Ratunku! Patologia za ścianą

Czytelniczka napisała do nas z pytaniem: czy da się pozbyć niechcianych, patologicznych sąsiadów jeżeli awanturują się w swoich czterech ścianach?

Chciałam się podzielić moim problemem i zapytać Was o radę, bo może ktoś był w podobnej sytuacji, jest mądrzejszy ode mnie i ma pomysł, jak rozwiązać problem. Mieszkam w dużym mieście, w dość zróżnicowanej dzielnicy. Można nawet powiedzieć, że mamy tu pełen przekrój społeczny: od emerytek, poprzez młode rodziny z dziećmi, po najgorszy element. I z tym ostatnim właśnie mam problem, dotykający mnie niemal co dzień.

Za ścianą mieszkają alkoholicy, którzy dzień w dzień upijają się i awanturują tak, że chwilami mam wrażenie, że zaraz się pozabijają. To i tak jest ten lepszy scenariusz dnia, bo czasami równie głośno się "godzą" i wtedy muszę wychodzić z domu, bo nie mam ochoty słuchać tych obrzydliwych pijackich jęków. Moi sąsiedzi są też towarzyscy, często wpadają do nich koledzy i koleżanki z okolicznego skweru i razem sobie siedzą, piją, palą, kłócą się albo bratają. Wszystko to dzieje się w biały dzień, bo całe towarzystwo "tankuje" od śniadania, dlatego nie mogę zgłosić straży miejskiej, że na przykład zakłócają ciszę nocną. Chleją w domu od rana, awanturują się w dzień, wieczorami sporadycznie. Czasami wpada do nich córka z dzieckiem, zazwyczaj te wizyty też kończą się awanturą, wyrzucają ją z domu, bo przeszkadza im, że "dzieciak drze ryja" albo że ona ich błaga, żeby przestali tak żyć. To cud, że dziewczyna wyszła na ludzi, serce mi pęka jak pomyślę, przez co musiała przejść!

Czy coś musi się stać dziecku, żeby ktoś zareagował na patologię?!

Nie mam pojęcia, co z nimi począć, jak się ich pozbyć? Mam dosyć uciążliwego towarzystwa, ale sytuacja wydaje się być patowa. Pytałam nawet mojego dzielnicowego, czy coś da się zrobić z tym koszmarem. Niestety, wygląda na to, że nie. Policja nie chce się mieszać w sprawy domowe (policjant powiedział, że zazwyczaj nawet jak dochodzi do przemocy, to kobieta nie zgłasza skargi, mówi że nic się nie stało). Poza tym policjant powiedział, żebyś się poważnie zastanowiła, zanim zgłoszę skargę, bo przecież mieszkam tuż obok, jeszcze coś by mi zrobili. Gdyby dziecko było z nimi cały czas, to można by zgłosić, bo wtedy dla dobra dziecka interweniują, no ale nie jest (na szczęście dla tego biednego dzieciaczka!). To pokazuje też w jakim chorym kraju żyjemy - naprawdę coś musi się STAĆ DZIECKU, żeby ktokolwiek zareagował na patologię?! A policjant radzi żebym kładła uszy po sobie?

Tymczasem, to ja muszę męczyć się z tymi potworami za ścianą. Czy jest cokolwiek, co mogę zrobić? Czy najlepiej pogodzić się albo wyprowadzić?

Ania

Więcej o: