Dlaczego wolę mieć szefa niż być szefem?
Meryl Streep jako Miranda Priestly w filmie 'Diabeł ubiera się u Prady' Materiały prasowe
Miranda Priestly, czyli wzorowana na Annie Wintour redaktor naczelna magazynu modowego w filmie "Diabeł ubiera się u Prady" /fot. mat. prasowa
Jako mała dziewczynka marzyłam o wielkim biurku na środku wielkiego gabinetu na pięćdziesiątym piętrze wielkiego wieżowca . Nie wiedziałam jeszcze dokładnie, co miałabym tam robić. Pewnie chodzić w todze jak tata, w aptekarskim fartuchu jak mama albo w chanelowskim żakiecie (jeszcze nie wiedziałam, co to Chanel, ale niedługo miałam się dowiedzieć) jak Anna Wintour z "Vogue'a". Wiedziałam, że będę szefem wszystkich szefów.
Zarządzanie ludźmi wydawało mi się banalnie proste , bo przecież w podstawówce wystarczyło mieć kilka komórek mózgowych, odrobinę charyzmy, a przede wszystkim sprytu, żeby zostać hersztem bandy. Wiele lat później hersztem żadnej bandy nie jestem. I bardzo się z tego cieszę. Do szefów prawie zawsze miałam szczęście. Teraz mam ich kilku, bo wybrałam opcję rozwoju horyzontalnego, a nie wertykalnego. Zamiast wspinać się po korporacyjnej drabinie, wybieram opcję: kilka prac, wszystkie na podobnym szczeblu.
Młodsza ja pewnie zarzuciłaby trzydziestoletniej dziennikarce brak ambicji, unikanie konfrontacji, a nawet lenistwo. Z racji tego, że pracowałam już w kilku miejscach, mogę poczynić w miarę obiektywne obserwacje na temat szefów. I ich niegodnego pozazdroszczenia losu. Szef musi bowiem robić wszystko, czego ja robić nie potrafię, a nawet bym nie chciała. Musi kontrolować wszystkich wokół, a najbardziej siebie. Ja nie nadaję się nawet do zarządzania stażystami - często wolę wykonać za nich pracę, bo tak jest szybciej.
Szef musi założyć, że od każdego może wymagać tego, i tylko tego, do czego dany pracownik jest zdolny. Moją wrodzoną wadą jest to, że wymagam tyle, ile sama jestem w stanie zrobić, co kończyło się tragicznie przy próbach prowadzenia korepetycji. Szef musi być trochę groźny, czasem pokrzyczeć, a jeśli już nie podnosi głosu, dobrze jest, jeśli buduje dystans, posługując się korporacyjnym żargonem. Ja w pracy wolę robić w milczeniu. Szef musi odbywać spotkania na szczycie, negocjować z szefami szefa, robić dobre wrażenie nie tylko od 9 do 17. Jako że najbardziej na świecie nie znoszę small talku, gadania po próżnicy i zakulisowych gierek, zrzucono by mnie z pięćdziesiątego piętra po pierwszym faux pas.
Szef musi też wziąć odpowiedzialność za błędy i wypaczenia swoich pracowników. Mnie wystarczy ciężar własnych potknięć. Szef musi być dobrym policjantem i złym policjantem jednocześnie, a ja schizofrenii nabawić się nie chcę. Szef musi planować pracę innych, sam pracując de facto po godzinach pracy, bo trudno jednocześnie wykonywać zadania i je zlecać. Nie potrafiłabym pogodzić tych dwóch żywiołów, więc z pewnością budziłabym się zlana potem w środku nocy, że na trzeciej kolumnie na piętnastej stronie wisi jakieś "i". Szef musi wykonywać swoją pracę na tyle dobrze, żeby potem zostać szefem szefów. W tym czasie ja mogę mrówczo się rozwijać, podejmując kolejne wyzwania i ćwicząc swoją kreatywność, co byłoby niemożliwe między jednym lunchem z zarządem, a nerwowym telefonem od inwestorów.
Nie sądzę więc, żebym kiedykolwiek zdobyła szczyt korporacyjnej drabiny. Nigdy też nie będę szefem własnej firmy, bo zupełnie nie potrafię rozmawiać o pieniądzach. Tym bardziej podziwiam moich szefów, dawnych i obecnych. Tych, którzy niestrudzenie piszą maile o północy. Tych, którzy nawet z wakacji wysyłają poprawki do tekstów. Tych, którzy z łagodną stanowczością wymagają punktualności, precyzji, perfekcji.
Im lepiej wiem, że szef nie siedzi wyfiokowany, pachnący i świetnie ubrany za wielkim biurkiem, udzielając audiencji pokornym pracownikom, tylko pracuje ciężej niż wszyscy podwładni, tym mocniej przekonuję się, że nie ma sensu zazdrościć splendoru, sławy i stanowisk. Każde z nich jest okupione ciężką harówką, która nie kończy się wcale w dniu, kiedy na tabliczce na drzwiach znajdzie się podpis "prezes" . A, co gorsza, z wysokiego konia spada się najboleśniej, więc kto raz został szefem na stanowisko szeregowego pracownika już nie powróci. A przecież z większą motywacją pracuje się z perspektywą awansu, niż w lęku przed degradacją.
Olivia Pope z serialu "Skandal": wilczyca w owczej skórze/fot. mat. prasowe Olivia Pope z serialu "Skandal": wilczyca w owczej skórze/fot. mat. prasowe
Olivia Pope z serialu "Skandal": wilczyca w owczej skórze/fot. mat. prasowe
-
Jak zaoszczędzić na ogrzewaniu? Sięgnij po folię bąbelkową
-
Lara Gessler w botkach, które po latach wracają do trendów. Hit czy kit?
-
Wielu młodych Polaków ma ten problem. Rozwiązanie jest prosteMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Goście weszli na salę weselną i zamiast obiadu podano im to. "Żart, a nie posiłek"
-
Kurtka w najmodniejszym kolorze sezonu za 69 zł w Lidlu. Doskonała na aktualną pogodę. Podobne w Renee i Sinsay
- Jeszcze Pepco za 35 zł nie miało takich spodni! Milutkie i wygodne. Podobne w Lidlu i HM
- Spodnie, które ukryją każdą niedoskonałość? Już za 49,99. Większy brzuszek, czy uda im nie straszne
- Rozwiąż test na inteligencję. Ma tylko trzy pytania
- Ta sukienka z Medicine to pogromca szerokich bioder! Już nie 149,90 zł, a 89,90 zł. Perełki w Bonprix i Born2be
- W PRL-u nosiły ją wszystkie kobiety, a dziś jest największym trendem tej jesieni. Znajdziemy ją w Mango, a także w Reserved oraz Answear