Gdy zachoruje pies...
Piszę ten tekst z ciężkim sercem. W sobotę znalazłam na moim psie Bolku dwa kleszcze, wyjęłam je, potem sprawdziłam - nie było opuchlizny. Zapomniałam o sprawie. W poniedziałek pies zwymiotował śniadanie. Kiedy wróciłam z pracy, nie zareagował na propozycję spaceru. Zamiast do parku poszliśmy do weterynarza, pobranie krwi, wynik - babeszjoza, pasożytnicze odkleszczowe zakażenie powodujące rozpad czerwonych krwinek i uszkodzenie narządów wewnętrznych. Nerki pracują słabo, wątroba też. Lekarka mówi: "Walczymy". Pies codziennie leży pod kroplówką, osiem godzin, dwanaście, wymiotuje, nie reaguje praktycznie na nic.
Bolek jeszcze w czasach przed chorobą ( fot. Olga Wróbel)
Jestem totalnie rozbita, mąż też. Trzyletnia córka rozumie, że nie jest dobrze, zachęca psa do jedzenia biszkoptów, bez skutku. Reszta rodziny - moja siostra, rodzice, uwielbiający psa do szaleństwa - daleko na wakacjach. Nie mówię im o tym, co się dzieje, nie są w stanie pomóc. Codziennie trzeba iść do biura - mam wprawdzie niewykorzystany urlop, ale w tym tygodniu nie ma mnie kto zastąpić, sekretariat nie może być zamknięty. Na szczęście mąż pracuje w domu i może doglądać kroplówek w niedalekiej lecznicy. Ja wiję się w pracy, na niczym nie mogę się skoncentrować, łykam łzy i mam wrażenie, że opuściłam przyjaciela w potrzebie. Mój pies ma mniej więcej 12 lat, adoptowałam go siedem lat temu. Wiem, że nie będzie żył wiecznie, ale robiliśmy niedawno zdrowotny bilans emeryta, był w dobrym stanie po zeszłorocznym zapaleniu stawów. Nie spodziewałam się, że w ciągu kilku dni z wesołego, chociaż nieco sztywnego w łapach zwierzęcia, może przeistoczyć się w apatyczną kulkę futra.
Kroplówka za kroplówką (fot. Pexels.com CC0) Kroplówka za kroplówką (fot. Pexels.com CC0)
Leczenie obciąża budżet - to przykre, ale takie myśli też się pojawiają (fot. Pexels.com CC0)
Kiedy przez kolejną godzinę siedzę przy leżącym pod kroplówką Bolku zaczynam mieć niewesołe myśli innej natury. Opieka weterynaryjna jest bardzo droga, hasło "Walczymy" ma praktyczny wymiar - pół mojej pensji znika w tydzień. Miłości nie można przeliczać na pieniądze, a ja kocham Bolka - można dyskutować, czy jest to taka sama miłość, jaką czuję do innych członków rodziny, ale z pewnością pies jest mi emocjonalnie bliższy niż wielu niewidzianych latami pociotków i kuzynów (przepraszam). Zapłacę tyle, ile będzie trzeba. Akurat mam trochę oszczędności - trudno, nie muszę robić nowego tatuażu, daruję sobie obiady na mieście, nowy materac do łóżka też nie jest niezbędny. Ale nie zawsze byłam w tak dobrej sytuacji - i mimo wszystko, obwiniając się za te podłe myśli, z drżeniem dumam o kolejnych rachunkach, regulowanych wieczorem kartą. Ile możemy walczyć? Jakie są realne szanse, że przy tak złych wynikach stary pies wróci do zdrowia? Co w tym wypadku oznacza "zdrowie"? Dwa miesiące życia? Dożywianie w przychodni co tydzień?
Co się dzieje ze zwierzętami ludzi, którzy nie mają pieniędzy na pokrycie rachunków weterynaryjnych? Zostają uśpione od razu? Dogorywają w kątku mieszkania? Oczywiście rozumiem, że przychodnie weterynaryjne nie są charytatywnymi placówkami i muszą na siebie zarabiać. Oczywiście rozumiem, że posiadanie zwierzęcia wiąże się z całą masą wydatków i obowiązków. Boli mnie tylko, także w tej niewinnej dziedzinie, podział na lepszych i gorszych. Jeżeli masz pieniądze, jesteś mniej bezsilny (pozornie). Diagnozy, dializy, leczenie. Jeżeli nie masz - możesz iść do domu i patrzeć, jak twoje ukochane zwierzę opada z sił i łudzić się, że nie cierpi za bardzo.
Kiedyś leczenie zwierząt miało praktyczny wymiar - ocalić należało te gospodarskie, przynoszące wymierny dochód. Psy i koty, nie wspominając o innym drobiazgu, były dla weterynarii stworzeniami majaczącymi na marginesach praktyki. Postęp w nauce (i przeobrażenie naszych stosunków ze zwierzętami) zmieniły sytuację. Dziś stoję dla mojego psa na pozycji półboskiej - w oparciu o nowoczesną diagnostykę, którą nie do końca rozumiem i wiedzę lekarki, o której fachowości wiem niewiele (ale chcę w nią wierzyć) będę musiała prawdopodobnie podjąć decyzję o uśpieniu Bolka lub kontynuowaniu leczenia, które nie przynosi poprawy. Nie chcę tego robić. Boję się wyrzutów sumienia, późniejszego dociekania czystości intencji rozpiętej pomiędzy egoistycznym "Nie mogę już na to patrzeć i za to płacić", a coraz wątlejszym "Może jeszcze da się go uratować".
Stosunek do zwierząt jako miara człowieczeństwa (fot. Pexels.com CC0) Stosunek do zwierząt jako miara człowieczeństwa (fot. Pexels.com CC0)
Stosunek do zwierząt jako miara człowieczeństwa (fot. Pexels.com CC0)
Margaret Atwood napisała kiedyś, że na zwierzętach tylko ćwiczymy - zarówno wyższe uczucia, jak i okrucieństwo, które potem będziemy gotowi przenieść na ludzi. Nie raz w ciągu tego tygodnia myślałam o tym, że nie jestem w stanie pomieścić emocji związanych z krótkotrwałą, gwałtowną chorobą starego psa, wyrwanego ze schroniska, z miłością włączonego na siedem lat do rodziny. Co się ze mną stanie, gdy zachorują rodzice? Dziecko? Mąż? Dylematy związane ze zdrowiem zwierzęcia, kruchego i z ograniczoną świadomością własnego losu, staną się przy tym błahe. Jak podejmować decyzje o terapii najbliższych? Nie zrozumcie mnie źle - jestem całkowicie po stronie nauki, szczepionek, wierzę w medycynę i staram się nie pielęgnować w sobie powszechnego przekonania, że lekarze i koncerny farmaceutyczne knują wspólnie naszą finansową i zdrowotną zagładę. Ale czasami mam wrażenie, że zwykły, biedny człowiek, targany sprzecznymi emocjami, nie ma narzędzi, żeby poradzić sobie z wiedzą i odpowiedzialnością, które płyną z rozwoju medycyny. Nigdy nie potrafiłabym powiedzieć na wstępie: "Fatalne wyniki? 25% szans na przeżycie? Usypiamy!" , chociaż być może na pewnym poziomie - powinnam.
Ten tekst nie ma szczęśliwego zakończenia, nie umiem go podsumować. Są gorsze tragedie niż śmierć psa, ale w tej chwili nie jest to pokrzepiająca myśl. Pożegnaliśmy go tak, jak tylko potrafiliśmy . Napisałam wam to, o czym sobie myślałam, jedyna praktyczna rada jest taka: zabezpieczcie swoje zwierzęta przeciwko kleszczom, nawet, jeżeli spacerujecie z nimi tylko dookoła bloku po przystrzyżonych trawnikach.
-
Cleo bez makijażu i doczepianych włosów. Jak wygląda? Fani: Zdecydowanie ładniejsza
-
Małgorzata Rozenek w najmodniejszych butach sezonu. Kiedyś obciach, dziś hit!
-
Idą po Koronę Wodospadów! Zespół z Polski chce zdobyć dziesięć najwyższych wodospadów na świecieMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Jak ogrodzić działkę bez zgody sąsiada? Istnieje kruczek prawny
-
Miała 9 mężów. Z ostatnim spędziła 30 lat i to on był miłością jej życia
- Księżna Kate musiała poddać się testom. Inaczej nie byłaby żoną Williama
- Co jako pierwsze widzisz na tym zdjęciu? Odpowiedź mówi wiele o twoich marzeniach
- Zakochała się w nim w klasie maturalnej. Od 18 lat są małżeństwem
- Zmieszaj jeden składnik z wodą. Okna będą lśniące i bez smug
- Pamiętacie zespół Aqua? W latach 90. piosenkę "Barbie Girl" znał każdy