Wstydź się, biurwo!

Wstyd jest nam potrzebny. To wyznacznik sprawności naszego kręgosłupa moralnego. Bezbłędnie wykrywa zdolność do empatii, wrażliwość oraz kodeks etyczny.

Kilka miesięcy temu bardzo poruszyła mnie historia dzieci zamordowanych w rodzinie zastępczej w Pucku. W czwartek zapadł w tej sprawie wyrok, skazujący kobietę na dożywocie. Rodzice zastępczy - choć z trudem przychodzi mi użycie w stosunku do nich słowa "rodzice" - byli potworami. Zastanawiam się, jak nazwać urzędników, którzy przyznali tym kreaturom malutkie dzieci oraz nie reagowali na zgłaszane nieprawidłowości. Zastanawiam się czy dręczą ich wyrzuty sumienia, czy jest im wstyd? Mam nadzieję, że poczucie winy już nigdy nie pozwoli im spokojnie zasnąć. Też pracuję w urzędzie i ta praca nie zwalnia od myślenia, co więcej, urzędnik powinien przede wszystkim kierować się dobrem ludzi, a nie własną wygodą i stawianiem kolejnego pasjansa. Nie dziwię się, że ludzie używają w stosunku do pracowników administracji publicznej określenia "biurwa" i jest mi wstyd, że mamy tak niekompetentnych i pozbawionych wyobraźni urzędników.

"Powiedz, czego się wstydzisz, a powiem ci, kim jesteś; w świecie jakich nakazów i wartości żyjesz. Człowiek, który się nie wstydzi, to chyba już nie jest człowiek" - tę wypowiedź profesora Romana Kubickiego przeczytałam we wrześniowych "Wysokich Obcasach Ekstra" . Cykl rozmów o wstydzie zainspirował mnie do napisania tego tekstu i pewnych zmian w swoim życiu. Zapytałam znajomych i osób z rodziny czego wstydzą się w związku ze swoją pracą.

Emilia, 28 lat, obecnie pracuje w kasynie w Warszawie. "Rzuciłam pracę, bo było mi wstyd sprzedawać gary, wciskać ludziom coś tak ekstremalnie drogiego. Po prezentacji kobiety naprawdę zaczynały wierzyć, że ich życie się zmieni, gdy kupią garnek. To chore. Tak jakby to był magiczny kociołek, który sam ugotuje, pozmywa po sobie i może jeszcze posprząta. I nagle każda z nich zmieni się w kuchenną boginię pokroju Nigelli Lawson. Wciskałam im tę wizję, że codziennie rano mąż i dzieci zjedzą na śniadanie ciepłe bułeczki z własnego wypieku. I że ten mąż ją ozłoci, bo każdy facet tylko marzy rano o bułkach. A one zaczynały wierzyć, że bez tego garnka ich życie było do tej pory jakieś takie mało światowe, puste i nijakie. I ogólnie do bani. Przyznaję, że to nie był zły sprzęt, ale żeby płacić pięć tysięcy za garnek? Rozumiesz, pięć tysięcy! Za tyle to można kupić bilet do Australii albo samochód. Było mi cholernie wstyd, że muszę wciskać ludziom takie kity, że im robię pranie mózgu. Przez to sprzedaż mi nie szła. A w kasynie, wstydu nie ma. Sprzedaję naiwnym nadzieję".

Adrianna, 35 lat, matka samotnie wychowująca trójkę dzieci w małej miejscowości. "Jest mi wstyd, że mam licencjat, a pracuję w Biedronce. Niby żadna praca nie hańbi, ale rozkładanie towaru na półkach i siedzenie na kasie nie jest szczytem moich marzeń. Tu gdzie mieszkam, nie mam żadnej alternatywy. Jest mi wstyd przed dziećmi i samą sobą, że mi się nie udało. Nie wiem, jak mam zmotywować syna, żeby się uczył - skoro widzi, że matka zdała maturę i nawet na studia poszła, a rozstawia słoiki na półkach".

Paweł, 40 lat, z wykształcenia prawnik. "Czego wstydzę się w pracy? Wstyd mi, że za mało zarabiam. Kiedy spotykam się ze znajomymi ze studiów, okazuje się, że powodzi mi się najgorzej. Kumple mają własne kancelarie, na wakacje latają do Azji, a mnie najwyżej stać na Chorwację poza sezonem".

Jak ci nie wstydJak ci nie wstyd Jak ci nie wstyd /fot. Magda Acer Jak ci nie wstyd /fot. Magda Acer

Michał, 30 lat, Warszawa, pracuje w korporacji. "To jest praca moich marzeń. Przede wszystkim zajmuję się tym, co jest moją pasją - czyli motoryzacją. Poza tym, mam dobrą pensję i świetny socjal, darmowe obiadki do wyboru, do koloru, siłownię oraz służbowy samochód i telefon. Gdy zacząłem tu pracować, byłem zachwycony. Po dwóch latach przetarłem różowe okulary i zobaczyłem, że ta korpo działa trochę jak sekta. Te gadki motywacyjne, ten bełkot i stopniowe uzależnianie pracowników od firmy. Korpo formatuje ci życie osobiste. Wstyd mi, że tyle kasy idzie na jakieś durne wyjazdy i szkolenia, czyli tak naprawdę na imprezowanie za pieniądze klientów. Na początku takie dodatkowe wakacje - bo to są w zasadzie mini wakacje - są jak wisienka na torcie, ale potem masz już dość. Kiedy myślę o tym, że znowu mam gdzieś polecieć, to mi się słabo robi. Wolałbym, żeby zamiast wydawać kasę na kolejne szkolenie w pięciogwiazdkowym hotelu podnieśli nam pensje, albo choć część tej kwoty na jakąś fundację wpłacili" .

Kamila, 37 lat, ma niewielką firmę w Warszawie. "Raz wstydziłam się za projekt. Byłam młoda i mało asertywna, a klient postawił na swoim. Wyszło coś strasznego. Wstydziłam się pod tym podpisać. Poza tym, nie zatrudnię na etat kobiety. Dlaczego? Bo jak w nią zainwestuję i wyszkolę to zajdzie w ciążę i zostanę na lodzie co najmniej na rok z okładem. Strata nawet jednego pracownika to dla mojej firmy katastrofa. Nie jest mi wstyd z tego powodu. To zwykła kalkulacja. Matematyka nie jest miła" .

"Wstyd najtrudniejszy, najbardziej destrukcyjny nie dotyczy tego, co zrobiliśmy, tylko tego, jacy jesteśmy. Gorsi, nieudani, wybrakowani."

Ja. Wstyd mi, że polityka ma zbyt duży wpływ na to, co robię, a jednocześnie jest mocno oderwana od zdrowego rozsądku. Liczy się przede wszystkim interes liczony głosami wyborców. Niektóre decyzje są dla mnie po prostu żenujące. Przyznaję też, że wstydziłam się fochowego pseudonimu "Biurwa". Nie znoszę tego słowa. Biurwa z natury jest zła, leniwa i złośliwa. Nie pomoże, nie zaangażuje się i jeszcze podłoży kłodę pod nogi. A ja taka nie jestem, chcę pomagać moim beneficjentom w labiryntach biurokracji. Dlatego Biurwę zastąpi Magda Acer .

Wasza Korespondentka z Wydziału Odzyskiwania Zdrowego Rozsądku

Więcej o: