Chudy, szybki i wytrzymały - mój test tabletu Sony Xperia Z

Nikt nie jest ideałem. Za to ten typ mimo mojej początkowej nieufności okazał się być niczego sobie. Poznajcie się: to tablet Sony Xperia Z, a to są internety. Przypuszczam, że będą jeszcze bardziej nieufne i podejrzliwe niż ja.

Moja pierwsza myśl, gdy tylko odebrałam egzemplarz testowy? "O nie, tablet z Androidem, może by go tak utopić?" . Nie wypada, pewnie jest drogi i musiałabym ponieść surową karę. A może jednak? Tak ładnie pływa na zdjęciach z billboardu? Mogę? Serio? On to przeżyje? Bo wiecie, kuchenny test Aleksandry zwany "Zrzucone z blatu nadal działa", przy moich pomysłach na zabawy ze sprzętem brzmi jak pieszczota. Ja swoje urządzenia topię, kopię i zalewam strugami deszczu lub kawy. Rzucam, zgniatam i rysuję kluczami. Zasypuje piaskiem i poddaję okrutnym dronowym brzmieniom basów, od których najmniejsze śrubki same się wykręcają. Tablecie Sony Xperia Z, masz przechlapane.

Poznajcie nową deskę do krojenia - z wifi i instagramemPoznajcie nową deskę do krojenia - z wifi i instagramem Poznajcie nową deskę do krojenia - z wifi i instagramem Poznajcie nową deskę do krojenia - z wifi i instagramem

Spróbujmy cię zawiesić

Postanowiłam jednak nie psuć tego sprzętu przed rozpoczęciem zabawy. Najpierw więc sprawdziłam, co też może zrobić ten tablet bez podtapiania. Z pewną taką nieśmiałością pragnę powiedzieć, że obsługa jest intuicyjna. Nieśmiałość zaś bierze się z tego, że osoby, które nigdy w życiu nie korzystały z przenośnych urządzeń dotykowych, a z komputerów stacjonarnych z rzadka powiedzą co innego. Ale serio, tego się nie da zawiesić tak od razu. Po pięciu dniach hardkorowego korzystania też nie.

Sony od dawna stawia na odchudzanie, więc sam tablet ma grubość teczki z kilkoma karteluszkami, jest równie lekki, mniejszy i bardziej poręczny. Przez moje ręce nie przeszło znów tak wiele tabletów, najłatwiej odnieść mi więc Xperię Z do pierwszej wersji iPada. Pierwsze co robię to otwieram sobie notatnik. Co za wygoda! Można trzymać w dwóch rękach i bez kłopotu niezbyt długimi kciukami dosięgać klawiatury, leżąc, stojąc idąc jak kto woli. Można nawet pisać spokojnie zwisając do góry nogami, lub turlając się obraz na tablecie da się zablokować, tak, by nie rotował jak szalony.

Program do robienia notatek zainstalowany wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza przez producenta posiada sporo dodatkowych bajerów - można bawić się wygodnie rozmiarami czcionek, dołączać notatki głosowe, mapki, zdjęcia, a obsługa jest prosta i wygodna. Jest jeden kłopot. Przyzwyczajona do domyślnego autozachowywania tekstu po prostu kliknęłam w coś z podręcznego menu, przeszłam do innego programu, a gdy wróciłam do notatki sami rozumiecie, nie było jej tam. Ani nigdzie indziej. Trudno. Internet hula w dobrym tempie, programy niezależnie czy to niewielkie appki, czy coś bardziej zaawansowanego, działają szybko. Kolega podesłał cztery półgodzinne nagrania terenowe? Super, sprawdźmy co będzie jak ściągnę je sobie na tableta.

Gra i trąbiGra i trąbi Gra i trąbi Gra i trąbi

No nic, nic złego. Po prostu 2 godziny muzyki automatycznie wylądowały w walkmanie i leżą sobie dostępne po jednym kliknięciu w ekran w jednym katalogu, który stworzył się po prostu automatycznie. Jestem w niebie. Tym bardziej, że tablet Xperia Z ma też wbudowany czytnik kart microSD. To błogosławieństwo dla kogoś, kto na przykład robi zdjęcia w terenie i musi je szybko wysłać do redakcji o ile jego lustrzanka korzysta z pamięci mini/microSD.

Tablet ma też swój aparat. 8 milionów pikseli. To robi wrażenie. Pierwsza lustrzanka, którą robiłam sesje zdjęciowe sprzedawane do kolorowych magazynów dla młodzieży miała trochę mniej. Sony wyposażyło tablet w kilka dodatkowych narzędzi - tematyczne tryby fotografowania: zdjęcia nocne, dzienne, panoramy. Korekcję obrazu dla zdjęć robionych z ręki. No i kilka dodatkowych efektów, niby artystycznych. Sprawdźmy je wszystkie! Panorama działa świetnie, zdjęcia w trybie makro(!) też. Nocne znacznie gorzej. Pamiętajcie jednak, piksele to nie wszystko, bez dobrej optyki możecie się ugryźć we własne cztery litery, a zdjęcia i tak będą zaszumione i niedoskonałe, tylko, że będziecie sobie je mogli wywołać w większym formacie (fajowo, nie?).

Tak czy siak, jak na mikroobiektywy wbudowane w coś, co ma grubość zeszytu 32-kartkowego jest dobrze. Sweetfocię z dzióbkiem da radę pyknąć nawet jedną ręką. Można ja też obrobić, słuchając jednocześnie muzyki i w drugim, mniejszym okienku wykonując notatkę głosową, albo jakieś kalkulacje - to umożliwiają widgety dorzucone do Androida przez Sony. Po co robić to równolegle? Cóż, w wasze preferencje działaniowe już nie wnikam. Bawcie się jak chcecie, możecie to robić bez umiaru. Procesor wydaje się być niewzruszony takimi próbami.

Notatki robię, kręcę, obracamNotatki robię, kręcę, obracam Notatki robię, kręcę, obracam Notatki robię, kręcę, obracam

Zapcham cię dziadu!

Choć Sony wyposażyło tak sympatycznie ten tablet w różne programy i programiki, nie byłabym sobą, gdybym natychmiast nie postanowiła zapchać pamięci kilkoma innymi, dodatkowymi cudeńkami, bez których nie mogę spokojnie funkcjonować w świecie urządzeń mobilnych. Na początek Spotify, bo mam tam kilka ulubionych playlist, które w ramach abonamentu mogę sobie pobrać na dowolny sprzęt i korzystać offline. A online przesłuchiwać wiele nowych i jeszcze więcej starych albumów. Na dużym ekranie Xperii wygląda super i dobrze się obsługuje.

Potem Instagram, bo od co najmniej trzech lat #jestem #uzależniona. Kilka darmowych zabawek dla całej rodziny, na przykład cymbergaj przepraszam Ice Hockey, który pozwolił sprawdzić jak się ma w praktyce ta cała wielodotykowość, czyli pacanie tu i suwanie tam - jednocześnie. Ma się nieźle, rzecz jest grywalna, nie wiesza się, dzieci nie krzyczą. Jakieś gry logiczne (Cut the Rope w dwóch wersjach klasyczna i "Przez wieki" zrobiły furorę), jakieś proste gry samochodowe. Wszystko gra. Jakość obrazu jest zachęcająca.

Pojawiła się więc pokusa oglądania filmów. Xperia działa jak mały telewizor z obrazem o jakości żyletki o ile siedzicie w ciemnym pomieszczeniu. Ekran jest jak małe lustro. A to oznacza tylko tyle - jedziesz autem z dziećmi, puszczasz im film, dzieci krzyczą "Mamoooo! a ja widzę siostrę zamiast Totoro!". Nikt nie jest doskonały. Z tego samego powodu czytanie książek na tym tablecie może być nieco upierdliwe, chyba, że zabawicie się w konwersję do negatywu - białe czcionki na czarnym tle sprawdzają się w takich warunkach znacznie lepiej. Tylko kto chce się bawić w takie rzeczy?

Co jeszcze? Sprawdźmy jak się ten tablet dogaduje z komputerem przez smycz. Gdybym miała ze sobą sanktuarium mobilne zawierające telewizor Sony, do tego telefon i laptop tej firmy, szło by nam łatwiej. Mam komputer, nie mam w nim internetu. Na początek więc zmieniam tablet w hotspot wi fi. Najlepsze jest zaś to, że wszystko można ustawić ledwie za pomocą kilku ruchów palcem. Po chwili z internetu pobiera się już oprogramowanie pozwalające zarządzać zawartością mojego czarnego monoliciku. Żadnych błędów, żadnych problemów, żadnego "coś poszło nie tak". Co za ulga! Mogę nawet przerzucić na tego Sony kopię zapasową danych z mojego starego iPhone'a. Miło. Wygodnie. Zdecydowanie idiotoodpornie.

Jeśli nie wypniecie kabelka w trakcie, albo nie zaczniecie mieszać w ustawieniach, operacja powinna zakończyć się powodzeniem. Ja w trakcie całej operacji nie przestaje słuchać w formie streamingu live nowej płyty Disclosure właśnie z tableta. Ani na chwile się nie zawiesił.

 

Rysuj, zalej, zasyp!

No dobrze. Można na tym tablecie pisać teksty, można nim zrobić nienajgorsze zdjęcia przedmiotów i dzieci oraz innych potworów, można coś nagrać, można też odtworzyć. Można liczyć na nim i na niego. Czas na hardkory. Tak się złożyło, że zaraz po odebraniu egzemplarza testowego czekała mnie kilkugodzinna podróż, spotkanie, wieczorek towarzyski z wydawcą, długi spacer i kolejny wielogodzinny przejazd. Czas umilała muzyka, surfowanie po sieci, czytanie książki przy zaciągniętej roletce w oknie pociągu. Bateria bez dodatkowego trybu oszczędzania pozostała niewyczerpana. To miłe zwłaszcza, że podobne działania wyczerpują dowolny maltretowany przeze mnie smartfon w czasie około 4 do 6 godzin.

Problem? Zewnętrze. Tablet pozostanie waszym lustereczkiem o ile nałożycie na niego folie ochronną. W innym wypadku szybko zacznie przypominać kamienna tablicę z bardzo ważną informacją zanotowaną pismem klinowym. Co tam na tyłach? Ano ślady paluchów. Matowe "plecy" dosyć szybko zmieniły się w kronikę pokazującą, które z dzieci jadło kanapki z masłem, a które nie. To, co z miejsca zwróciło moją uwagę, czyli wykończenie krawędzi i rogów z innego tworzywa, które mogłabym porównać do zderzaków. Z tym, że ostrzegam, nie amortyzuje upadków. Zrzucony z blatu RAZ nadal działa. Myślę, że po dziesiątym upadku zacząłby się jąkać.

Jako, że dostałam już towar przechodzony, czyli tablet, który już wcześniej był testowany przez kolegę Piotrka Stanisławskiego , który dwadzieścia filmów o tym zrobił, wiadomo, zauważyłam natychmiast matczynym okiem, że wykończenie tego wykończenia jest tylko kwestią miesięcy - to znaczy warstwa wierzchnia dosyć szybko się wyciera.

No i deser, na który czekałam od samego początku. TOPIENIE! Test Węcławkowej odbył się szybciej niż myślałam. Po prostu nieszczelna butelka z wodą gazowana wylała się do torby z tabletem. Torba schła na wiatraku jakieś 50 minut. Tablet był gotowy do użycia po wytarciu o spódnicę. Dziękuję.

UTOP SIĘ!UTOP SIĘ! UTOP SIĘ! UTOP SIĘ!

A jeśli wrzucić go do akwarium? Działa (tylko pamiętajcie o zapchaniu otworków. To znaczy o zamknięciu wszystkich klapek, tak, by woda nie dotarła do czytnika kart, wejścia słuchawkowego i tak dalej). W ulewie? Też działa. Można go nawet wziąć do wanny i oglądać teledyski (prawdziwa historia). Tylko absolutnie nie zabierajcie go do morza, by trzasnąć sobie sweetfocię typu "pacz jak robię dziubek pod wodą". Ten Tablet Nie Lubi Słonej Wody. Każdy ma jakieś swoje fobie i fochy.

Możecie za to położyć się na piachu i dalej korzystać z ulubionych aplikacji. Nawet jeśli to saharyjska piaskowa mąka. Producenci dają wam na to specjalne certyfikaty - będzie działało (tylko syfki, okruszki, pyłki paskudnie wciskają się w wąskie szczeliny, na to nie ma rady innej, jak robić sprzęt bez szczelin).

Jest jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie Czy da się go zmielić w blenderze ?

Żartowałam, nie mam takiego fajnego blendera jak pan z tych filmików. Pozostało mi najsmutniejsze. Wyczyścić mu pamięć i oddać producentowi. No bo ja brałabym ze sobą. Wygodny do pracy w podróży, chudy, przystojny...

 
Więcej o: