV-y, jej i jej męża, jednocześnie, gdyby tylko miała taką ochotę) przez absolutnych niefachowców, którzy nieodpowiedzialnie i bezpowrotnie wygięli desingerski uchwyt na ręczniki w stylu Montezumy V. Jak ona może tak gadać bez związku z tematem? Normalnie. Zaczynając wypowiedzi od wyrażeń typu: "Ja to miałam przygodę...", albo "Straszne, to zupełnie jak ja, kiedy..." - i dalej leci już bezwstydnie off the topikiem, jak mówią ludzie z nową maturą, a dwadzieścia i parę osób słucha w oszołomieniu. Niech będzie przeklęta na wieki.

Pseudoprowokator

To klasyk gatunku. Zebranie rodzicielskie to czas i miejsce, gdzie pseudoprowokator może naprawdę się wyszumieć. Bo jest to taki typ patologii, która im większe audytorium, tym lepiej się czuje. Tym bardziej, że krewni i znajomi na spotkaniach rodzinnych i innych już dawno nauczyli się kazać zamykać mu mordę i zbytnio się nie certolą. O ile pseudoprowokator ma w ogóle znajomych i rodzinę. Czego im odradzam, czego mu nie życzę. Niech przeklęty będzie na wieki.

Jednocelowiec

Był nim Katon Starszy (Ceterum censeo Carthaginem delendam esse), był także Lepper (Balcerowicz musi odejść). Jednocelowiec może być nawet czasem myślącym i przyzwoitym człowiekiem. Cóż z tego, skoro się nieszczęsny ufiksował na jeden temat. Jest nim najczęściej albo niesprawiedliwa ocena potomka, jakiś "przekręt" przy wycieczce, bo nierozliczono 50 zł do zwrotu, albo inny konik (mięso w stołówce, podczas gdy przyzwoity człowiek brzydzić mięsem się musi), na którego to konika ochoczo wskakuje i odmawia zejścia. Owszem. O wszystkim dyskutować można. Mamy demokrację i dyskutować należy. Trzeba. Ale tysiąc razy o tym samym? Ja pitolę! Niech będzie przeklęty i jednocelowiec

Właśnie dlatego, gdy dowiaduję się o zebraniu rodzicielskim w szkole, automatycznie załącza mi się stan przedzawałowy. A dzieci mam troje. Jedno w liceum, jedno na jesieni zacznie klasę pierwszą, a trzecie nawet jeszcze nie zaczęło. I to właśnie jest w byciu ojcem najgorsze. Reszta bardzo, ale to bardzo mi się podoba.

Więcej o: