- Prooszę, załóż jakąś sukienkę! - ten tekst usłyszała zapewne niejedna miłośniczka wygodnych, luźnych spodni z krokiem niebezpiecznie blisko kolan. No bo jak to tak, dziewczyna i takie rzeczy? A może jeszcze te buty założy, papcie emu i ostatecznie dobije swoją kobiecość. Bo jakby ktoś nie wiedział - kobieta powinna ubierać się kobieco! Nie, wcale nie chodzi o wygodę, o wyrażanie swojej osobowości czy inne farmazony, wymyślone zapewne przez brzydkie feministki z wąsem, bo przecież nie przez normalne baby. Ważne, by zaświecić udem czy dekoltem, żeby chłop miał na czym oko zawiesić, a jego koledzy umierali z zazdrości. I nie zrozumcie mnie źle - nie mam nic przeciwko ubraniom, podkreślającym kobiece kształty, o ile ich wybór pozostaje wyborem kobiety. Ale kiedy słyszę, że piękny Adonis w rozciągniętym dresie krzywi się na widok luźniejszej stylizacji jego dziewczyny, to nabieram ochoty na rozprawienie się z Adonisem, lub chociaż z jego niezmąconą wiarą we własną atrakcyjność.
Przyznaję - też nie jestem święta. Zdarzyło mi się w czasach pierwszej młodości wyrzucić spodnie ówczesnego ukochanego, bo na ich widok robiło mi się słabo, moja miłość bladła i w ogóle groziło to zbliżającą się apokalipsą. Dla usprawiedliwienia dodam, iż były to za duże bojówki w kolorze zgnilizny, i, o ile nie miał zamiaru założyć zielonych płetw i pływać w jeziorze udając żabę, pomysł zakupu ich był z założenia absurdalny. Dziś jednak, jako osoba nieco dojrzalsza, przyznaję - wstydzę się tego występku. Bo jakie by te spodnie nie były, nie jestem upoważniona do narzucania komukolwiek swojego poczucia estetyki! Dlatego też nie rozumiem, skąd u niektórych mężczyzn przekonanie, że to oni najlepiej wiedzą, w czym powinna wyjść ich ukochana?
Jest to coś, co mnie jednocześnie irytuje i fascynuje - niezachwiana pewność, że kobiety ubierają się dla nich i to ich zdanie powinno być brane pod uwagę przy doborze garderoby. I nawet nie pomyślą, że może kobiecina jest zmęczona po całym dniu w pracy i wkładanie szpilek i sukienki to ostatnia rzecz, na jaką ma ochotę. A może w ogóle, niedajpanieboże, woli trampki i luźne spodnie? Ale oddając sprawiedliwość - skąd facet ma to wiedzieć, skoro na pierwszych randkach widzi dziewczynę wystrojoną jak wóz strażacki na otwarciu jednostki, a potem się nagle okazuje, że ona wcale nie lubi tych wszystkich wstążek i kwiatów i że to taka trochę nieprawda była, a w każdym razie półprawda.
Kobieta zmienną jest, powiecie. Tak, ubrania dobieramy do okazji i nastroju, ale może czasem lepiej przemyśleć to, jak kreujemy swój wizerunek, żeby potem uniknąć niepotrzebnych rozczarowań? I wtedy będziemy mogły włożyć te luźne ciuchy, związać niedbale włosy i iść na rower czy do kina z mężczyzną, który to rozumie. Bo przecież o to chodzi. A sukienki włożymy, gdy będziemy chciały - albo w ogóle.
Agazgaga