Ewolucja ojca. O wędrówce sprzed telewizora do piaskownicy

W przeciwieństwie do Macieja Giertycha nie wierzę w kreacjonizm. Wierzę Darwinowi i naukowym dowodom potwierdzającym teorię ewolucji. I ja tę ewolucję dostrzegam na przykładzie ojców.

Ostatnio na plaży usłyszałam rozmowę kobiet, które psioczyły na mężczyzn: "Jak taka para wyjedzie na urlop, to zestresowane matki tylko krzyczą na dzieci, a ich faceci w tym czasie piją kolejne browary i obczajają co lepsze laski" . Hmm, zastanowiłam się czy faktycznie wygląda to tak dramatycznie. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam całkiem sporo ojców bawiących się z dziećmi. Budowali z nimi zamki z fosami, grali w piłkę w wodzie, uczyli maluchy pływać. Fakt, że czasem ich wzrok koncentrował się na atrakcyjnych kobietach w bikini i wówczas kopali te fosy w zwolnionym tempie, był dla mnie zjawiskiem naturalnym. Chociażby dlatego, że sama przyglądam się ludziom i nie będę ukrywać, że z przyjemnością popatrzę na piękną kobietę. A jak się człowiek zagapi, to zalicza tak zwaną "zwiechę".

Jaki jest współczesny ojciec?

Widzę, że w porównaniu do swoich męskich przodków jest zdecydowanie bardziej zaangażowany i uczestniczący w kontaktach z dziećmi. Chętniej się z nimi bawi, czerpiąc z tego przyjemność. Jest też bardziej uczuciowy i tych uczuć się nie wstydzi, nie traktuje ich jako niemęskie vel babskie mazgajstwo. I mówi swoim dzieciom, że je kocha.

A propos mocnego słowa "kocham", rozmawiałam na ten temat z kolegami, którzy są ojcami i codziennie mówią swoim dzieciom, że ja kochają. I to, że mówią to codziennie nie sprawia nagle, że uczucie się wypala, lub to magiczne słowo traci na wartości. Żaden z mężczyzn w przedziale wieku 30-40 lat nie usłyszał od swojego ojca słów "kocham cię". Czy pokolenie naszych ojców faktycznie było w pewien sposób zablokowane w okazywaniu uczuć? Bo nie wątpię, że kochali swoje dzieci, tylko tak po męsku, surowo. Przyznaję, że nie przeprowadziłam profesjonalnych badań, po prostu rozmawiałam ze znajomymi. Ale chyba coś w tym jest, że kolejne generacje stają się bardziej otwarte i empatyczne. Nie chcę generalizować i negatywnie oceniać pokolenia moich rodziców. Zdaję sobie sprawę z tego, że klucze swoich zachowań wynieśli z domów dziadków - pokolenia, któremu młodość i życiorysy zniszczyła wojna.

fot. Biurwafot. Biurwa fot. Biurwa fot. Biurwa

Odnoszę wrażenie, że obecnie częściej piętnuje się matki, jako te toksyczne i niszczycielskie domowe boginie zniszczenia. Bo chcąc związać koniec z końcem, zatuszować własne frustracje i poczucie klęski przelewały swoje nieuświadomione lęki na dzieci. Ale gdzie w tym czasie był niewidzialny ojciec? Przysypiał przed telewizorem Rubin kryjąc głowę pod Trybuną Ludu lub konspiracyjną bibułą? Czy raczej znikał na godziny w celu naprawy Syreny 105, chcąc tak naprawdę mieć święty spokój? To najcenniejsze z cennych, obok zimnego piwa, męskich dóbr. W gniewie sięgał po pas. I jak lał to tak, że się pamiętało przez miesiąc. Nie to co matka, która co prawda regularnie ścierką zdzieliła, lecz lekko i nieszkodliwie. Niewidzialność jest wygodna, bo nie generuje złych wspomnień.

Obecnie nikogo nie dziwi widok ojca z wózkiem, ani widok ojca karmiącego dziecko z butelki w parku. Ojciec na urlopie wychowawczym też już tak nie szokuje. Ale 30 lat temu? To byłby raczej ewenement na skalę wojewódzką. 30 lat temu bicie dzieci było na porządku dziennym, było nieodłącznym elementem procesu wychowawczego. Teraz jest napiętnowane i niezgodne z prawem. Na szczęście. Stąd moja teoria o ewolucji naszego gatunku. Proces dorastania przenika nas genetycznie i w jakiś sposób napawa mnie to optymizmem.

Współczesny ojciec zdobywa z powodzeniem nowe terytoria, te których przewrażliwione często matki nie chciały odstąpić, ponieważ uważały, że zrobią to lepiej. Choćby przyczółek ubierania, przewijania, karmienia i spacerowania. Zdrowy normalny mężczyzna ma tak samo sprawne manualnie ręce jak kobieta i skoro bez rozlewu krwi potrafi obciąć sobie paznokcie u nóg, to czemu nie miałby zapiąć body miesięcznemu umiarkowanie ruchliwemu niemowlakowi? Wystarczy mu na to pozwolić. Tak jak nam wystarczy pozwolić pojechać na wymianę opon.

Patrzę na mojego rosnącego jak na drożdżach syna i staram się go wychowywać na mądrego, wrażliwego mężczyznę. Takiego, który będzie szedł na czele ewolucyjnego marszu.

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: