Krótki i smutny list o miłości

Taki krótki list do nas przyszedł. Życiowy. Nadałyśmy mu tytuł "list o miłości", bo o czym innym on jest?

Zakochał się we mnie od pierwszego wejrzenia trzy lata temu. Miesiąc później mieszkał ze mną - rzucił żonę i dwójkę dzieci, przyjechał z długami. Powiedział, że trzeba je spłacić, bo możemy mieć kłopoty. Potem na każde moje pytanie kiedy w końcu zaczniemy partycypować w kosztach mówił "daj mi szansę", "daj nam szansę".

Dałam tydzień na opuszczenie domu. Dziś wiem, że o tydzień za dużo.

Dawałam przez dwa lata. Spokojnie. Ubrałam od stop do głów - garnitury, kurtki, skarpety, no wszystko. Zabierałam na narty do Włoch, w ciepłe kraje kiedy u nas była jesienna szaruga albo wiosna jeszcze w powijakach. To ja wymieniałam euro, żebyśmy mogli jeść romantyczne kolacyjki w fajnych miejscach.

Miesiąc temu udowodniłam mu, że kradnie moje pieniądze (podejrzewałam od dawna, że to robi). Płakał, przepraszał, mówił, że tak bardzo mnie kocha, że życia sobie nie wyobraża beze mnie. Wyrzuciłam go. Dałam tydzień na opuszczenie domu. Dziś wiem, że o tydzień za dużo. Cwaniak ogołocili moje mieszkanie - nie chciałam tam być, gdy się pakował. Dziś dowiedziałam się, że ma już kolejna kobietę. Nic dodać, nic ująć - życie.

Emilka

Więcej o: