A teraz proszę mi nie przeszkadzać, bo czczę Teslę

Za każdym razem, gdy muszę rozplątywać tony kabli kłębiących się niczym rozwścieczone węże za sprzętami elektronicznymi, gdy zagapiam się na radio, a przecież rzadko to robię, bo sami wiecie, radio w dzisiejszych czasach to narzędzie szatana - strach patrzeć, jeszcze gorzej słuchać... Albo kiedy podziwiam wyjątkowo spektakularną burzę z bezpiecznego dystansu - myślę czule o Nikoli Tesli, bo to był gość!

Nie wiem od czego by tu zacząć, może od tego, że Tesla jest chyba najbardziej znanym ze wszystkich nieznanych wynalazców? Jakby to głupio nie brzmiało, tak właśnie jest. Gdy tylko  przypominam sobie jak wiele świetnych rzeczy wymyślił, jak fajnych wynalazków nie zdążył pokazać w należyty sposób światu, ile jego projektów przepadło, cóż, zdaję sobie sprawę, że Tesla nie zajmuje należytego miejsca w podręcznikach historii. Jednocześnie od dziecka dorastam w kulcie tego pana. Zadbał o to mój własny ojciec opowiadając o pomysłach Tesli w tak zaraźliwie pasjonujący sposób, że ech, wzdech, wielka szkoda panie Nikola, że tak to się skończyło. Tak, moi mili, Tesla to był gość! Mówię wam! I miał też od początku wszelkie zadatki do bycia gwiazdą popkultury. Po pierwsze: niebanalne pochodzenie. Syn prawosławnego popa i niepiśmiennej, ale niezwykle pomysłowej kobiety, urodzony w małej wiosce na terenie dzisiejszej Chorwacji (nocą, podczas straszliwej burzy z piorunami). Po drugie: geniusz sam w sobie. Ja wiem, ja mam słabość do mądralowatych, znerdziałych  wizjonerów (móóóóóózg, omnomnom) ale ten skurczybyk potrafił wszystkie wynalazki przygotowywać w całości w pamięci, szkicował z rzadka, co okazało się być niestety zgubne dla wszystkich tych, którzy po jego śmierci chcieli pielęgnować i rozwijać  jego pomysły, taki to był typ.

Typowy Tesla i jego pioruny.Typowy Tesla i jego pioruny. Typowy Tesla i jego pioruny. Typowy Tesla i jego pioruny.

Nienagannie ubrany, dobrze wychowany, poliglota, światowiec, miłośnik sztuki (prawie jak anons w portalu randkowym dla ramoli, nie? No ale nie poradzisz, taki był), kumpel Twaina, w dodatku prawdziwy oryginał. Miał swoje fanaberie i rytuały, ale nie był takim , wiecie, nieśmiałym parchatym odludkiem. Lubił spektakularne wejścia i lubił onieśmielać publikę swoimi wynalazkami. Nie, żeby był szczególnym bucem, co się wywyższa, po prostu nie umniejszał wartości swoich pomysłów i to wystarczało.

 

Tak mówią, piszą znaczy. Jego sekretarka to już w ogóle, opowiadała o nim jak o nadczłowieku. Wygląda jednak na to, że była w nim platonicznie zakochana, a Tesla na takie pierdoły nie zwracał uwagi, bo przez sporą część dorosłego życia użerał się z Marconim. Tak, tym kolesiem od radia. Gdyby Tesla nie wpadł na pomysł odbiornika fal elektromagnetycznych, to Marconi nie wymyśliłby swojego radia. Ba, Tesla też wymyślił radio, ale z opatentowaniem spóźnił się kilka dni. Potem się procesował, stracił przez to sporo pieniędzy, umarł w nędzy i przeświadczeniu, że Marconi go okradł z własności i intelektualnych i dopiero pośmiertnie sąd przyznał rację Tesli. Kto o tym pamięta? Pewnie tylko takie nerdy jak my, wyznawcy Tesli , reszta świata tylko ten Marconi Sroni Duponi. Jeszcze gorzej było z Edisonem, ale dobra, nieważne, z tego wszystkiego w zasadzie najbardziej powinno Was interesować, że ten prąd, co go macie w swoich gniazdkach, tak, ten zmienny, to jest zasługa Tesli, bo Edison upierał się przy prądzie stałym, co nie byłoby zbyt opłacalne na dłuższą metę, ale za to sprawdza się w akumulatorkach. Dobra, to nie jest portal o fizyce, Tesla górą! Edison do bateryjek.

Tesla był też tajemniczy, miał szalone pomysły z okiełznywaniem błyskawic, bezprzewodowym przesyłaniem prądu i innymi takimi, wymyślił robota na pilota w pierwszej połowie XX wieku, a ponoć wszystkie jego notatki zaraz po śmierci zawinęło FBI, do czego oczywiście nie przyznają się. To są rzeczy cudownie inspirujące zwłaszcza twórców popkultury. Czym byłaby literatura sci-fi bez Tesli? Czymś znacznie mniej spektakularnym, nawet nie wiecie ile Tesli można znaleźć w grach komputerowych. Promienie Tesli, czołgi Tesli, karabiny Tesli, Żołnierze Tesli, Tesla sam w sobie jako obrońca ludzkości w walce z najeźdźcą. Tesla jest też jednym z "bogów" dla miłośników steampunku, czyli całej frakcji fantastyczno naukowej, w której przeszłość epoki parowej i wczesnej industrializacji łączy się z przyszłością. Czy ja was aby nie zanudzam?

Typowy Tesla i jego pioruny. Tesla wszędzie.

Ale Tesla wypełzł z tej nory dla nerdów i przeniknął do bardziej masowego odbiorcy. To może zaczniemy od tego, co mi teraz plumka w głośnikach, jednej z polskich płyt roku 2008, albumu grupy Silver Rocket zatytułowanego... ekhm... "Tesla" . Monika Brodka, Tomek Makowiecki, Ania Dąbrowska (tych możecie znać), nieoceniony Mariusz Szypura, Ziętkowie, Marsija z bardzo fajnego zespołu Loco Star i jeszcze wielu innych świetnych artystów zebrało się, by nagrać płytę w całości poświęcona życiu i dokonaniom Tesli.

 

Całość zamyka piosenka z repertuaru pana Davida Bowiego. Powiem wam, że jest to jeden z dwóch coverów "Space Oddity" , które nie tylko akceptuję, ale i bardzo lubię. Ale Teslę i Bowiego łączy coś więcej niż ten szalony, ale adekwatny pomysł na finał albumu Silver Rocket. Bowie zagrał Teslę w filmie "Prestiż" Nolana. Film sam w sobie fascynujący, opowiadający o walce dwóch iluzjonistów o tytułowy prestiż właśnie, dla czcicieli Tesli ma wartość potrójną. Po pierwsze pojawienie się Nikoli w fantastycznym epizodzie, który pokazuje jak niewiele dzieli wizjonerską naukę od magii.

 

Po drugie - Bowie urodził się i został muzykiem po to, żeby zagrać Teslę, nie widzę innej opcji. Ale to nie ja napisałam, to inne internety udowodniły, że obie postaci są sobie bardzo bliskie, a Bowie doskonale sprawdził się w roli wynalazcy. Po trzecie nerd-czciciele Tesli widzą w losach magików, dwóch głównych bohaterów "Prestiżu" odbicie rywalizacji właśnie między Edisonem i Teslą.

Znów was chyba zanudzam? Dobra, to pomyślmy  co jeszcze poza prądem zmiennym, elektrowniami wodnymi i tymi śmiesznymi kulami plazmowymi z malutkimi błyskawicami w środku przeniknęło do naszej szarej codzienności? Mamy na przykład samochody marki Tesla, oczywiście zasilane prądem. Tesla podobno sam wymyślił auta, ale to nie na bazie jego projektów powstał pierwszy wóz firmy Tesla Motors. Niemniej jednak duch Serba jest obecny w tych maszynach, konstruktorzy - pasjonaci nieprzypadkowo wybrali sobie takiego, a nie innego patrona. A teraz chłopaki z Tesla Motors razem z panem, który nazywa się Elon Musk pracują nad takim śmiesznym pociągiem Hyperloop, który ma zrewolucjonizować środki masowego transportu (było kilka słów o tym w "Rzepie" ).

Typowy Tesla i jego pioruny. Tesla u Świdzińskiego.

A co mnie tak na tego Teslę naszło znowu? Tym razem nie z powodu uwięzienia w tonach kabli (ach, gdyby tylko Tesla uwolnił swoją energię, tak, jak to planował), ani radia, czy burzy. Po prostu wczoraj w moje ręce wpadł wydany przez Kulturę Gniewu komiks "A niech cię, Tesla!" . I cóż, dostarczył mi uciech stu. Jacek Świdziński, jego autor, bardzo zgrabnie pogrywa sobie z różnymi mitami i faktami z życia wynalazcy, przy okazji przeplata różne wątki, tak, by z gmatwaniny pozornie nie łączących się ze sobą opowieści stworzyć całość. Lubię to. Oczywiście przeczytałam już dwa razy. Raz - wczoraj na śniadanie, drugi raz dzisiaj, bo jakoś tak samo wyszło.

Typowy Tesla i jego pioruny. Tesla na śniadanie, mnóstwo pożywnej energii

Więcej o: