Dlaczego warto przyjaźnić się z singielką?
Nikt nie zrozumie cię lepiej niż singielka!
Mam różnych znajomych. W parach i bez pary, z dziećmi i bez dzieci. Singielki, single, małżeństwa, rozwodnicy. A wspólne kolacje czy imieniny nie przebiegają według schematu: a, to dziś zapraszamy tylko sparowanych. Wręcz przeciwnie! Jak idę na spacer z wózkiem i dziecko zaśnie, lubię poczytać książkę albo się odprężyć, nie muszę iść ramię w ramię z inną mamą i jej dzieckiem. Co nie oznacza, że nie mogę. Mogę, ale robię to rzadko.
Jakiś czas temu do redakcji nadszedł list o rozterkach singielki, której kobiety unikają jak ognia , bo boją się, że ukradnie im męża. No, jeśli by się tak stało, to niech go biorą (ale hola, hola, nie mojego!). Gdybym miałabym bazować na takim rozumowaniu, to w ogóle mąż nie powinien z domu wychodzić, a ja bym mu w kółko śpiewała "Zazdrość" grupy "Hey" . Ładna dziewczyno z listu, są na świecie kobiety, które doceniają koleżeństwo z singielkami. Chociaż jestem matką i żoną (pozycja podwójnie spalona), to łatwiej kolegować mi się z singielkami i singlami. Zaraz wyjaśnię dlaczego.
Pierwszym podstawowym kryterium jest czas. Wiem po sobie, jak to jest. Żyję w niedoczasie i rozumiem niedoczas innych ludzi. Zwykle, kiedy możemy się spotkać w ciągu tygodnia i znajomi powracają z pracy, zajęć dodatkowych, spacerów i zakupów, to ci, którzy mają dzieci, wsadzają je do wanny i kładą spać. A ci, którzy dzieci nie mają, a jeszcze mają trochę siły i ochotę, mogą nas odwiedzić. Wiem, że ich kalendarze są napięte, wiem, że korzystają z życia, a mimo to wykazują większą elastyczność. To takie prozaiczne, a jednak ważne. Mam koleżanki z dziećmi, z którymi bardzo chciałabym się spotkać i ciągle coś wypada albo im albo mnie. I bynajmniej nie jest to jedno z tych kłamstw, o których pisała Anka Rączkowska . A to u nich ktoś chory, a to u nas, a to wizyta babci, a to pies ma babeszjozę, a to coś. Zawsze coś. Mamy na szczęście telefony i czat na fejsie (nikt akurat wtedy nagle nie umiera z głodu i nie brzęczy nad uchem i można napisać odpowiedź za jakiś czas). Koleżanki singielki nie mają takich przygód (może oprócz tej babeszjozy) i rzadziej odwołują spotkania, a nawet jeśli ja z jakiegoś powodu odwołuję, to często udaje nam się pogodzić spotkanie u mnie w domu.
Bo kiedy moje dzieci już śpią, to możemy siedzieć i gadać. A koleżanki, które mają dzieci w podobnym wieku są w swoich domach. Wiem - "no od czego jest ojciec, niech z nimi zostaje" . Niestety w praktyce różnie to działa, bo ojcu niestety piersi nie wyrosną, bo jakoś tak wychodzi, że niektóre dzieci w nocy krzyczą "mama" i właśnie mamy potrzebują. (Nie, to nie jest narzekanie ani frustracja, to stan rzeczy.)
Bo żyjemy w różnych przestrzeniach czasowych i łatwiej je skoordynować. Kiedy ja idę spać, single ruszają w miasto i/lub do swoich pasji. Nie koliduję z ich planami. Zjemy razem kolację, pogadamy, a potem oni lecą do kina czy na imprezę. I nie siedzą jak na szpilkach, bo zaraz muszą iść, bo dzieci czekają. Ja siedzę. Ale jeśli spotykamy się u mnie, to nie ma żadnego wiszącego miecza Damoklesa. I umawiamy się w takich godzinach, w których z inną mamą po prostu nie dałybyśmy rady (bo szkoła, bo zajęcia, bo spanie, bo wycieczka, a nasze spotkania w związku z tym odraczane są miesiącami).
Bo nie wszystkie dzieci się lubią. W ogóle do pewnego wieku dzieci wcale nie bawią się razem, tylko obok siebie. Wszystko im jedno, czy siedzi obok nich inne dziecko czy nie. Może też zdarzyć się, że mamy się lubią, a dzieci w ogóle. I co? Przekonywać je na siłę, że mają się lubić, czy rozdzielać jak się tłuką (oby łopatkami po głowie). Albo różnica wieku jest tak duża, że nie nawiązują żadnego dialogu. Jeżeli w takim wypadku mam zabrać ze sobą dziecko, wolę umówić się z singielką. Serio! Wtedy i dziecko zazwyczaj lepiej się zachowuje, umożliwiając rozmowę. Wiem też, że z wiekiem dziecka to się zmienia na sytuację wręcz przeciwną, to znaczy jeżeli dzieci się jednak polubią, to uwielbiają spędzać ze sobą dużo czasu.
Bo nie mam ochoty gadać o dzieciach - lubię czasem powiedzieć jakąś anegdotkę. Czasem wcale nie mam ochoty, a i tak gadam. Z inną matką tak bym mogła bez końca, a z singielką się dyscyplinuję i hop siup - rozmawiamy o filmach, książkach, podróżach. Plotkujemy o niczym. Zwyczajnie. Oczywiście z matkami też się to zdarza, ale tak jest po prostu łatwiej.
Bo lubię ciszę - którą w pewnym momencie trudno osiągnąć w domu z kilkulatkami (nie, to nie jest frustracja, to opisanie stanu rzeczy). A gdy się spotykam z koleżanką singielką, nawet w naszym domu, to nie mam zdublowanego hałasu. A jak się spotkamy, kiedy dzieci już śpią, w ogóle możemy porozmawiać w ciszy. Oczywiście, wiem, że można spotkać się z mamą kilkorga dzieci bez tych dzieci w tle, ale jak napisałam wyżej pogodzenie czasowe zajmuje nawet kilka miesięcy.
Bo umieją mnie zainspirować i zmotywować - przyjadą z drugiego końca miasta, żeby razem popływać, pójść na fitness i zgubić pociążowe tu i ówdzie. Są bardziej zadbane i wiedzą jak to robić w naszym wieku. Wiodą zupełnie inne życie, a to jest ciekawe. Inspirują mnie - nawet jeśli tylko w skali mikro albo w skali marzeń, zupełnie inaczej niż koleżanki matki. (Patrz punkt "gadanie o dzieciach").
Bo trochę im zazdroszczę . Też byłam bezdzietna i też byłam singielką. Pamiętam wady i zalety tego stanu. Pamiętam, że miło siedzieć pod kocem i czytać książki bez akompaniamentu odgłosów statku kosmicznego wydawanego paszczą. Albo wyjść gdzieś i zapomnieć o całym świecie. Ale pamiętam też, jak bardzo czasem brakowało mi kogoś do przytulenia. Nie, nie chcę zmieniać swojego życia, ale dzięki koleżankom singielkom pamiętam, że ono ma różne fajne etapy, a nie tylko ten konkretny, też zresztą fajny. Czasem zazdrościmy sobie na wzajem. I jest to bardzo budująca zazdrość!
Bo single wiodą tymczasowo egzotyczne dla mnie życie . Trzymam kciuki za ich doktoraty, za książki, za wystawy. Jeżdżą do Japonii, Arizony, na Karaiby i do Hong Kongu. Tak, zdaję sobie sprawę, że z dziećmi też można, ale uwierzcie, jest to zupełnie inne podróżowanie. Szczególnie z maluchami. A ja lubię oglądać ich zdjęcia z nocnego Tokio i słuchać opowieści o pirackich barach na Karaibach. O sekscesach, fascynacjach i przygodach. I dzieci też to lubią! I mąż. Cieszę się z nimi, życzę im powodzenia, wystarczających finansów i odpowiednio długiego urlopu. Nie porównuję ich życia z moim, po prostu są dla mnie czasem jak program Makłowicza, tylko że "na żywo". Równie egzotyczne są dla mnie ich przygody w mniejszej skali - te na nocnych eskapadach przez nieznane zakamarki Warszawy, spacerach fotograficznych albo survivalowym spływie po Hańczy. Popatrz no, nie zdążyłam być w Japonii. Pech! Ale za to zdążyłam mieć świetnych znajomych!
