W cieniu zakwitających dziewcząt

Pożółkły papier od lat kruszejący na bibliotecznych półkach, suchy i dziwny w dotyku lub - wręcz przeciwnie - lekko wilgotny po wielu sezonach w piwnicy. Charakterystyczne, graficzne okładki, kiepska jakość druku, wypadające strony. Z tym kojarzą mi się PRL-owskie powieści dla dziewcząt, pożywka mojej młodości.

Co pchnęło moją pamięć na te sentymentalne tory? Po pierwsze, wakacje. Włócząc się z mężem i córką przez sosnowe lasy nad Liwcem i podglądając przygody zastępów kolonistów i kolonistek, skoszarowanych w pobliskich ośrodkach, poczułam się mocno stetryczała. Te młodzieńcze emocje, te dramaty, rozgrywające się pod lokalnym sklepem spożywczym, te subtelne układny przestrzenne, wyrażające antypatię lub chęć flirtu nad oranżadą w plastikowej butli, o których nie śnił Edward T. Hall! Nie wiem, czy jest jakakolwiek substancja, po której zażyciu byłabym w stanie wykrzesać z siebie tyle miłosnego, romantycznego zapału (bo w normalnym, niepodkręconym chemicznie życiu to już nawet nie próbuję myśleć o uczuciach - zawsze mówię mężowi, że nie mogłabym go zdradzać, bo mi się zwyczajnie nie chce ). A wszakże kiedyś byłam taka sama! Każde wakacje oznaczały szansę na Wielką Miłość, bo przecież jest oczywiste, że w wieku 14 lat człowiek zakochuje się głęboko, dojrzale, odpowiedzialnie i na całe życie. Skąd to wiem? Z powieści dla dziewcząt, rzecz jasna.

Skarbnica wiedzy rozedrganej nastolatki (fot. Eliza Szybowicz)Skarbnica wiedzy rozedrganej nastolatki (fot. Eliza Szybowicz) Skarbnica wiedzy rozedrganej nastolatki (fot. Eliza Szybowicz) Skarbnica wiedzy rozedrganej nastolatki (fot. Eliza Szybowicz)

Po drugie, wróciwszy z wakacji dostrzegłam w zalewie zaległego Facebooka czarno-białe zdjęcie starszej pani. Zmarła Krystyna Siesicka , jedna z moich ulubionych pisarek wspomnianego nurtu, odpowiedzialna za część rojeń o letnim zakochaniu w chłopaku, który w tym roku już NA PEWNO zostanie sąsiadem mojej babci (marzenia te utrudniał fakt, że wszyscy sąsiedzi babci byli ludźmi o ustalonym statusie rodzinnymi i szanse na poszerzenie tej konfiguracji o chmurnego, inteligentnego nastolatka były, co tu kryć, zerowe). Też tak miałyście? A czy udało wam się zrealizować podobne marzenie? Bo mnie nigdy! Rok w rok, lipiec w lipiec i sierpień w sierpień - gorzkie rozczarowanie. Wprawdzie na studiach udało mi się nadrobić temat wakacyjnych flirtów, ale hm, one nie były już w stylu mistrzyni Siesickiej, nie były to też związki na całe życie, oj nie. Tęsknota nastolatki pozostała nieukojona.

Któż jeszcze prócz mnie czytał? (fot. Eliza Szybowicz)Któż jeszcze prócz mnie czytał? (fot. Eliza Szybowicz) Któż jeszcze prócz mnie czytał? (fot. Eliza Szybowicz) Któż jeszcze prócz mnie czytał? (fot. Eliza Szybowicz)

Lubiłam Siesicką za pewną melancholię i niezwykłą powagę bohaterek, którą teraz uważam za nieżyciową i przesadzoną - zachować twarz, dystans, honor, nie pokazywać nadmiernie, że serce szaleje (z drugiej strony, nie mogąc powstrzymać się od autopolemiki muszę zauważyć, że kiedyś dorosłość i dojrzałość były po prostu w cenie - należało ubierać się jak starsi, dodawać sobie powagi i dążyć do stabilności, a nie wygłupiać się nadal po trzydziestce, tak mówię sobie i mojej spódnicy z zielonego tiulu i tym dziwacznym gumowym pantofelkom w kolorze melona, przysięgam, nie tak planowałam wyglądać jako żona, matka i asystentka). Moją absolutną faworytką była Mada, bohaterka "Zapałki na zakręcie " (do tej pory nie mam pojęcia, co oznacza tytułowa fraza), chłodna, racjonalna, ale wewnętrznie skłopotana i marząca o wszechogarniającym uczuciu, którego nie trzeba analizować i lękać się. Idąc jej śladem przez całą późną podstawówkę nosiłam golf, na nim wisiorek (brr...) i kochałam się w Marcinie (zresztą do tej pory mam sentyment do tego imienia, chociaż nie znałam nigdy bliżej żadnego nosiciela, podkochiwanie się było oczywiście smętne i na odległość). Do szaleństwa uwielbiałam późniejszy cykl Siesickiej "Opowieści rodzinne " ("Woalki ", "Falbanki ", "Wachlarze ") zawierający nastolatki, impresjonistów, rodzinne kufry pełne zetlałych pamiątek, klimatyczne domy w ogrodach i rozbite rodziny (na szczęście byłam wtedy nieco mądrzejsza i nie próbowałam ubierać się w poetyczne giezła jak Marysieńka lub kombinacje czerni i czerwieni jak Tamara).

A tę opowieść pamiętacie? (fot. Eliza Szybowicz)A tę opowieść pamiętacie? (fot. Eliza Szybowicz) A tę opowieść pamiętacie? (fot. Eliza Szybowicz) A tę opowieść pamiętacie? (fot. Eliza Szybowicz)

Późniejsze powieści już mnie tak nie urzekły. Mimochodem i po cichu opuściłam ulubioną autorkę, a teraz, kiedy odświeżam literaturę dziewczęcą w ramach "Kurzojadów", zachwycam się głównie Zofią Chądzyńską i Haliną Snopkiewicz. Patrzę na skromną notatkę biograficzną Siesickiej w Wikipedii i widzę, że ominęło mnie kilkanaście tytułów. Przepraszam, Krystyno w zaświatach. Obiecuję karną ekspedycję do biblioteki, kiedy tylko zdołam zapamiętać w jakich godzinach otwarta jest w wakacje.

A wy, miłe czytelniczki, eksdziewczęta? W którym świecie przedstawionym chciałyście najbardziej znaleźć miłość życia przed ukończeniem dwudziestego roku życia?

PS Ten felieton ma charakter naiwno-sentymentalny. Jeżeli chcecie poczytać fachową charakterystykę powieści dla nastolatek z minionej epoki, zajrzyjcie koniecznie na prowadzoną przez Elizę Szybowicz stronę zatytułowaną obiecująco - "Nie tylko Musierowicz".

Więcej o: