John Oliver - Angol, który (ro)zbawi Amerykę
Kiedy oglądam jego znakomite tyrady, punktujące rozmaite społeczne czy polityczne problemy, to na zmianę zwijam się ze śmiechu, krzyczę "kocham go!" do ekranu i popadam w zadumę nad trafnością, z jaką Oliver rozbiera daną sprawę na czynniki pierwsze. Weźmy jego ostatni popis - miażdżący komentarz do historii, która bulwersuje światową opinię publiczną (u nas jakoś umiarkowanie, ale my żyjemy splashem, wyzwaniem kubła lodu i jedzeniem jabłek) - śmiertelnego postrzelenia czarnoskórego nastolatka w Ferguson.
Oliver jedzie po policji jak po burej suce i czyni to z finezją, wdziękiem i morderczą precyzją. To nie jest jałowe ujadanie z cyklu "jak oni mogli". To merytoryczne, starannie przygotowane rozprawianie się z kłamstwami, zasłonami dymnymi i błędami, które policja oraz inni lokalni oficjele niewątpliwie popełnili. Abstrahując de facto od samej sprawy, która wciąż nie została na tyle wyjaśniona, by móc kategorycznie nazwać zastrzelenie Michaela Browna morderstwem - co czynią niektórzy, w gorącej wodzie kąpani, publicyści. Tym, co ujęło mnie w tej diatrybie to próba znalezienia źródła problemu - innego niż oczywisty, czyli rasizm. Nadmierna militaryzacja sił policyjnych, będąca pokłosiem "wojny z terrorem" i jej przezabawne przykłady - tak, coś jest na rzeczy. Prawda?
Amerykańska telewizja - wbrew obiegowej opinii, że jacy głupi ci Amerykanie - stoi na bardzo wysokim poziomie. I nie mam tym razem na myśli seriali, które nauczyliśmy się kochać i podziwiać (ale jeszcze z kopiowaniem idzie nam dość słabo). Programy informacyjne, publicystyczne, czy moje ulubione satyryczne talk-show, to nie tylko dużej klasy dziennikarstwo, ale też galeria wspaniałych osobowości i talentów. Niegdyś Jay Leno i Larry King dziś Conan O'Brien , Stephen Colbert czy Jon Stewart swoimi komentarzami i doborem gości oraz tematów w dużej mierze kształtują tzw. opinię publiczną. Potrafią wypromować albo zniszczyć, ale też wskazać problem, czy zagrożenie. Oglądając ich, nie sposób nie zadumać się, jak przy lekkiej formie potrafią zachować tak wysoki poziom profesjonalizmu, niezależności myślenia i klasy. Podziwiam ich, więc w jeszcze większy podziw wbił mnie osobnik, który doszlusował do tego grona dość niespodziewanie i w iście "amerykańskim stylu".
Kariera Johna Olivera to może niedokładnie "od zera do milionera", ale bardzo proszę, weź jeden z drugim i zostań prowadzącym popularnego telewizyjnego show w Stanach Zjednoczonych sześć lat po tym, jak przyjechałeś do tego kraju jako nieznany nikomu komik z Wielkiej Brytanii. Oczywiście, dopomogło szczęście - rodak Ricky Gervais , będący wówczas na fali po sukcesach serialu "Biuro" , polecił w 2006 roku Olivera (którego nota bene nigdy wcześniej nie spotkał, znał jednak niektóre z jego programów, którymi satyryk błysnął na Wyspach) Jonowi Stewartowi , który z kolei zaprosił Olivera na casting do "The Daily Show" . Dwa tygodnie później przydzielił mu na stałe kącik Starszego Korespondenta Brytyjskiego . Czyli takiego Borata, który zadawał ludziom różne straszliwe i podchwytliwe pytania. Ale z jakże pięknym brytyjskim akcentem!
Oliver za swoje występy u Stewarta został trzykrotnie nagrodzony Emmy. W 2013 roku zaś, podczas ośmiotygodniowych wakacji ukochanego złośliwca Ameryki, zastępował go jako główny prowadzący Daily. Okazał się w tym tak dobry, że pod koniec roku ogłosił, że odchodzi z programu, by poprowadzić własny, który zaoferowała mu stacja HBO. Dobra wiadomość jest taka, że również my, biedne Polaki Cebulaki, możemy ten "Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem" legalnie oglądać na antenie HBO Comedy lub na platformie HBO GO . Warto, bo oprócz wspomnianych już przeze mnie rantów na tematy rozmaite: od broni nuklearnej po mikro-pożyczki, Oliver zaprasza znakomitych gości. Znów: rozpiętość jest spora, bo i Stephen Hawking , i Steve Buscemi , i zespół Right Said Fred ... Łyżka dziegciu polega na tym, że w programie liczy się aktualność, a do nas trafia z pewnym poślizgiem, co odbiera sporą część radości.
Na szczęście wszystkie istotne fragmenty są natychmiast udostępniane via YouTube w mediach społecznościowych. Tak, cytowalność i "szerowalność" Oliver ma znakomitą. Bo też potrafi zainteresować tzw. szeroką publiczność nudnymi, poważnymi i naprawdę istotnymi politycznymi czy społecznymi tematami. I robi to z gracją. Któż inny wpadłby na pomysł, by przejechać się po syryjskim dyktatorze Baszarze Al-Assadzie wykorzystując zapomniany hit jeszcze bardziej zapomnianego zespołu?
Oczywiście, ktoś tak utalentowany i znakomicie czujący zarówno medium, jak i satyryczny format, nie wziął się znikąd. Nim wyruszył na podbój Ameryki przez lata tworzył komediowe i satyryczne programy w Anglii - głównie stand-upy, ale też radiowe audycje i podcasty. Jest również dumnym absolwentem Cambridge i jednym z członków legendarnej grupy Footlights, która od dziesięcioleci pełni funkcję matecznika brytyjskiej komedii. Z niej wywodzi się połowa (niektórzy twierdzą, że ta lepsza) Monty Pythona , tam zaczynali Hugh Laurie i Stephen Fry , zaś równocześnie z Oliverem był w niej Richard Ayoade - aktor, reżyser i niezapomniany Moss z "IT Crowd" . Referencje więc ma ten śmieszny Angol o urodzie Adriana Mole'a jak najlepsze.
Moja znajomość z nim zaczęła się nie od programów Stewarta, ale od serialu "Community" , którego jestem wyznawczynią i w którym Oliver stworzył dość odrażającą, ale i bardzo śmieszną postać cynicznego angielskiego profesora. Przerysowanie, grandilokwencja, absolutny brak fizycznej atrakcyjności i ten bezbłędny akcent czynią go z miejsca ulubieńcem Ameryki. Taki wioskowy głupek zza oceanu - jak tu go nie kochać?
Jednak John Oliver, choć gra jowialnego Anglika w Nowym Jorku (mniej pretensji niż u Stinga, spokojnie), to jest bystrzakiem, który umie przywalić prosto i ostro w cel: durnych polityków, korupcyjne układy, prostytucję mediów. Dodatkowo umiejętnie wykorzystuje swoje spojrzenie z boku i dystansu, by dostrzegać rozmaite absurdy i niedociągnięcia rzeczywistości. Lubi wyciągnąć je na światło dzienne, tak, by publiczność zobaczyła wyraźnie, jaki obrazek wychodzi, gdy połączy się kropki. Nie zawsze jest to obrazek śmieszny. Właściwie, prawie nigdy. Ale to właśnie czyni Johna Olivera prawdziwym, klasycznym, eleganckim błaznem, który w otoczce satyry przemyca co brutalniejsze prawdy. I też nie lubi Stinga...
Głos rozsądku powinien rozbrzmiewać w każdym domu. Leć, Johnie, leć!
Program można oglądać w każdy piątek o godz. 20.10 w HBO Comedy.
-
Jak wygląda Beata Kozidrak bez doczepionych włosów i mocnego makijażu? "Piękna"
-
Położna zdradza, co znajduje wewnątrz ciężarnych podczas porodu
-
Dzień dziecka powinien być każdego dnia. Jak okazywać wsparcie dzieciom na co dzień, nie tylko od święta?MATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Monika Olejnik w krótkiej sukience. Zachwytom nie ma końca. "Dziewczęco"
-
Zapomnij o szortach, teraz nosimy jortsy. Jak wyglądają najmodniejsze spodenki na lato 2023?
- Zara dawno nie sprzedawała tak stylowych koszul na promocji za 65,90 zł. Porównywalne w Mohito i House
- Nowe hity w promocji Action! Tym razem to wyszczuplające sukienki za 35 zł. Podobne w C&A i KiK
- Siejesz roszponkę w ogrodzie lub doniczce? Uważaj na jeden szczegół
- Jak nosić jeansy po 50-tce? W tych 3 fasonach będziesz wyglądać rewelacyjnie. Pięknie wysmuklają nogi
- Twoja skóra będzie jędrna, a kurze łapki znikną. Nie wydasz ani złotówki