Bo są najzwyczajniej pomocni . Gdy koleżanka singielka tuż po porodzie zapytała, czy może mi jakoś pomóc, poprosiłam ją o pyszne domowe jedzenie. Świetnie gotuje, wiem, że gotuje co dzień i wiem, że to lubi. Po prostu zwiększyła ilość. A koleżanki z dziećmi pewno nie poprosiłabym o taką przysługę. Żadna też tego nie zaproponowała i najzupełniej je rozumiem. To nie znaczy, że są gorszymi koleżankami, nie! Po prostu wiem, że są w życiu chwile, gdy łatwiej komuś pomóc i są takie, kiedy tobie przydaje się trochę pomocy.
Bo są na czasie z tym, z czym ja nie mam czasu być na czasie . Pójdą na dziesięć wystaw, a polecą dwie. Ufam i idę na jedną z nich. Przeczytają więcej książek i obejrzą więcej filmów, a ja chętnie skorzystam z ich rekomendacji. Też wybiórczo. Bo lepiej (bo w ogóle) znają się na tuszach do rzęs, torebkach i perfumach. Zdaję sobie sprawę, że to podejście stereotypowe, ale jakoś dziwnie się sprawdza wśród moich koleżanek. Ja za to chętnie polecam im ciekawe prezenty dla bratanków, siostrzeńców i innych pociotków. Symbioza.
Bo bawią się i tańczą, jakby nikt ich nie widział , a na pewno nie ich mąż czy żona (z którym to różnie bywa, czasem na pieńku), więc zawsze jest wesoło! Znają mnóstwo nowych miejsc i nocną mapę miasta, umiem się wybawić z nimi na wesoło.
Zdaję sobie sprawę, że wraz z tym, jak dzieci dorastają, łatwiej jest pogodzić spotkania z nimi w tle. Takie spotkania i weekendy już nam się udają, ale wcale nie dominują. Nie dlatego, że unikam spotkań z ludźmi z dziećmi. Absolutnie. Zresztą przez dzieci poznałam też wiele ciekawych osób. Tylko to zupełnie inny temat.
Koleżanki singielki są super! I koledzy też! Nie wyobrażam sobie życia naszego domu bez tych wszystkich ludzi, którzy wprowadzają dobrego ducha i powiew świeżości. A jeżeli w przyszłości nie będą singlami i singielkami, to nadal będę ich wszystkich lubić, choć być może będzie nam się trudniej spotkać. Lubię konkretnych ludzi, a czy są w parze czy bez pary, to już ich prywatna sprawa.
P.S. Wspólne wakacje jednak to coś, czego nigdy nie zrobiłabym znajomym singlom - chyba że bardzo by chcieli i wiedzieli na co się piszą, mieli doświadczenie w podróżowaniu z rodziną z dzieckiem i wiedzieli jak rzecz się ma w praktyce. Za to na jednodniowe wycieczki zdarza nam się razem pojechać. I wszyscy są zadowoleni (albo kłamią).
-
Jak zaoszczędzić na ogrzewaniu? Sięgnij po folię bąbelkową
-
Jesienią będziemy je nosić zamiast kurtek. W Sinsay na wyprzedaży za 42,99 zł. Podobne w Renee i C&A
-
Wielu młodych Polaków ma ten problem. Rozwiązanie jest prosteMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Miała "przyjaciół" ze sporą ilością gotówki. To byli żonaci mężczyźni, szukający uniesień
-
Zmiel i połącz z wodą i drożdżami. Borowiki wyrosną na twoim parapecie
- Z tą sukienką z Sinsay nie rozstaniesz się w chłodniejsze dni. Kosztuje 39,99 zł i jest z wełną. Też w HM, CA
- 200 złotych to nie wydatek, a inwestycja. To urządzenie jest już w szafkach większości kobiet
- Od 70 zł w Pepco, Lidlu i CCC hitowe botki! Styl na niepogodę. Pasują do wszystkiego
- Ulubione kurtki Polek teraz na wyprzedaży w Medicine. Lekkie i praktyczne. Okazje też w 4F i Answear
- W tej spódnicy Medicine przechodzisz całą jesień, po wydaniu tylko 50 zł. Postaw na wzór, jak Reserved i KiK