Dla gotujących i tylko ucztujących - przepisy prosto z "Gry o Tron"

Wspominałam już o tym, że niespecjalnie wychodzi mi gotowanie, co jednak wcale nie oznacza, że nie lubię zapoznawać się z nowymi przepisami. Dlatego czasem dostaję książki kucharskie. Tym razem w moje ręce trafiła wielce smakowita lektura.

"Uczta Lodu i Ognia" to oficjalna książka kucharska świata "Gry o Tron" . A moment na jej lekturę mamy znakomity. Zima nadciąga, trzeba się zabezpieczyć - oczywiście dyskretną (!) warstewką tłuszczu. Poza tym wszystko smakuje lepiej, gdy za oknem podły listopad. A skoro nadciąga weekend, warto zaopatrzyć się w kilka przepisów, które umilą nam trzydniowy odpoczynek. A jest w czym wybierać. Oj, jest.

Przysuńcie się bliżej. Jeszcze odrobinę. Muszę wyznać coś wstydliwego i nie chciałbym, żeby wszyscy mnie słyszeli. Jeszcze troszeczkę... o, tak. Nachylcie się, to wyszepczę Wam do ucha smutną prawdę. Nie potrafię gotować.

W przedmowie do książki George Martin wyznaje swój wstydliwy sekrecik - nie umie gotować. Cieszy to niezmiernie kulinarną pierdołę, która kiedyś zalaminowała w piekarniku łososia . Jednakże poskąpiono mi innych talentów, zatem chętnie podejmuję wyzwania - w końcu trening czyni mistrza. Słowa zamieniam zatem chętnie na czyny, a propozycje z "Uczty Lodu i Ognia" wydają się być wielce interesujące. Dla pierdół jednak też coś się znajdzie - na przykład takie śniadanie z Muru. Wystarczy ugotować dwa jajka, podsmażyć na wonnym maśle plaster szynki i przypalić dwie grzaneczki na chrupko. Dałam radę, a węgiel podobno jest zdrowy.

Nigdy nie ugotowałem żadnej z tych potraw. Tworzyłem je wyłącznie ze słów - z tłustych, mięsistych rzeczowników i chrupiących czasowników, polanych sosem z przymiotników i przysłówków. Słowa - składnik, z którego zrobione są marzenia; nawet te najsmaczniejsze wolne są od tłuszczu i kalorii, nie mają też wartości odżywczych.

Słowa, słowa, słowa... Ja wybiorę jednak kalorie. Nie zamierzam spocząć na laurach, bo oto wyłania się przede mną smakowita wizja - mięso żubra pieczone z porem. Nie wiem co prawda, czy uda mi się upolować futrzastego stwora, ale na szczęście inteligentny autor książki podaje doskonałe zamienniki mięs, stosowanych w kuchniach Winterfell. Żubra z powodzeniem zastąpi nam wołowina (uwielbiam), a przepis wcale nie wydaje się skomplikowany. No i do tego wspaniałe propozycje dodatków - soczyste buraczki w maśle, biała fasola z wonnym wędzonym boczkiem i inne smakołyki. Wszystkie przepisy krótkie i proste. I bardzo, bardzo kuszące. Tak bardzo, że chcę natychmiast wrócić do domu i udać się do garów.

Fantastycznym pomysłem obiadowym zdają się także być smakowite gulasze lub aromatyczna potrawka z duszonego królika. Królicze mięso jest smaczne, delikatne, wspaniale chłonie aromaty - jeżeli spiżarnię mamy obficie zaopatrzoną w zioła, na pewno uda nam się przyrządzić wyjątkowy rarytas. Budżetu też nie zrujnuje, bo królicze mięso dostaniemy w bardzo przyzwoitej cenie. Z dobrą krówką nie jest już tak prosto.

Przepis - nawet jak dla mnie - jest banalnie prosty, a pochodzi z szesnastowiecznej książki kucharskiej.

Weź królika, kurę lub kaczkę i piecz, aż będzie niemal gotowa, lub pokrój na kawałki i smaż w świeżym tłuszczu z posiekaną cebulą, a następnie przełóż do garnka i dodaj świeży rosół i połowę wina, goździków, kwiatu muszkatołowego, sproszkowanego imbiru i pieprzu. Podlej octem, a gdy się zagotuje, dodaj resztę wina, sproszkowanego imbiru i octu. Przypraw i tak podawaj.

A jeśli macie czas, to przecież nie ma nic lepszego do zawiesistego i gęstego gulaszu, czy pysznej potrawki, jak samodzielnie upieczony chleb. Znajdziemy w "Uczcie Lodu i Ognia" kilka fajnych przepisów na domowe pieczywo - nie wyglądają na trudne. Czuję już smak świeżego chlebka maczanego w porządnym mięsnym gulaszu...

Dla mniej uzdolnionych lub tych, którzy nie tolerują mięsa w menu, świetnie nadadzą się przepisy na warzywne i gęste zupy, a także sałatki i potrawy przyrządzane wyłącznie z warzyw. Ja chyba skuszę się na słodką zupę z dyni (dupa z zyni - przepraszam, musiałam), a może na fasolową z boczkiem, bo już czuję jej zapach. Cóż zrobić, jestem niewolnicą bekonu.

Nie przepadam za słodyczami, ale amatorzy znajdą tu kilka fantastycznych propozycji deserów, od prostych pieczonych jabłek, po wyrafinowane tarty - morelową i z borówkami. Trochę kusi mnie wykonanie Bezowych Łabędzi, bo dla bezy mogę zrobić wyjątek, poza tym zapowiadają się bardzo dekoracyjnie. Obawiam się jednak, że może mi nie wystarczyć talentu plastycznego, zatem sobie daruję. Jeżeli ktoś przyrządzi - poproszę o przesłanie zdjęcia. Na moim stole spodziewam się raczej czegoś, co wyglądać będzie jak grubawa gęś.

Na trunki także nie brakuje tu przepisów - i te alkoholowe i te dla niechętnych procentom. Dla cierpliwych znajdzie się tu doskonały przepis na gruszkową brandy. Czas przygotowania - miesiąc. Doznania? Podobno wspaniałe. Z drinków bezalkoholowych przypadła mi do gustu słodka lemoniada. Choć skłaniam się w tę pogodę raczej ku grzanemu winu.

Książkę serdecznie polecam - zwłaszcza w postaci e-booka, gdyż nienawidzę plamienia stron książki kucharskiej rozmaitymi składnikami, a gotuję raczej zamaszyście. Tablet nie ucierpiał specjalnie podczas produkcji sosu, obawiam się jednak, że papier nie zniósłby tego z godnością. Wydanie papierowe kupię zapewne kolekcjonersko. Po e-booka zapraszam oczywiście do Publio. Bo Publio jest fajne :)

Smaczności!

Więcej o: