Wyjaśnię od razu, na samym początku, żeby nie było nieporozumień. To nie jest tekst hejterski. po prostu chciałabym wiedzieć dlaczego niektórzy robią dziwne, oczywiście według mnie, rzeczy.
Chodzi o kolejki. No bo taka sytuacja: znany projektant projektuje coś dla sieciówki (moim zdaniem on nawet na to nie spojrzał, ale kto go tam wie, przecież go nie pilnowałam). Ta sieciówka jest na całym świecie i te rzeczy od tego projektanta w iluś tam setkach tysięcy czy milionów też będą na całym świecie. Najpewniej tego samego dnia je rzucą na półki wszędzie. W związku z tym przed tym sklepem kolejki. Od samiuśkiego ranka, od bladego świtu - stoją. Koleżanka wrzuciła an Facebooka zdjęcie ze sklepu w Singapurze, a tam kolejka ustawiła się przed sklepem już 24 godziny wcześniej.
Szok i niedowierzanie. Bo po pierwsze - to tylko ciuchy. Po drugie - z sieciówki. Po trzecie - to tylko ciuchy. Ja sobie nie wyobrażam stać za ciuchami w kolejce. Nawet do przymierzalni. A co dopiero na ulicy i to całą dobę? Ale może te ciuchy coś w sobie mają i ja o tym nie wiem? Tak, wiem, znany projektant, przystępna cena. Odrobina luksusu na co dzień, można się poczuć jak gwiazda (Rihanna nosiła te szmatki zanim jeszcze było wiadomo, co to takiego) albo przynajmniej jak blogerka (Jessica Mercedes i Maffashion już zrobiły sobie w nich odpowiednie zdjęcia na odpowiednich imprezach). Opowiedziano mi również o możliwości potencjalnego handlu nimi na Allegro. O rety, jaki smutny mamy świat. Bo jak wyglądają te zakupy odrobiny luksusu? Wpada się do sklepu z tej kolejki i zgarnia łapką co nam tylko pod nią wpadnie. Nikt nie zastanawia się, nie mierzy, nie przygląda, zgarnia i biegnie do kasy. A jak nie leży? A jak za małe? A jakie to ma znaczenie, skoro nazwisko na metce odpowiednie? I może człowiek parę złotych za handelek przytuli na tych, co im się nie chciało w tej kolejce stać?
Albo weźmy takiego na przykład iPhone'a. Co go nowego wypuszczą, to świat jakby w miejscu stanął. Że ludzie w kolejkach po niego stoją to jeszcze nic. Ludzie potrafią z Polski na drugi koniec świata po niego lecieć, żeby pierwszego dnia go kupić, oczywiście stojąc w odpowiednio dużej kolejce. Miałam kolegę, który kiedyś po jakąś bodajże konsolę PS ileśtam poleciał do Tokio na jeden dzień. Prywatnie, nie służbowo. Żeby ją kupić pierwszego dnia. Inna koleżanka, która często bywa w Paryżu, twierdzi, że lubi sobie tam pod sklep Louis Vuitton pójść i zobaczyć, jak wykwintni ludzie stoją w kolejce za drogimi torebkami. Nie dość, że kosztują parę tysięcy euro, to jeszcze w kolejce trzeba postać. Może taką wystaną torebkę bardziej się wtedy lubi? Nie wiem. Na jeszcze droższe torebki Hermesa "Birkin Bag" najbogatsi zapisują się w kolejkę wirtualną. I czekają. I nie każdy ponoć ją dostanie. Ale taka torebka to podobno świetna lokata kapitału, więc może się opłaca.
Nową część Harry'ego Pottera też w takiej właśnie kolejce (ale w nocy) można było sobie zazwyczaj nabyć. Przed moim szmateksem w każdy poniedziałek, kiedy jest dostawa towaru, kolejka co najmniej na godzinę wcześniej się ustawia (podobno w innych "dobrych szmateksach" również). Ja się "na kolejkach" wychowałam. Takich za jedzeniem, papierem toaletowym, cukierkami. Tata o czwartej rano jeździł po kiełbasę do Falenicy, a kupienie kanapy i dwóch foteli zajmowało jakieś dwa miesiące i trzeba było odhaczać się na liście społecznej. Może dlatego kolejek organicznie nie znoszę. I żadne, największe nawet nazwisko nie jest mnie w stanie do kolejki zmusić. Ale może każde pokolenie potrzebuje swojej?