Czy miłość do dziecka zaprogramowana jest w genach?

Jedna  z naszych Czytelniczek porusza w swoim liście temat będący niekiedy przedmiotem sporów - czy matka kocha swoje dziecko instynktownie i od razu, czy uczucie pojawia z czasem? Roz-anielona dzieli się swoją historią, a jak było w Waszym przypadku?

Od czasów dzieciństwa wbija się nam, kobietom do głowy, że wielka miłość do przyszłego dziecka zaprogramowana jest w naszych genach. Gdzieś w niewieścim mózgu biega sobie mały człowieczek i w chwili poczęcia włącza kolejne przyciski potęgujące miłość do swego potomka. Matki wieczorami przy cerowaniu skarpet tłumaczą swoim córkom, że w czarodziejski wręcz sposób zmienią swój dotychczasowy sposób spostrzegania świata gdy na rękach będą trzymać własną pociechę. One tak miały - idealne matki.

Gdy kobieta dorasta i zachodzi w ciążę jako prawowite dziecię matki techniki ssie mleko z piersi internetu, spędzając długie godziny na forach internetowych, gdzie poza poradami na zgagę, żylaki, rozstępy i inne ciążowe trudności wplatane są informacje o tym jak bardzo pokochały swoje dzieci gdy je tylko zobaczyły te wszystkie cudowne matki. Wspomniana kobieta z pokaźnym już ciążowym brzuszkiem stuka palcem w blat biurka i zastanawia się czy z nią wszystko w porządku, bo poza tym, że naprawdę podoba się jej ciąża, to nie widzi w tym stanie nic cudownego. Żadnej aureoli dookoła jej jakże napuchniętego ciała nie ma i raczej nie będzie. Czeka i nadal czyta, wciąż czekając na czarodziejski moment porodu, kiedy to "zaleje ją fala miłości" tak wielkiej, że nic poza dzieckiem widzieć nie będzie.

Wyczekany moment nadchodzi i oto po tak długim czasie na świat przychodzi ciało z jej ciała. Kobieta nadal czeka na "wielką falę miłości". No gdzie ona jest do jasnej anielki! Brak takowej. Jest pewność: "Tak, to moje dziecko", jednak gdyby ktoś zaproponował, ze weźmie je do domu nie pogardziłaby. Kobieta wraca ze swym małym zawiniątkiem do domu, gdzie współmałżonek już w podskokach gotów jest wspomóc we wszystkim, a miłości nadal nie ma... W głowie tylko jedna myśl: "Czy ja jestem złą matką?" Nie ma tej wielkiej fali miłości, która zalewa kobietę aż po uszy i nie pozwala w nocy marudzić, gdy ta wstaje po raz setny w nocy do kwilącej dzieciny.

Mijają tygodnie a matka nadal nie czuje przeogromnej miłości, jest tylko powoli kiełkująca miłość do tej małej istotki. Z dnia na dzień rośnie i rośnie, co powala kobiecie czuć, że jednak nie wszystko stracone i beznadziejną matką nie jest. Oddycha z ulgą, jednak w jej pamięci zostają te wszystkie chwile gdy nie mogła spać bo myślała, czy wszystko z nią w porządku.

Moja mała rada do wszystkich przyszłych i świeżo upieczonych mam: "Nie dajcie się zwariować jak ja. Dajcie sobie czas. Nie każda matka kocha swoje dziecko tak jak kobiety w filmach, od razu. Czasem potrzebny jest czas. Czas, poświęcenie i dźwięk gaworzenia wydobywający się z kołyski. Miłość przyjdzie powoli, nie lubi być ponaglana."

roz-anielona

Więcej o: