Szanty z kraju kwitnącej cebuli
Niczym człowiek z wysokiego zamku siedzę i spoglądam przez panoramiczne okna za pędzącą na zewnątrz Polskę przydrożną. Twór przedziwny, straszny i piękny. Piękne są pogrążone w listopadowej mgle rozlewiska. Woda przedzierająca się przez gęste kępy rudziejącej sierści łąk. Piękne są lasy i te pojedyncze drzewa, które niczym środkowe palce bezczelnie sterczą na granicach uprawnych szachownic. Wyzywająco drwią z kolorowych tablic poupychanych bez ładu i składu gdzie się da. Tyle z tej trójpolówki nam zostało, że tu czarne tam jeszcze zielone, a reszta obsadzona billboardami. Potem są wsie i miasteczka, a raczej przytulone do siebie wyspy indywidualnych, niezrealizowanych marzeń o idealnym domu. Tam coś odmalowane do połowy, tu nowe kolumny. U sąsiada fantazyjny płot, a ten z drugiego końca wsi wciąż wierzy, że te wszystkie złomy, tak skrzętnie kwitnące rdzą na rabatkach, kiedyś przerobi. Na co? Tego nie wie nawet jego żona. Mijamy pustostany, co za wyszczerzonymi kłami postrzępionych kamieniami szyb skrywają smutną prawdę o rynkowej weryfikacji. Jakieś zajazdy, w których mroźna sala obiecuje szampańską zabawę weselną z orkiestrą, góralski sznyt ma dodać swojskości, a upchnięty w rogu rzutnik i zrolowana płachta sugerują, że to miejsce jest też gotowe do szybkiej przemiany w kuźnię kadr managerskich. Tam coś dymi na czarno, tu kontener zachęca wysprejowaną czcionką do zakupu czegoś, a na horyzoncie majaczy wzgórze wyrwane z innej bajki. Wzgórze obsiane wiatrakami, które wygląda jakby za chwilę miało się otrząsnąć ze stacjonujących u podnóży blaszaków i odlecieć ponad ciężkie jesienne chmury. Nasza mała Laputa. Ja też się czuję jakbym miała za chwilę się otrząsnąć. Może nie odlecieć, ale na pewno obudzić się z tego mocno nierealistycznego snu, w którym trwam już trzecią godzinę. Znów to zrobiłam. Postanowiłam pojechać w Polskę Polskim Busem. Co w tym złego? - spyta ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z tym środkiem transportu. Ano nic. Niby to autokary jak każde inne, może trochę tańsze, jak się człowiek dobrze zaczai, może lepsze, bo na niektórych trasach człowiekowi nie tylko kawę i ciasteczko w cenie dadzą, ale i loda, i soczek, i inne frykasy Przez tych kilka lat odkąd Polski Bus zaistniał w Polsce, rzucając wyzwanie wszystkim przewoźnikom dużym i małym, tanim i tym nieco droższym, stał się czymś więcej niż przewoźnikiem. Kto nigdy nie jechał jednym z kilku autokarów należących do tej czerwono białej floty zjednoczonej pod znakiem postrzelonego bociana, ten nie zczai, o co chodzi. To taka wyspa dla społeczności, którą obdarzeni poczuciem wyższości internauci obśmiewają na profilu " Polaki, biedaki, cebulaki ". Coś jak bohaterowie nie najlepszego filmu "Last minute" , którzy szturmem zdobywają swoje bułki all inclusive napadając na egipską kuchnię hotelową. Zazwyczaj scenariusz jest podobny.
AKT 1: EXODUS
Pasażerowie zaczynają tłoczyć się na peronie na długo przed przyjazdem. To normalne. Są podenerwowani, bo choć autokar ładny, choć zapłacili wcześniej, to miejscówek brak. Wiadomo, że to czerwone bydle w białe litery nie odjedzie bez tych, co są i zapłacili, ale jednak fajnie byłoby usiąść gdzie się chce, a nie tam, gdzie ci zarządzi los. To nie jest cebulactwo, to ludzka rzecz. Normalne też, że ci z bagażami chcieliby nie stracić wiele z okazji do samostanowienia o zasiadaniu, a jednak regulamin mówi jasno - bagaż najpierw zostawić, bilet pokazać później, miejsce zająć w następnej kolejności. Więc się zmawiają pasażerowie, ludzka rzecz, ty mi torby, ja ci miejsce. Planują, opracowują strategię, z losem godzić się nie chcą na cudzych warunkach. Do krwi ostatniej kropli z żył walczą. Czasem komuś się łokieć omsknie, czasem jakaś kurwa poleci, ale komu się w życiu kurwa nie wyrwała z ust? Sami powiedzcie. A łokcie to przecież no, no one tak wystają samoistnie. Po masowym eksodusie z peronu na teren obiecanej ziemi autokaru, zazwyczaj zaczyna się rytuał moszczenia. "Siądź tu, tam bardziej, będzie ci niewygodnie, zmarznie ci to, zrobi ci się niedobrze, masz, zegnij nogi, weź sweter, wyjąłeś z kurtki tabletki? Nie żuj gumy, popraw" - strofuje starszego pana jego żona. Czekam aż ten wybuchnie, aż skumulowana w nim energia sprawi, że nasze czerwone monstrum, postrach szos, zmieni się w czerwonego karła. Nic takiego się nie zdarza. Pan potulnie znosi te litanie i strofowania. Oj, chyba lubi to. Jak już się wszyscy wymoszczą, jak już rozłożą sobie swoje Superekspresy, 1001 krzyżówek obdarzone sympatyczną twarzą uśmiechniętej brunetki okolonej aureolą haseł, jak już wyjmą z toreb swoje komputery, słuchawki, telefony, swoje przenośne centra multimedialne, ciche obietnice dobrej zabawy to się zaczyna.
AKT 2: NA ŻYWO SPOD POCZESNEJ
Pierwsze dzwonią Jadzie, Krzysie, Hanie, Agnieszki. Dzwonią i pytają retorycznie. "No jasne, że mogę rozmawiać, autobusem jadę. Tak, już właśnie odpalamy silniki, tak, zaraz wyjedziemy" - tymi słowy zazwyczaj rozpoczyna się relacja na żywo z wnętrza autokaru. Czasem można odnieść wrażenie, że Polskim Busem podróżują przedstawiciele tajnego programu ochrony przybyszów z kosmosu, którzy po raz pierwszy zostawili swych sekretnych podopiecznych samych w domach. "W lodówce masz masło i jajka, tak to ser, żółty, możesz jeść, rolety możesz podnieść, drzwi możesz otworzyć za pomocą klamki, telewizor sobie włącz, o jedenastej nadają powtórkę" . Dokładne instrukcje być może nie są tym, czym się wydają, zupełnie jak sowy. O ile jednak nadal nie wiemy kto zabił Laurę Palmer, to już w drugiej godzinie wspólnej podróży wiemy wszystko o sprawach rodzinnych, zawartości lodówki, stanie sprzętu domowego i emocjonalnym rozchwianiu interlokutorów. W tym chórze są jeszcze inne głosy. "Mam tę prezentację, powiedz mu, że zaraz to wyślę, tak, ale tutaj jest słabo z tym wi-fi, posłuchaj, wszystko gotowe, mam wizualizacje, mam wykresy, będziemy się targetować, tak to niezbędne do monetyzacji" . Wreszcie całośc uzupełniają chichoty dziewczyn. "Napisz mu, że...". "I co? Zalajkował?" "Hihihihihi, patrz, a ten jego kumpel" . W kulminacyjnym momencie jeden ze współpasażerów wydobywa z torby swój przenośny odtwarzacz mp3 i słuchawki, z tych, co to lepiej słychać na zewnątrz niż w słuchawkach, no i puszcza Bonusa RPK, bo to ważny przekaz, można się utożsamiać. "Tylko, Halinka, wyjmij potem mięso z zamrażarki, bo nie zdąży odtajać, mijamy właśnie zjazd, nie wiem na co, czekaj, tartan, grochówka wojskowa, blacha falista. Nie wiem, o, jest! Wjechaliśmy do Rzeniszowa już!"
AKT 3: ZAGUBIENI
Powoli wpadasz w stupor, ten miły gwar przeplatających się historii o życiu na ulicy, konferencji i pasztecie sprawia, że rozmywająca się za oknem Polska w pędzie wciąga cię w w to swoje rozmycie. Już prawie zasypiasz, już czujesz, jak wpływasz na suchego przestwór oceanu, gdy z objęć ukochanego Morfeusza o twarzy młodego Neila Gaimana wyrywa cię fińska dziwka, niemłoda - Nokia i jej monofoniczny dzwonek. Relikt przeszłości, slajd z czasów prehistorii komunikacji mobilnej, tu przetrwał niczym zabójcze artefakty, jakieś Wiedźmie Kisiele w Zonie. "Zbyszku, już się zbliżamy, za jakieś dwadzieścia minut będziemy, nie wiem, mówię ci, że nie wiem gdzie przyjedziemy, na jakie stanowisko, pytałam tego pana na dole, ale nic nie powiedział. Chamstwo takie, że ci mówię!" . Zbyszek musi być gotowy, w sercach rośnie trwoga, no bo nie wiadomo gdzie zakończy się nasza podróż, do której przystani zacumuje ten okręt wypełniony już po brzegi aromatem kanapek z salami, serem morskim, jajkami i ogórkiem, czasem także kapustą pekińską - niezawodnym zapychaczem przestrzeni w przemysłowo produkowanych Domowych Kanapkach 4,50zł sztuka. Nieubłagana Fizjologia, matka wszelkiego smrodu organicznego, też co jakiś czas przypomina, że dotknęła już niemal każdego układu pokarmowego ściśle przytwierdzonego pasami do fotela, trwającego w niezdrowym zgięciu już czwartą godzinę. Jesteśmy zgubieni, a nawet jeśli nie my, zbiorowo, to ten chłopak koło mnie już na bank zeżarty jest przez strach człowieka niezorientowanego. "A ten autokar to gdzie przyjedzie, gdzieś na Centralny?" "NA MŁOCINY?! A gdzie to, kurwa jest?! No ja pierdolę, o kurwa, no to pięknie, no to się zgubię" . Pesymistyczny nokturn (a znacie jakieś optymistyczne nokturny, cwaniaczki?) już wiedzie go ku przepaści, już żadne słowa pocieszenia do niego nie docierają. Jeszcze tylko ostatni bit dociągnie do końca, Bonus rzuci ostatnie swe memorandum o stanie życia i już. Dojeżdżamy, wysiadamy.
WE FOYERZE
Ta - mówi Krzysztof Trebunie Tutka. Mówi właściwie z tym charakterystycznym, znienawidzonym przez wszystkich Adrianów Molów z dużych miast góralskim akcentem "We fułajyerze". Po spektaklu zaś mogę wam powiedzieć, że hej, mimo wiecznych narzekań moich znajomych, że cebulactwo, groza i rozmowy telefoniczne o pasztecie, że smród i plecy bolą, bo ciasno. To po pierwsze - a niby kiedyś w pośpiesznych pociągach było lepiej? Serio? Dochodził jeszcze hiperintensywny smród z toalet czasem skutecznie tamowany przez kotarę dymną emitowaną przez masowo popalane Carmeny. Jajka zawsze śmierdziały podobnie. Po drugie - dziś czuję się jak we śnie, bo żadne z typowych, od kilku lat przypisywanych pasażerom Polskiego Busa zjawisk nie miało miejsca. Po trzecie - nikt mi za reklamę nie zapłacił. Po prostu lubię się zadręczać i za każdym razem, kiedy jadę gdzieś sama w delegację, wolę autokar niż pociąg. Może dlatego, że płacę za przejazdy z własnej kieszeni (a o zwroty ewentualnie ubiegam się potem, taki ze mnie frajer). Po czwarte - cebula to bardzo pożyteczna roślina. Zawiera dużo witaminy C, można z niej zrobić pyszny słodki syrop i genialny chutney, wreszcie, kiedy ostatnio oglądałam sobie uważnie "O-bi, O-ba. Koniec cywilizacji" Szulkina, wyjątkowy polski film z nurtu postapo z Jerzym Stuhrem, Krystyną Jandą i Kaliną Jędrusik w obsadzie, z niekłamanym zachwytem zauważyłam, że za pięć srebrnych arek, waluty, która rzekomo ma obowiązywać mieszkańców postapokaliptycznego świata, gdy już dostaną się na Arkę, więc za pięć srebrnych Arek bohater grany przez Stuhra nabył główkę cebuli i zeżarł ją z namaszczeniem.
-
Cleo od lat nosi doczepy na głowie i mocny makijaż. A jak wygląda bez? Fani: "Boże"
-
Małgorzata Rozenek w najmodniejszych butach sezonu. Kiedyś obciach, dziś hit!
-
Te sukienki weselne to pewniak na ważną uroczystość. Sprawdzi się na wiele okazjiMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Jak ogrodzić działkę bez zgody sąsiada? Istnieje kruczek prawny
-
Kosztuje 5 zł, a działa cuda. Włosy przestaną wypadać i będą odbite od głowy
- Gdyby nie przeszła testu, nie zostałby żoną Williama. Co musiała zrobić?
- Co jako pierwsze widzisz na tym zdjęciu? Odpowiedź mówi wiele o twoich marzeniach
- Zakochała się w nim w klasie maturalnej. Od 18 lat są małżeństwem
- Zmieszaj jeden składnik z wodą. Okna będą lśniące i bez smug
- Pamiętacie zespół Aqua? W latach 90. piosenkę "Barbie Girl" znał każdy