Czy praca marzeń faktycznie daje spełnienie?

Chcesz być szczęśliwy? Rzuć etat, zacznij robić to, co kochasz i... zagryź zęby, bo możesz po pewnym czasie zacząć żałować.

W teorii, sama mogłabym wpisać się w optymistyczny schemat. Drogę zawodową zaczynałam jako junior accountant, ślęcząc nad Excelem od 9 do 17. W pewnym momencie rzuciłam pracę w biurze, by w rok później wydać książkę dla dzieci. Od tego czasu żyję z zajęć, które wcześniej były moją pasją: piszę i rysuję. Jestem chodzącym przykładem na to, że chcieć, to móc. Dlaczego więc tak zgrzyta mi slogan o spełnianiu zawodowych marzeń? Po prostu wiem, ile mnie te marzenia kosztowały - a rachunek wciąż jest otwarty.

niektórzy myślą, że moja praca wygląda tak...niektórzy myślą, że moja praca wygląda tak... Mroux Niektórzy myślą, że moja praca wygląda tak... foto: Mroux

Szczęście, talent, determinacja, trafienie w niszę - te wszystkie czynniki na pewno pomogły mi znaleźć się tu, gdzie jestem. Jednak na uwagi w stylu "odważna jesteś, żeby tak rzucić etat i iść własną drogą!", kręcę głową. Prawda jest taka, że dla mnie praca biurowa była nie tylko nudna, lecz, przede wszystkim - koszmarnie stresująca. Nie, nie doświadczyłam mobbingu. Nie byłam źle opłacana. Po prostu - kompletnie nie nadawałam się do pilnowania faktur, bazy klientów i statystyk. Do tego stopnia, że wiele zadań zajmowało mi mnóstwo czasu, a inne musiałam kilkakrotnie poprawiać. Robota się mnożyła, a ja wpadałam w coraz większą panikę, która szybko zaczęła odbijać się na moim życiu prywatnym. Mój zawodowy przewrót nie miał więc w sobie krztyny heroizmu. Był po prostu ucieczką przed depresją.

Po odejściu z pracy (z której właściwie i tak zostałabym szybko wyrzucona, o czym litościwie poinformował mnie szef), potrzebowałam odpoczynku i czasu na regenerację nadwyrężonej psyche. Rysowałam zawsze, ale do tej pory - głównie po godzinach. Mając w końcu trochę wolnego czasu, zrobiłam książeczki w prezencie dla znajomych maluchów. Ich rodzice namówili mnie do wysłania próbek do kilku wydawnictw. Resztę historii znacie: podpisałam umowę, wydałam kilka książek, zaczęłam żyć z tego, co sprawia mi przyjemność. Nie znaczy to jednak, że jest różowo.

Bardzo mało mówi się o tym, jak ciężko być początkującym przedsiębiorcą. Wymarzony biznes wymaga ogromnego nakładu sił. Często trzeba w niego zainwestować oszczędności, niemal zawsze - czas, a bez wyjątku - serce. A i tak nie ma absolutnie żadnej gwarancji, że się uda! Własna działalność to też nieregulowane godziny pracy (bez dopłat za nadgodziny!), brak L4, użeranie się z płatnikami, wzięcie całej odpowiedzialności na swoje barki. I zero gwarancji stałego dochodu.

Taka jest rzeczywistośćTaka jest rzeczywistość Mroux ...taka jest rzeczywistość (foto: Mroux)

Mimo wszelkich przeciwności, nigdy nie żałowałam porzucenia etatu na rzecz gorzej płatnej, ale kreatywnej i rozwijającej pracy. Jest ku temu jeden podstawowy powód - ja po prostu czuję, że właśnie w takich zajęciach sprawdzam się najlepiej. Znam jednak ludzi, którzy, realizując zainteresowania po godzinach, są zadowoleni ze swoich spokojnych posad. Dzięki nim mogą gotować/malować/szyć/projektować to, co chcą, bez oglądania się na kapryśny rynek. I dobrze!

Nie chciałabym podcinać skrzydeł tym, którzy marzą o ucieczce z korpo i otwarciu własnego biznesu. Trzymam kciuki za wszystkich śmiałków uczciwie walczących o swoje miejsce na rynku. Ale odradzałabym wiarę w amerykańskie slogany z poradników. Jeśli dla pracy marzeń nie jesteś w stanie poświęcać weekendów, czasu dla rodziny, wolności artystycznej, zastanów się dwa razy. Być może twoje marzenia warto realizować jednak po godzinach.

Więcej o: