Katowicki dramat: czego nie wypada mieć na ekskluzywnym osiedlu?
Sprawa jest poważna, choć całość brzmi raczej jak "Podpisywali umowę na gajowego z wąsami, a mają dzieci z czworaków" . Chodzi o mieszkańców osiedla Dębowe Tarasy w Katowicach. Kiedy podpisywali umowę z deweloperem, obiecywano im luksus, bezpieczeństwo i spokój, tymczasem okazało się, że z każdym z tych elementów może być problem. Wszystko przez innych ludzi, którzy z tym samym deweloperem podpisali umowę na zwykłe mieszkania, tymczasem we wnętrzach organizują przedszkole.
Postawcie się najpierw państwo w sytuacji właścicieli przedszkola. Mają już jeden punkt, wszystko działa elegancko, niewygórowane (z perspektywy stolicy Polski) czesne i wykwalifikowana kadra sprawiają, że nie narzekają na niedobór klientów, wręcz przeciwnie. Czas zatem się rozwinąć. Otworzyć filię. Na przykład na jakimś eleganckim i nowym strzeżonym osiedlu. Wynajmują lokale mieszkaniowe, nie użytkowe, bo cena niższa, a i środki nakładu mające na celu przystosowanie wnętrz na przedszkolne potrzeby są mniejsze. Na koniec zostawiają sobie rozmowę ze wspólnotą mieszkaniową. Tymczasem ta już ostrzy noże, bo...
Postawcie się w sytuacji mieszkańców osiedla. Rzadko kiedy dziś w Polsce ludzie kupują mieszkania, zwłaszcza te z górnej półki cenowej, wykładając deweloperowi walizkę z żywą gotówką. Nabywcy raczej ciężko pracują, kalkulują i zaciągają kredyty, które będą spłacać po kres swych dni. Skoro i tak są na takie rozwiązania skazani, to chcą zainwestować pieniądze w coś, co będzie im odpowiadało. Na przykład w mieszkania w okolicy raczej cichej i spokojnej, bezpiecznej i przyjemnej. Wprowadzają się, znoszą swoje szklane stoliczki kawowe i kanapy o dziwnych szwedzkich nazwach, a tu bach! Lada dzień pod ich oknami ma się zrobić gwarno jak na Mariackiej, może nawet gorzej. Trawniczki stratowane, piasek rozgrzebany, spokój zburzony. Kiedy płacili (ponad!) 5000 zł za metr kwadratowy (co z perspektywy stolicy wciąż jest ceną niewygórowaną) nikt im nie mówił o takiej opcji.
Problem polega na tym, w jaki sposób się mówi o takich sprawach. Ton artykułu oprawionego opisowym tytułem "Kupili mieszkania na luksusowym osiedlu i protestują przeciwko otwarciu tam przedszkola" , jest co najmniej zabawny.
- To miało być spokojne, komfortowe i zamknięte osiedle. To nam odpowiadało. A teraz mamy mieć pod oknami przedszkole. Sama mam dziecko, ale zależy mi i na bezpieczeństwie, i na ciszy - mówi pani Agnieszka.
Niech państwo mnie źle nie zrozumieją, jestem prostym człowiekiem, kiedy więc po raz pierwszy czytałam, że otwarcie przedszkola "kłóci się z ideą osiedla" - chciało mi się śmiać. Tym głośniej, że mieszkańcy osiedla podkreślają, że sami mają dzieci, ALE... Rozumieją państwo - własne, odchuchane, wykarmione wykwintnymi potrawami dzieci wyjdą na podwórko i jeszcze się spotkają z jakimiś obcuchami . Obcy będą macać ich grabki, ławki i barierki, dotykać tyłkami ich zjeżdżalni i zadeptywać, a być może nawet obsikiwać ich trawniki. Obcuchy będą burzyć spokój mieszkańców w godzinach pracy przedszkola. Państwo mieszczaństwo chcą być poważni, tymczasem wszystko brzmi jak larmo w familokach . Bo generalnie te nasze ekskluzywne osiedla, te z ideą, bliższe są zazwyczaj familokom, nie zaś eleganckim apartamentowcom, jakie człowiek czasem widuje w Sztokholmach, Kopenhagach, czy innych takich. Od zwykłego peerelowskiego bloku różni te ekskluzywne familoki z ideą (czasami, nie zawsze) cena i materiały (cegła zamiast betonu?), a poza tym to mieszkanko na mieszkanku, człowiek na człowieku, wszyscy upchnięci jak w kurniku, wąchają swoje smrody i słuchają swoich hałasów. Okna maciupkie, balkoniki niewyrośnięte, trawniki mikre, podziemne parkingi gotowe do zalania po pierwszym oberwaniu chmury. Całość zaś jest ekskluzywna w dosłownym znaczeniu tego słowa, czyli wyodrębniona, odcięta, tu: wyłączona z reszty przestrzeni miejskiej za pomocą płota.
Pamiętam równie zabawne protesty sprzed kilkunastu miesięcy. Otóż mieszkańcy pewnego ekskluzywnego osiedla, nieco oszukani przez dewelopera, bo miało być zielono, a póki co jest błotniście, a niedobory przyrody zastępują lasy dźwigów. Miało być rodzinnie, tymczasem na pierwszy plac zabaw, żłobek, przedszkole i szkołę dziatwa nowa, ekskluzywna i luksusowa się doczekać nie mogła i z konieczności musiała być dowożona w tereny dalsze. Wreszcie miało być "ą,ę ", "bułkę przez bibułkę " (a bezę łyżeczką), a tu pod oknami bach! Dyskont spożywczy i to z tych najtańszych. Chamstwo się tu będzie złazić, na promocjach kupować. To godzi w ideę osiedla. Minęło nieco czasu, kryzys-sryzys odchudził z lekka portfele i już dyskont w oczy nie kole i nie obniża statusu społecznego. Ja wiem, że jest różnica między dyskontem a przedszkolem, tak jak jest znacząca różnica między klasą wyższą i dorobkiewiczami, jak różnica między polactwem i cwaniactwem, a uczciwością i rzetelnością, ale tu się po prostu chce śmiać. Nie dlatego, że nas tu prostaków z bloków zazdrość trawi od wewnątrz, tylko dlatego, że wszystkie te nasze krajowe Dębowe Tarasy (szkoda, że nie Oak Residence, czy może nawet krócej, ale z większym splendorem - Le Chene), Mokotovie, Muranovie, Złote Doliny, Srebrne Potoki, Zielone Ostoje i inne Karmazynowe Zatoki Piękna to jakaś, państwo wybaczą, grubymi nićmi szyta ściema, którą można by skwitować wersem "wnet i tak zginiemy w zupie ".
Co ciekawe mieszkańcy wspomnianego osiedla, tych Dębowych Tarasów, nie po raz pierwszy protestują. Już raz zostali wystawieni przez deweloperów, kiedy okazało się, że miała być cisza, a jest rozrastające się centrum handlowe Silesia Center. Miały być ekrany dźwiękoszczelne, jest smród, brud i hałas .
Czego by nie oprotestowywali nabywcy lokali, w oczach społeczeństwa zazwyczaj brzmią jak roszczeniowe snoby, które plebs chciałyby odseparować, biednych zasłonić, dzieci (zwłaszcza cudze) zamknąć w piwnicach, a nieszczęśliwych odstrzelić, bo to są elementy kłócące się z ideą splendoru, blichtru i przepychu. Czując gorący i nerwowy oddech tych, którzy na swój l'appartement wywalili miliony złotych - te przyszłe, potencjalne, które dopiero muszą uczciwie zarobić - lepiej kończę. Gratis pozostawiam państwu wierszyk. Głupi, słaby i nieprawdziwy.
W Katowicach straszna sprawa i społeczna degradacja,
otworzyli punkt przedszkolny, miała być akacja.
Wnet się zlecą hałaśliwe, ubogie bachory,
a za nimi brudne matki, pedofile i potwory.
Dzieci nasze, ekskluzywne z plebsem bratać wnet się zaczną,
wstyd i trwoga miast luksusu. Slamsy, a nie miasto!
-
Ważył 7 kg po urodzeniu. Jak wygląda po 40 latach?
-
Zawieś płyty CD na drzewach w ogrodzie. Poznaj sprawdzony trik
-
Ciesz się smakiem Coca-Cola niezależnie od pory dnia czy okazji. Teraz wariant bezkofeinowy trafia na stołyMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Pozwala mężowi wybierać ubrania. "Uwielbiam, gdy mąż daje mi instrukcje"
-
Odkąd zaginął jej mąż, w mieszkaniu unosił się dziwny zapach. Ciało odnalazła po kilku miesiącach
- Proste żarty na prima aprilis. Dużo śmiechu gwarantowane
- Niedawno miała długi, dziś jest milionerką. Jak tego dokonała?
- Śmieszne życzenia wielkanocne - pomysły na wierszyki i rymowanki, które rozbawią bliskich
- Myślała, że jej mąż nie żyje. "Chcieli zrobić ze mnie wariatkę"
- Najgorsze co możesz zrobić po umyciu włosów? Błąd prowadzący do łupieżu