Foch na "Krainę lodu"

Życie to nie bajka i czasem film, po którym wiele sobie obiecujemy, nie spełnia naszych nadziei. Nasza Czytelniczka jak rozumiemy wini naszą redakcję za swoje rozczarowanie. Przepraszamy!

W zeszłym tygodniu obejrzałam "Krainę lodu" , a w tym pojawiły się już dwa artykuły na temat tego filmu w Wyborczej i na Fochu . Nie wiem, czemu akurat teraz, bo film miał premierę prawie rok temu. No, ale ja nie o tym.

Między Świętami a Sylwestrem wpadła do nas znajoma. Rozmowa zeszła na filmy i koleżanka zaczęła zachwycać się ostatnio obejrzaną "Krainą lodu" . Że genialna muzyka, że świetna fabuła, że Elsa "Łał" pomyślałam sobie "koniecznie muszę obejrzeć", tym bardziej, że znajoma raczej nie z gatunku tych, co lubią bajki. Doszłam do wniosku, że animacja naprawdę musi być dobra. Do kina jakoś nam się nie udało pójść - mąż był niechętny. Trudno, obejrzymy kiedyś w domu - co się odwlecze to nie uciecze. A ja jestem wielką fanką bajek, więc na pewno nie odpuszczę. W międzyczasie przeczytałam jakąś recenzję, porozmawiałam z innymi osobami - film zapowiadał się naprawdę super. Wreszcie, po półrocznym namawianiu udało się - mąż zgodził się obejrzeć ze mną bajkę.

Jedyne, co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, to fakt, że prawdziwa wielka miłość nie musi być między kobietą a mężczyzną.

Wytrwał jakieś 20-25 minut i uznał, że dłużej nie da rady. Żeby nie było - obejrzał ze mną "Zaplątanych" , "Meridę Waleczną", "Księżniczkę i żabę" i jeszcze parę innych bajek. I mu się podobały. Czemu wyłączył "Krainę lodu" ? Dla niego te pierwsze 20 minut było o niczym. No i brakowało dialogów - ciągle tylko piosenki. No dobra, on nie chciał, ale ja dalej byłam napalona na ten film. W końcu, co to jest to 20 minut?

Postanowiłam sama obejrzeć film, jak mąż będzie w pracy. Obejrzałam. Film był całkiem fajny Więc w sumie, po co ja to piszę? Właśnie dlatego, że był tylko całkiem fajny. Wszyscy tak się nim zachwycają, tak go wychwalają A dla mnie to była zwykła animacja. W tych artykułach, o których wspomniałam na początku jest napisane, czemu film jest tak uwielbiany. Świetna muzyka, silne kobiety, no i ta Elsa. Jaka Elsa? Przecież jej prawie nie ma w tym filmie!

Absolutnie nie mówię, że film był zły, bo nie był. Ale uważam, że nie był też wcale tak wybitny, jak wszyscy dookoła mówią i piszą.

Obecnie zapanowała moda na kreowanie silnych bohaterek kobiecych - bardzo dobrze. Fajnie, że Anna i Elsa same sobie radzą w tym filmie i nie są głupiutkimi dziewuszkami, czekającymi na ratunek księcia z bajki. Naprawdę fajnie. Ale czy to jest takie niezwykłe? Dziś niemal każda nowa bajka stawia na silne kobiety, które same przełamują swoje klątwy i jeszcze dodatkowo pomagają potem swoim mężczyznom. To już naprawdę żadna nowość. Ta nieprzewidywalność fabuły i łamanie stereotypów są tylko pozorne. Bo tworzą już w nową przewidywalność i nowe stereotypy - tej silnej kobiety. Jedyne, co mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyło, to fakt, że prawdziwa wielka miłość nie musi być między kobietą a mężczyzną. I to jest dla mnie niezwykłe w tym filmie. Nie to, że bohaterki same sobie radzą. Ale to, że producenci zwrócili uwagę na inny rodzaj miłości, która teoretycznie powinna być nawet silniejsza i prawdziwsza niż damsko-męska, bo przecież wrodzona.

Absolutnie nie mówię, że film był zły, bo nie był. Ale uważam, że nie był też wcale tak wybitny, jak wszyscy dookoła mówią i piszą. Możecie się ze mną nie zgodzić - ok, każdy ma własne zdanie. A może po prostu moje oczekiwania były zawyżone, bo tych wszystkich pochwalnych hymnach?

A jeśli chodzi o muzykę Też nie była wybitna. Tak ubóstwianej piosenki "Let it go"/"Mam tę moc" w ogóle nie kojarzyłam po obejrzeniu, póki nie puściłam jej sobie na youtube po przeczytaniu artykułów. Dużo bardziej zapadło mi w pamięć "Ulepimy dziś bałwana".

Więcej o: