O licznych zaletach "Doliny Krzemowej" pisała już Dominika, przy okazji premiery pierwszego sezonu. Z perspektywy kończącej się drugiej serii mogę dodać, że serial nie obniżył lotów, wciąż pozostając zgryźliwą satyrą na wiele rzeczy: nadęte jak bańki mydlane internetowe biznesy, kult start-upów, samą Dolinę Krzemową ze swoimi miliardowymi obrotami, młodymi geniuszami i wiecznym pojedynkiem na pozwy. Jednak tym, co mnie - nie-geeka - urzeka w tej produkcji jest jej uniwersalność.
Nie znam się na kodowaniu, złośliwe personalne aluzje pod adresem rozmaitych guru współczesnej technologii też nie zawsze są dla mnie w pełni czytelne. Umiarkowanie przemawia do mnie narracyjny schemat opowieści o "underdogu", goniącym mit "od zera do Zuckerberga", zaś ogólniejsze refleksje dotyczące tzw. współczesności niekiedy wydają mi się dość miałkie. Natomiast twórcy serialu z przezłośliwym i błyskotliwym Mike'iem Judgem na czele, świetnie radzą sobie z tworzeniem karykatur ludzkich typów. Prawie równie trafnie i bezlitosnie jak komiksowy Dilbert. Są to typy aż nazbyt dobrze znane z tej strony ekranu i jak sądzę rozplenione w każdej pracy, bez względu na branżę. Może siedzicie teraz obok któregoś z nich?
Pan napompowany
Guru i wizjoner - najczęściej szef (niestety). W serialu rolę takiego jednowładcy pełni Gavin Belson , założyciel potężnej firmy Hooli (beka z Google'a dość wyraźna), która korporacyjną bezwzględność biznesową maskuje wyświechtanymi frazesami o "ulepszaniu świata". On wie najlepiej, a jego słowo jest prawem. Otoczony gronem potakiwaczy, chętnych przyklasnąć każdej, nawet najidiotyczniejszej, decyzji, już dawno utracił kontakt z rzeczywistością. Przyjemną warstwę ochronną przed zderzeniem z twardymi realiami stanowi też rozdęte ego. Czasem trudno zmieścić się w jednym pomieszczeniu z tak napompowanym balonem, a i open space'u bywa za mało.
Mistrz pijaru krzyczanego
Mówi głośno, zachowuje się ekspansywnie i nie kryje swoich zasług - autentycznych, domniemanych i całkowicie zmyślonych. Czuje się ojcem każdego sukcesu, zwłaszcza twojego. W "Dolinie Krzemowej" Erlich Bachman dba o to, by zawsze było o nim głośno, stosując w tym celu najprostszą metodą - nieustannie gardłuje na swój temat. Ma jedną zaletę - sunie po swoje jak czołg, więc dla odmiany ty możesz się pod niego podczepić.
materiały prasowe
Ananiaszek, pupilek naszej pani
Serialowy Jared to cyborg korporacyjny - zawsze perfekcyjnie przygotowany i z odrobionymi lekcjami, rozpisanymi na slajdach i tablicach wszelkimi za i przeciw oraz z siódmą wersją umowy w zębach. Jest to typ nieprzemakalny, całkowicie odporny na argumentację, która nie mieści się w ramach rzeczywistości korporacyjnej. Świetnie zna za to wszelkie myki, kruczki i programy ułatwiające pracę zespołową, prowadzenie projektów i zarządzanie czasem. Pracuje się z nim gładko o ile nie masz potrzeby nawiązywania międzyludzkich więzi - tutaj system się zawiesza.
Zahukany geniusz
Richard - główny bohater serialu, wybitny programista i twórca przełomowego algorytmu pozwalającego na bezstratną kompresje danych jest mądry, zdolny i skromny. Wydawałoby się, że to idealny współpracownik, tymczasem współpraca z tak niepewną siebie osobą jest drogą przez mękę. Nieumiejętność walki o swoje (choć serialowy bohater tego właśnie się uczy, jako szef własnej firmy Pied Piper . Już drugi sezon) sprawia, że macie szanse wspólnie wylądować na samym dole pracowej drabiny społecznej. Mądrości nikt nie docenia, tak po prostu.
Niekomunikatywny beton
Zasłania się fachowym żargonem maskując swój lęk przed innymi istotami ludzkimi. Jest w nastroju nieprzysiadalnym każdego dnia, a najbardziej wtedy, gdy czegoś od niego potrzebujesz. Mamrocze, zwodzi, nie jest w stanie wydukać zbornego komunikatu, ale chętnie ci pojedzie przy wszystkich albo obnaży twoja ignorancję. W serialu ten smok ma dwie głowy - programiści Dinesh i Gilfoyle potrafiliby i anioła doprowadzić do szału...
"Dolina Krzemowa" Fot. mat. prasowe
Fot. mat. prasowe
Autentyczny przygłup
Nie ma sensu ukrywać prawdy - czasem zdarza się ktoś naprawdę głupi. Nie irytujący, niesympatyczny, zbyt marudny czy niekompetentny ale głupi głupotą czystą jak łza. I jakoś na swój sposób wzruszającą (o ile konsekwencje tej głupoty nie przychodzą, by kopnąć cię w tyłek - to się może zdarzyć, niestety). OK, przyznaję, serialowy Big Head - wioskowy głupek idealny, który wbrew swym oczywistym antytalentom robi oszałamiająca karierę w strukturach Hooli - bo tak ułożyły się okoliczności - jest moim ulubieńcem. Choć tak naprawdę to lubię wszystkich bohaterów. Tych okropnych też...
Ludzie w ogóle są straszni. Aha, proszę się nie sugerować faktem, że wszyscy ci okropni współpracownicy są płci męskiej - tak to wygląda w serialu. W rzeczywistości spotkałam również żeńskie wersje większości wymienionych typów. Na deser więc nasza Natalia w podwójnej roli - rekrutującej i ubiegającej się o pracę w takim oto uciesznym filmiku.