Dlaczego pieniądze śmierdzą?

O pieniądzach rozmawiać nie lubimy. Chyba, że ich nie mamy, wtedy ponarzekać można. Co takiego mają w sobie, że pożądamy ich mocno, jednocześnie jakby się brzydząc?

O tym, że pieniądze szczęścia nie dają wie chyba każdy z nas. O tym, że są niezbędne, żeby jakoś po ludzku żyć - też wiemy. W takim razie skąd się bierze taka wielka niechęć do brudnych i smrodliwych banknotów? Czemu od najmłodszych lat jesteśmy karmieni bzdurami i bez przerwy powtarza nam się, że pieniądze to przyczyna zła całego świata i upadku ludzkości? Bez sensu.

Bez sensu po raz pierwszy. Bogaci.

Ogólnie rzecz biorąc falę nienawiści do pieniądza można zobaczyć na każdym kroku. Bogaci, którzy żyją wokół nas to oczywiście przestępcy i dorobili się na przekrętach. Na pewno rozprowadzają narkotyki, handlują metanolem, a w wolnej chwili zabawiają się w przybytkach rozkoszy. Nic bardziej mylnego, ale jak przekonać społeczeństwo do tego, że bogaty to nie zawsze, a nawet najczęściej nie-krętacz? Jakoś tak trudno nam, klepiącym słodką biedę, wyobrazić sobie, że istnieją ludzie, do których los się uśmiechnął może właśnie dlatego, że oni również potrafili wyjść naprzeciw swojej szarej egzystencji. Potrafili wziąć życie we własne ręce i zrobić z nim coś konstruktywnego zamiast utyskiwać na brak środków na koncie. A może to zwyczajni geniusze, którzy mają dar rozmnażania banknotów? Skoro byliśmy w stanie uwierzyć w cudowne rozmnożenie chleba i zamianę wody w wino, to czemu tak ciężko pogodzić się z faktem, że człowiek, ziemianin, śmiertelnik i grzesznik też potrafi?

Dajemy się wyzyskiwać na własne życzenie i nieustannie żal nam ściska cztery litery, bo nie potrafimy zarobić na dostatnie życie.

Problem leży chyba w naszej świadomości, bo bogaci fatalnie działają na nasze ego. Powodują, że czujemy się gorsi jeżdżąc dwudziestoletnim gratem i mieszkając w bloku z odrapanymi ścianami klatki schodowej. A oni, wredni dorobkiewicze, śmigają nowiutką limuzyną, mieszkają w willi z basenem i w dodatku diabeł im dzieci kołysze. Są obwiniani o wyzysk, któremu my, biedni sami się poddajemy, tylko dlatego, że ktoś kiedyś zapoczątkował pleniącą się jak dżuma tendencję do stulenia pyska i dziękowania za najniższą krajową. Dajemy się wyzyskiwać na własne życzenie i nieustannie żal nam ściska cztery litery, bo nie potrafimy zarobić na dostatnie życie. Powiedzieć NIE wyzyskowi też nie umiemy. Więc o co całe zamieszanie? W dodatku czujemy piętno najniższego szczebla hierarchii społecznej. Też na własne życzenie. Zmienić swojego sposobu myślenia również NIE potrafimy. A może nie chcemy, bo wygodniej jest tkwić w znajomym sosie, niż wyjść naprzeciw zmianom, które na ogół łatwo nie przychodzą. I jeszcze jedno - bogaci żyją oszustwem. Nawet jeśli tak jest, to do krętactwa i matactwa wszelkiej maści potrzebne są dwie strony. Podaż tych, którzy dają się mamić i oszukiwać nakręca popyt oszustów. Bez frajerów nie ma zwycięzców!

Bez sensu po raz drugi. Materialistki.

Materialistki - kobiety, żony, matki, kochanki. Zapewne za mąż wychodzą z miłości. Z miłości do pieniądza. Miłośniczki mamony. Te to już w ogóle są zepsute. Sieją tę pieniężną zgniliznę, zamiast zająć się potulnie domem, przywdziać bambosze i zatopić swoje myśli w garnku z pomidorówką. Po co im pieniądze? Na kosmetyki? Na kino? We łbach im się poprzewracało. Po co mają być piękne, oczytane, elokwentne? Lepiej niech dzieci rodzą, bo do tego zostały stworzone. Do rozrodu. A pieniądze niech zostawią mężom. Tak byłoby najprościej. Ale niestety, postęp w każdej sferze życia zbiera żniwo w postaci kobiet dążących do posiadania i gromadzenia, zamiast rodzenia. Czy jest w tym coś złego? Podnoszenie standardu swojej rodziny i zaopatrywanie własnych dzieci w dobra materialne jest oczywiście źle postrzegane. Przez kogo? Przez tych, którzy dóbr tych nie mają, albo przez tych, którzy chcieliby spić z nas ostatnią złotówkę, bo ich potrzeby są o wiele większe, sięgające boskości.

Niektórym mężczyznom na widok kobiety w biznesie opadają spodnie i nie chcą robić interesów z płcią piękną.

Jeśli mężczyzna zabiera się za pomnażanie pieniędzy, to mówi się o nim biznesmen. Krętacz oczywiście, ale biznesmen. Jeśli kobieta chce zarabiać, dużo zarabiać, to jest materialistką. Poza tym, niektórym mężczyznom na widok kobiety w biznesie opadają spodnie i nie chcą robić interesów z płcią piękną, ale to już inny wątek. Jest też drugi aspekt. Ta sama kobieta może pokładać nadzieje w swoim partnerze i jemu zlecić zarabianie pieniędzy, uzurpując sobie dolę za to, że przejmuje domowe obowiązki. To dopiero jest materialistka. I pijawka. Nie wiadomo, co gorsze. Bo najgorsze bez wątpienia w tej kwestii jest zaściankowe, szablonowe i podszyte zawiścią myślenie obserwatorów, którzy wolą skrupulatnie liczyć bilon w przerwach między wygłaszanymi z perspektywy mentora kazaniami na temat podłości bogatych.

Bez sensu po raz trzeci. Pasja.

Sami bogaci nie są jednak bez winy. Oni również dorzucają swoją obitą cegiełkę do budowania nienawiści do pieniądza. Być może ulegają społecznej presji, która nakazuje im wręcz tańczyć w takt wygwizdywanych dyrdymałów. Trudno im się przyznać, że lubią pieniądze, że dużo zrobią, żeby mieć ich jeszcze więcej, bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. A co jest złego w tym, że człowiek potrafi dużo zarobić? Co jest złego w bogactwie? Absolutnie nic.

Pracujemy dla pieniędzy. Ci, którzy twierdzą inaczej, niech zrezygnują ze swojej wypłaty.

Nie zmienia to jednak faktu, że ci, którym się udało powtarzają jak mantrę wyświechtaną nieco opinię, że wszystko robili dla pasji. Nie dla pieniądza. Czemu w takim razie nie wyzerują swojego konta i nie zaczną wieść upojonego ascezą życia jak święty Aleksy, realizując przy tym swoje hobby? Trenerzy rozwoju osobistego wpierają nam oczywiście, że najważniejsze to znaleźć pasję w swojej pracy. Może jednak warto byłoby podejść do ich stwierdzeń krytycznie? Pracujemy dla pieniędzy. Ci, którzy twierdzą inaczej, niech zrezygnują ze swojej wypłaty i wtedy będą mieć prawo do rozsiewania takich poglądów. Wtedy będą wiarygodni. I nie będą krętaczami.

Ja

Nie jestem bogata. Biedna też się nie czuję. Zamierzam być bogata i nie boję się do tego przyznać przed samą sobą. Lubię pieniądze i podziwiam bogatych. Są dla mnie wzorem i nadzieją, że każdemu może się udać. Są też optymizmem dla tych, którzy nie chcą być pesymistami. Kropka.

Matka Szczęsna z Częstochowy

Więcej o: