Matka - kobieta bez uśmiechu na twarzy

Po czym poznać, że kobieta jest matką? Po tym, że się nie uśmiecha. W ferworze walki o lepsze jutro, o posprzątany dom, czyste i nakarmione dziecko i załatwienie miliona spraw na wczoraj, zapominamy, że życie, to nie tylko obowiązki. Czas to zmienić. I o tym właśnie napisała do nas Karolina.

Kobietę - matkę zawsze łatwo rozpoznać w tłumie. Twarz spięta i bez uśmiechu (no chyba że aktualnie patrzy na swe dziecię), spojrzenie zamyślone (co na obiad/kolację, czy pranie na jutro wyschnie, czy kredki niezbędne na jutro do przedszkola są w domu czy jeszcze w sklepie), ciało w wiecznym pogotowiu (a nuż smoczek zostanie wyrzucony z wózka niczym z katapulty, a nuż małolat wybiegnie na ścieżkę rowerową wprost pod koła nadjeżdżającego roweru, a nuż zakochana w marynistyce trzylatka zechce sprawdzić jaki jest bezpośredni kontakt z falą skacząc z mola do morza). Wieczny stres. Wieczne napięcie. Widzę je na twarzach każdej matki, którą znam. Tej, którą widzę codziennie rano w lustrze też. Każdej matki, która codziennie godzi 8 godzinny dzień pracy z wychowaniem potomstwa (w różnej ilości sztuk), prowadzeniem domu (w różnym kształcie).

Posiadanie dziecka oprócz niewątpliwych chwil uśmiechu, zniewalającej czułości wyczerpuje. Mit beztroskiego macierzyństwa w zderzeniu z polską rzeczywistością dnia codziennego po prostu boli. Pobudka o 5.30, przedszkole, praca, lekarz, korki, zakupy, obiad, zabawa, usypianie. Ten codzienny ciąg wydarzeń w moim przypadku zawsze kończy się pod koniec dnia bólem głowy i zmęczeniem. Do tego strach przed utratą pracy, 40 letnim kredytem (który niestety sam się nie spłaca), zamartwianiem się czy to jeszcze kaszel mokry/suchy czy już zapalnie płuc. W następnym życiu nie będę miał dzieci - słowa mojego kolegi kołaczą mi po głowie. I coś w tym jest. Bycie matką wyczerpuje: fizycznie (posiadam na swym koncie ponad 2 letni deficyt snu) i psychicznie (oddałam 8 miesięczne dziecko do żłobka bo musiałam wrócić do pracy plus ten ogromny wiecznie mi towarzyszący strach o dziecko). Wszystko szybko, bo korki, bo lekarz, bo deszcz. I co tam jeszcze. Zaznacz i wrzuć do koszyka.

Dla mnie kobieta-matka to kobieta martwiąca się nieustannie. Która w głowie odmawia kolejne paciorki spraw do zrobienia, odhaczenia, do zamartwiania się. Kobieta-zmęczona. Kobieta, która zapomniała o sobie. Kobieta żyjąca sprawami, które zamiast ją cieszyć - męczą i wyczerpują. Może faktycznie lepiej dzieci nie mieć?

Bozia dała nam instynkt. Fakt. Ale mam olbrzymie wrażenie że nawał hormonów zamienia nas w roboty. Myślące tylko o: ugotowaniu pożywnej strawy, przedstawieniu w przedszkolu, opłatami za mieszkanie/przedszkole, nasłuchujące oddechu dziecka o 2 w nocy, przeszukujące dr Googla w poszukiwaniu wyjaśnienia skomplikowanego terminu lekarskiego, którego nieopatrznie użył pediatra. Niestety w odróżnieniu od robotów nie mamy części zamiennych, mamy swoje jakże ludzkie ograniczenia.

W rezultacie: Matka nie uśmiecha się. Matka się martwi. Wszystkim.

A szkoda.

Postuluję poćwiczenie iście cyrkowej sztuczki: niemartwienia się. Niewymyślania dodatkowych zmartwień, obowiązków, chorób, nieopłaconych faktur. Postuluję odebranie dziecka z placówki wychowawczej/niani/babci i wyruszenie w świat na poszukiwanie różnokolorowych liści.

Ja tak wczoraj zrobiłam. I na mojej twarzy zagościł uśmiech. W takich chwilach cieszy mnie wszystko. (Tylko ta ręka kurczowo trzymająca kaptur kurtki - no bo a nuż spadnie z tego molo do wody ).

Matka - Zmęczona

Więcej o: