Co ja zjadam? Pseudomarokańskie dziwactwo
Bardzo lubię podróże, niestety najczęściej nie jest to jednoznaczne z wyjściem po zakupy. Jak bowiem powiedział Pliwiniusz Młodszy stając nad przepełnioną spluwaczką - czasem trzeba . Podczas pewnej pełnej dramatycznych zwrotów akcji wyprawy do osiedlowego sklepu spożywczego nieznana siła pchnęła mnie w objęcia półki z bakaliami. Ponieważ żaden mutant nie stanął mi na drodze, zgarnęłam wszystko, co było w promocji. Niestety poniewczasie otrzeźwiałam z tego zakupowego rauszu i zdałam sobie sprawę, że z tych bakalii nie będzie sernika, za to może wyjść zajebisty tadżin. Jest jeden kłopot, ale o tym za chwilę. Tadżin - pisze się tajin , ale być może są na sali ci, którzy nigdy nie widzieli tego słowa, a co dopiero o słyszeniu, z myślą o nich notuję fonetycznie. Nikt z nas nie lubi robić z siebie idioty przekręcając nazwę potrawy, a jednak wciąż miliony Polaków zamawiająmodżajto i ekspresso po tym jak już zeżrą swoje ryżotto . Wiadomo, mądry nie powie na głos, ale najczęściej zadajemy się z idiotami, a nie ma nic gorszego niż wyjść na idiotę przed idiotą, który głośno powie MÓWI SIĘ MOJIIIIIITO (z akcetnem na jot) A NIE MODŻAJTO .
Więc tajin (czyt. tadżin lub tażin , albo coś między tymi dwoma, jak jesteś wyrafinowany) to nazwa glinianego naczynia o płaskiej podstawie i stożkowatym nakryciu wstawianego w ogień. Często bowiem dzieje się tak, że potrawa bierze nazwę od naczynia. Tu pojawia się pierwszy kłopot. Prawdziwy tadżin (danie) przyrządza się w tadżinie (naczyniu) i to właśnie owo naczynie (tadżin) predestynuje potrawę (tadżin) do tego, by przyjęła tę właśnie nazwę (tadżin, tadżin, tadżin - wypowiedz to przed lustrem a nawiedzi cię Golgotan). Ja jednak nie mam w domu tadżinu (naczynia), stąd też i przepis na samą potrawę (tradycyjnie zawierającą element białkowy typu mięso lub jajko, element zapychający typu kasza kuskus i element warzywno-owocowy typu pomidor i bakalie) potraktowałam z właściwą sobie dezynwolturą (bo lubię to słowo). Tak się rozpędziłam, że aż zrobiłam dwie wersje. Pierwszą - zgodnie z wytycznymi potężnego ducha pustyni i drugą, dla kosmitów. Znaczy, zupełnie niechcący wyszła wegańska.
Tadżin ducha pustyni
- mięso gulaszowe (weźcie dowolne pokrojone w kawałki, byleby pasowało do śliwek) 600 g
- suszone morele (to takie suszone śliwki, tylko, że żółte i mniej smaczne) wedle uznania, ale nie mniej niż 15 sztuk
- suszone śliwki - ilość j.w.
- migdały (garść)
- pomidory - cztery sztuki
- cebula
- czosnek
- zielona pietruszka (do przybrania)
- kuskus
- łyżka masła
Mięso najpierw tak trochę ten tego, obsmażacie, dodajecie cebulę posiekaną i dusicie, potem dodajecie krojone pomidory bez skórki, bo nikt nie lubi wywlekać czerwonych kondomów z posiłku, dusicie, potem dodajecie śliwki, morele i migdały, i dalej dusicie. Dusicie i dusicie. I dusicie, co tu będę dużo mówić, mięso ma się rozwalać i rozmemływać, suszone owoce mają być mniej suszone, a całość ma nie być twarda, czarna i sucha, czyli jak się przypaliło, to znów wam nie wyszło. Kuskus najpierw na rozgrzanej patelni obsmażacie w masełku (bo tak), a potem zdejmujecie z ognia zanim poczernieje (czyli jak smażyliście dłużej niż 30 sekund to wdupiliście), zalewacie wrzątkiem tak, żeby wody było dokładnie dwa razy tyle, co kuskusu, przykrywacie, czekacie aż to ustrojstwo napęcznieje. Wielki finał obejmuje wyłożenie talerza kuskusem tak, by utworzyć z niego mięciutkie lądowisko, następnie sadzacie na tej kuskusowej tafli wasz tadżinowy sos, prawdziwego Antonowa 225 wśród sosów, całość stawiacie na stole. TADAM!
Tadżin, prawie tak fajny jak z Maroka. fot. DW Tadżin, prawie tak fajny jak z Maroka. fot. DW
Tadżin, prawie tak fajny jak z Maroka. fot. DW
Wersja kosmiczna
Wersja bezmięsna czyli, zupełnie przypadkowo nie zawierająca także elementów wrogich tym ufoludkom, weganom. Przygotowuje się właściwie sama. Prawdę powiedziawszy, planowałam zdradzić wam kilka przepisów na proste i pożywne dania z wykorzystaniem liścia agawy, ale niestety KTOŚ JUŻ ZROBIŁ TO LEPIEJ . Nie pozostaje mi nic innego więc jak opowiedzieć o wegańskim niby-tadżinie. Zrobiłam go z soczewicy . Zamiast te parszywe ziarenka moczyć przez noc całą, wsypałam pół opakowania do garnka, zalałam wodą, dodałam sól i czosnek, po czym gotowałam. Dolewałam wody. Gotowałam. Dolewałam i tak dalej, do czasu, aż ta ziarnista suka zmiękła. Gdy już była mniej al dente a bardziej, jakby to powiedzieć, mojito z espresso, to dodałam do niej siekaną cebulę, dużo moreli, dużo śliwek, pół szklanki czerwonego wina, garść orzeszków pinii, które kupiłam cztery lata temu, a potem dobrze schowałam, bo czemu by nie? No i znalazłam je dopiero teraz. Na koniec dodałam pomidory, znów - co najmniej cztery, bez skóry, bo nawet weganie nie przepadają za wyławianiem takiego obrzydlistwa z potraw, wreszcie migdały. Całość udusiłam i zaserwowałam na lądowisku z kuskusa. Jeśli nurtuje was jak się ma wegański tadżin do mięsnego w terminologii lotniczo - kosmicznej, powiem jedno - Ranger, TARS posadź go delikatnie .
Ponieważ zdjęć jest mało, na deser załączam kosmiczną dupę Kim Kardashian.
Hejka Hejka
Hejka!
-
Jennifer Lopez zapozowała nago. "Dosłownie zapiera dech w piersiach"
-
42-letnia Dorota Gardias zapozowała kompletnie nago. Internauci: "Bogini"
-
Problem suchości oka - czynniki i przyczyny. PODCAST [Materiał promocyjny]MATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Zarabia jako "naga sprzątaczka". Mówi całą prawdę o klientach
-
Kosztuje 8 zł. Skutecznie pomaga zwalczyć trądzik i zaskórniki
- Jak przechowywać bazie w wazonie? Ogrodnik zdradza, co im szkodzi
- Ogromny biust utrudniał jej życie, więc pojechała na zabieg do Turcji. Diametralna zmiana
- Polacy zaczynają oszczędzać na zakupach. "Jak zobaczyłam ceny kalafiora i brokuła, to zbladłam"
- Już nie french! Ten manicure to klasa w minimalistycznej odsłonie. Tak wygląda oat nails
- Paulina Smaszcz w przezroczystym topie w panterkę. Fani jednogłośni