"Jeśli wykonujesz tę samą pracę, powinnaś dostawać tyle samo pieniędzy" - mówi jedna z dziewczynek biorących udział w tym dość brutalnym eksperymencie, rozczarowana, że kwota wynagrodzenia, które dostała jest niższa od tego, które dostał jej kolega. "Może, gdy mężczyźni zauważają, że dostają więcej pieniędzy niż kobiety, to powinni przeciwko temu protestować" - zauważa inna z dziewczynek.
Problem, na który zwraca uwagę kampania banku ANZ #EqualFuture nie jest nowy i mówi się o nim od dawna: na całym świecie kobiety zarabiają mniej od mężczyzn . Luka płacowa między zarobkami kobiet i mężczyzn wynosi w Europie niecałe 17%. Z tego wynika, że przeciętna Europejka pracuje za darmo przez mniej więcej dwa miesiące w roku. Najgorzej jest u naszych wschodnich sąsiadów - Rosjanka zarabia średnio o 32% mniej niż jej koledzy, najlepsza sytuacja jest we Francji, której mieszkanki otrzymują pensję "tylko" o 14% niższą niż obywatele tego samego kraju posiadający penisa.
Jak na tle Europy wypada Polska? Według badań firmy Sedlak & Sedlak w 2015 roku różnica między zarobkami kobiet i mężczyzn wyniosła 19%. Polka zarobiła w minionym roku średnio 3400 PLN, natomiast Polak 4200 PLN. Różnice w zarobkach widoczne są w prawie wszystkich branżach, na wszystkich szczeblach zarządzania niezależnie od stażu pracy. Najmniejsze dysproporcje występują wśród szeregowych pracowników z niższym i średnim wykształceniem (w takim przypadku kobieca pensja to 92% pensji męskiej), a największe na stanowiskach dyrektorskich (tutaj różnica rośnie do 65%). Luka płacowa najbardziej dotkliwa jest oczywiście w Warszawie (średnie męskie wynagrodzenie to 6048 PLN, a kobiece 4700 PLN), natomiast najmniejsze różnice w zarobkach zauważyć mogą mieszkanki Lublina (w tym mieście mężczyźni otrzymują co miesiąc 3505 PLN, a kobiety 2980 PLN).
W Australii dysproporcje w zarobkach są nieco mniejsze niż Polsce - kształtują się w okolicach 14%. Jednak po drugiej stronie globu mówi się o luce płacowej znacznie więcej niż u nas, walczy się z nią między innymi przy pomocy kampanii społecznych, takich jak ta, finansowana przez australijski bank ANZ.
Tak, wiem, statystyki są cholernie nudne. Ale wyłazi z nich paskudna prawda - równouprawnienie to fikcja. Dyskryminowane w pracy były nasze babki, nasze matki (w roku 1980 kobieca pensja wynosiła 47% męskiej), ale wydawałoby się, że kilkadziesiąt lat to naprawdę sporo, w każdym razie na tyle dużo, by zmienić nie tylko ustrój, ale również ludzką mentalność. Cóż, dzisiaj zarabiamy 78% tego co faceci, a badania, na które natknęłam się niepopularnych fragmentach internetu straszą, że do zrównania płac dojdzie za 112 lat. Jak dobrze pójdzie.
No dobrze, ale właściwie dlaczego kobiety zarabiają mniej od mężczyzn? Są gorzej wykształcone, mają mniejsze kompetencje? Nie, w Polsce znacznie więcej kobiet niż mężczyzn kończy studia. To może są mniej pracowite? Też nie, przykro mi. Może po prostu mniej pracują? Owszem, biologia tak załatwiła kobiety, że to one rodzą dzieci, a presja społeczna sprawia, że to głównie one dbają o dom, ale ze względu na niezłą podzielność uwagi i duże poczucie odpowiedzialności są też bardziej wydajne od swoich kolegów, w krótszym czasie potrafią zrobić więcej niż oni. A może mamy złe prawo, pozwalające na dyskryminację płacową? Nie, to też nie to. Unia europejska w miarę sensownie reguluje te sprawy, nie ma się do czego przyczepić.
Wynagrodzenie ma płeć. Równouprawnienie to ciągle fikcja O swoje trzeba walczyć (fot. freeimages.com)
O swoje trzeba walczyć (fot. freeimages.com)
Problem według mnie tkwi w zupełnie innym miejscu. Nie w prawie, nie w solidarności męskich jąder budującej szklane sufity, nie w krzywdzących stereotypach. To są wszystko sprawy w pewien sposób wtórne. Problem tkwi w kobiecych głowach.
Kobiety nieustannie miotają się by spełniać oczekiwania wszystkich. Są grzecznymi dziewczynkami, nie udowadniają swego, nie tupią, nie walczą. Mężczyźni negocjują satysfakcjonującą ich pensję na etapie rozmowy kwalifikacyjnej, kobiety biorą co dają, mając teorię, że najpierw wykażą się kompetencjami, a o swoje upomną się później. Cokolwiek to znaczy. Zapytajcie Jennifer Lawrence , ona coś wie na ten temat.
I tak jak rozkoszny wydaje mi się mały chłopiec z filmiku ANZ mówiący, że nierówne płace nie są sprawiedliwe, że kobiety i mężczyźni za tę samą pracę powinni dostawać te same pieniądze oraz że zamierza to zmienić jak dorośnie (jeżeli będzie o tym pamiętać), to nadal twierdzę, że problem leży przede wszystkim po stronie kobiet. To kobiety muszą bić się o swoje, nie mogą liczyć na to, na co ma nadzieję jedna z bohaterek kampanii - że "może mężczyźni zauważą i wtedy coś powiedzą". Mężczyźni, nawet jeżeli zauważą, to nic nie powiedzą drogie panie. To nasz interes, nasze pieniądze i nasza przyszłość.
Wynagrodzenie ma płeć. Równouprawnienie to ciągle fikcja Polki zarabiają średnio 78% męskiej pensji (fot. freeimages.com)
Polki zarabiają średnio 78% męskiej pensji (fot. freeimages.com)