O życiu wielkiej plotki w małym mieście

Nie ma dnia, by nie obiła nam się o uszy jakaś plotka o znajomej, sąsiadce, koleżance z pracy... Czasami do naszych uszu docierają też rewelacyjne historie o nas samych. A kiedy żyje się w małym mieście - wszyscy wiedzą o nas wszystko. Napisała o tym do nas nasza Czytelniczka.

Tak, żyję w małym mieście. Taka osada, coś koło 13 tysięcy mieszkańców. Generalnie wszyscy wszystkich znają. Miasto seksu i biznesu (każdy wie, kto z kim i kiedy, w których krzakach, ale nie wiedzą, że za rogiem mamy nową piekarnię). Wszyscy są zazdrośni o siebie, zwracają uwagę na te paproszki (taki wiecie puszeczek, włochaty i mięciutki, ale wciąż wielkości łebka od szpilki) w oku znajomego (mniej lub bardziej znajomego), a swojej kłody nie widzą. I tak sobie wszyscy... Plotkują. Ta ma burdel w domu (nie, nie chodzi tu o bałagan i nieporządek), ten już piątą laskę obraca w tym tygodniu, a tamten wiecie, co ma firmę, to podobno komornika ma na koncie, a kupił nowy samochód. . .etc. Wymyślcie, co chcecie i na co macie ochotę, do kogoś na pewno da się dopasować. Tak więc wszystko o wszystkich od skrywanego romansu (ale nie mów nikomu!) po komorników i sądowe sprawy spadkowe.

I wiecie co jest najgorsze? Sami napędzamy te plotki. Mimochodem wymieniamy spostrzeżenia i poglądy (przecież on już 3 obraca, a one o sobie nie wiedzą!). Ja osobiście, w swoim miejscu pracy, na moim zapleczu, mam ochotę postawić śliczną, czerwoną i powyginaną ergonomicznie kozetkę. I zacznę pobierać opłaty za pracę w szkodliwych warunkach (wszak po wysłuchaniu tego wszystkiego, moja psychika też, koniec końcówm nie ma się najlepiej). Pracę mam taką, a nie inną (swoją wymarzoną, jakby nie było), więc oczywiście można do mnie przyjść, pogadać (znaczy wylać potok plotek na moje świeżo umyte kafelki).

No ale, do cholery ciężkiej... Wiecie, że plotka też odwraca się w drugą stronę? Człowiek nie tylko słucha o innych, ale nagle dowiaduje się nowych rzeczy o sobie. Tak tak, moi mili. Nagle można się zorientować, że ma się 3 romanse, że nos jest przerobiony, a te cycki ulepione z silikonu. To tak na przykład. I co wtedy? Ano wtedy człowiek, który zazwyczaj paraduje przez miasto z sercem na dłoni, chętny do pomocy każdemu i w ogóle najsłodszy, najbardziej puchaty i różowy z tęczą zamiast włosów staje się najgorszą kreaturą, a w zasadzie orkiem, z najgłębszych czeluści Mordoru. A dlaczego? A dlatego, że każdy ma granice wytrzymałości psychicznej, że każdy może zaliczyć rasowego wkurwa i focha! i może powiedzieć o 3 słowa za daleko. I sam rozprzestrzeni plotkę w tenże sposób. A wcale nie chciał.

Znacie jakiś dobry sposób na asertywność i wypieprzanie wszystkich z pseudo kozetki? Znudziło mi się bycie plotko-słuchaczem.

Polukrowana

Więcej o: