Szybka decyzja o przyśpieszonych wakacjach. Jedziemy w ciemno, pewniak zeszłoroczny. Ten sam znany hotel, cudownie spokojne miejsce. Egipt po raz nasty. Pewnej kolacji w zdarzyła się dziwna rzecz. Grupa arabskich dzieci miast spożywać posiłek zamieniła restaurację w tor wyścigowo-przełajowy. Metą było moje krzesło. Drąc się w niebogłosy bawiły się w najlepsze. Nikt z ich rodziny (licznej że ho ho ) nie interweniował. Po długim czasie padły z mojej strony dwa słowa "stop i cisza".
Dalej nie było ani ciszej ani spokojniej. Rozpętało się piekło. Arabski tatuś podszedł do mnie i rozwścieczony darł się, jakim prawem zabraniam JEGO synom czegokolwiek. Jakim prawem mówię. I w ogóle - on może sobie robić co chce, bo jestem w jego kraju. A poza tym, jak on mówi do swojej żony to ta milczy. I mam milczeć, jak on do mnie mówi.
Wstałam z krzesła i już nie było miło. Pan usłyszał że po pierwsze to ja TEŻ płacę za ten hotel, po drugie nigdzie, nigdy nikt na mnie krzyczeć nie będzie a zwłaszcza mężczyzna. Poza tym nie jestem żoną owego pana, ani muzułmanką a w ogóle, to jest strefa hotelowa. Międzynarodowa. Mój mąż wstał z krzesła i niczym Wielki Indiański Wódz stanął bez słowa obok mnie. Pan pozieleniał z wściekłości jeszcze bardziej. Kipiał na granicy dostania wścieklizny.
Cisza w całej restauracji. Kto znał angielski, pojął o co awantura, reszta szeptem szukała wyjaśnień. Personel restauracji (w 100% męski ) stał nie ingerując. Stała się niesłychana rzecz - kobieta ośmieszyła mężczyznę. Publicznie. Przy jego rodzinie. Hańba. Zgroza. Męski honor został przez kobietę oskalpowany. Mężczyzna musiał odejść pokonany na słowa... Mam świadomość, że do dnia wyjazdu będę persona non grata. Naplują mi do każdej szklanki.
W drzwiach restauracji dziwnym trafem odbija się ode mnie młoda dziewczyna. Jest w grupie rodziny krzykacza. W przepisowej chustce na głowie upuszcza mi pod nogi swój szal. Podnoszę go wraz z nią. Nagle w uchu słyszę " jesteś moją przyjaciółką".
Podnoszę szal który trzymamy razem. Uśmiecham się do niej, ona do mnie. Krótko. Bardzo krótko. Obserwują nas wszyscy. Jej rodzina, wrzeszczący pan i obsługa.
Jestem szczęśliwa.
Moja muzułmańska przyjaciółko której imienia nigdy nie poznam, życzę Ci aby przy Tobie stał mężczyzna, co będzie bronił Twoich słów, które będziesz mogła wypowiedzieć, kiedy zechcesz i jak zechcesz. Chciałabym Ci powiedzieć "nie bój się " - ale tego nie powiem, bo boję się o Twoje życie.
Los zderzył nas w drzwiach i usłyszałam głos przyszłości. Jeszcze cichy i nieśmiały.
Ale głos.
Jej głos.
Rannia