starość Pexels
Wydaje wam się, że starość będzie wesoła? fot: Pexels
Znam pewną panią. Ma osiemdziesiąt kilka lat i rozrusznik serca. Dorobiła się go kilkanaście lat temu. Pewnie gdyby nie on, dziś już by nie żyła. I teraz pytanie - to dobrze czy źle? Do tej pory brzmi dobrze. Ale nie wiecie, że dziś ta pani ma zaawansowanego Alzheimera. Nie wie, kim jest. Nie wie, gdzie jest. Nie wie, co ją otacza. Nie wstaje, nie siedzi, nie je. Leży. Wegetuje. Powoli się rozpada. Nie może umrzeć, bo bateria w jej sercu tłoczy nieprzerwanie, nawet jeśli ciało już dawno powiedziało dość.
Znam inną panią. Wiek podobny. Rodzina daleko, nie zainteresowana, ona sama, na czwartym piętrze bez windy, uwięziona. Mieszkania już raczej nie opuści, sił na pokonanie schodów nie wystarczy. Gdyby nie sąsiadki, umarłaby z głodu, bo zakupów nie pójdzie i nie zrobi, nawet gdyby miała za co. Ale nie ma. Ani pieniędzy, ani jak z domu wyjść. Sąsiadki z tego, co tam listonosz raz w miesiącu przyniesie kupią leki, na poczcie zapłacą rachunki i już. Na nic więcej pieniędzy nie ma. W sumie dobrze, że nie wychodzi, bo zimą i tak nie miałaby się w co ubrać - zimowych butów nie ma, płaszczyk też taki tylko "wiatrem podszyty", raczej na wiosnę. Nie wiadomo, dlaczego ta pani taka sama, ale czy można dziwić się dzieciom, że poszły gdzieś daleko za lepszym życiem? Za lepszym światem?
A ten pan z Parkinsonem, co już sam się nie ubierze i łyżki z zupą też już do ust nie doniesie? A ta pani z nowotworem, po trzeciej chemii? Żyją. Życie ma sens. O przedłużanie życia od lat martwi się medycyna, walczymy my sami. Jemy zdrowo, uprawiamy sporty, szukamy równowagi. Wszystko po to, by dłużej i lepiej nam się żyło. Wszystkim nam się wydaje, że starość nie taka straszna, że jak będzie już bardzo źle, to po prostu położymy się i umrzemy. Albo powiemy "dość" i się stanie. Będzie po sprawie.
Czasem nam się wydaje, że starość będzie taka sielska. Właściwie taka, jak teraz, tylko nie będziemy musieli pracować, więc będziemy mieli mnóstwo czasu, poczytamy, pojedziemy, gdzie nam się będzie chciało, skoczymy z kumplami na piwko. Że będzie tak sielsko i anielsko, normalnie jak w Niemczech, że nawet na wczasy za granicą dwa razy do roku wystarczy. I pewnie niektórym wystarczy. Będą i tacy w dobrym zdrowiu, i tacy, którym udało się odłożyć na godną starość. Niektórzy to może nawet będą mieli emerytury (co prawda nie wiem skąd, skoro nasze emerytury pochłonie program 500+, ale pewnie dla mundurowych w wieku 40 lat na emeryturę pieniądze zawsze się znajdą), inni będę rentierami, a jeszcze innych stać nawet będzie na działkę nad Bugiem.
Oswajamy tę starość, wierzymy, że będzie miała sens , że nie będzie ani biedna, ani straszna, bo w końcu trzecie zęby i krem corega do nich, tytanowe biodro i przetaczanie krwi raz w miesiącu. Dlatego chodzimy do tych lekarzy, łykamy te tabletki, przedłużamy sobie to życie. Nawet jeśli jesteśmy wiecznie niezadowoleni, narzekający, samotni, bez dzieci i przyjaciół. Nawet jeśli cierpiący, nawet wtedy, wciąż chcemy żyć. Tylko po co? Czy naprawdę wydaje się nam, że coś jeszcze się zmieni? Że świat nagle rozbłyśnie nieziemskim, ciepłym światłem, nam w magiczny sposób ubędzie lat, za to przybędzie sił i radości życia? Nagle polubią nas i zaczną do siebie zapraszać ludzie? Zapłoną do nas miłością dzieci, które nie odzywały się od lat? Przestanie nas boleć? Przestanie się sączyć? Znajdą się pieniądze?
Dlaczego ludzie tak bardzo i wciąż pragną żyć, choć bardzo często już dawno umarli za życia? Już dawno z niego zrezygnowali? Już dawno stwierdzili, że przecież nic ich już nie czeka? Podróż nie ma sensu, bo może się skończyć źle i będzie wstyd. Nie opłaca się już nic kupić i zmienić, bo i tak niedługo umrę. A nawet jak by się opłacało, to i tak nie ma za co, więc przynajmniej tyle. Od czytania bolą oczy, do kina trzeba jechać, a to męczy, książki do czytania za drogie, a w bibliotece nie wiadomo co wybrać. Cały dzień można przed telewizorem spędzić, bezmyślnie łykając wszystko, co tam miga. I już? Takie to życie? Do lekarza po nowe tabletki, bo przecież żyć trzeba. Życie jest, to się żyje. Jak najdłużej. Długo trzeba żyć. Nawet jeśli nie ma zdrowia, pieniędzy, dzieci, wnuków, przyjaciół, radości, bliskich. Tylko po co, skoro lepiej już było?