Chcę mieć dzieci, ale... nie mam czasu

Wszystkie kobiety chcą mieć dzieci, każdy to wie, prawda? Nasza Czytelniczka napisała do nas o tym, co się dzieje, gdy jednak nie jest to takie oczywiste...

Mam 34 lata. Od pięciu słyszę coraz bardziej nasilające się głosy - mamy, teściowej, sióstr, bratowej, przyjaciółki, koleżanek z pracy, ha! nawet szefowej (faceci też się zdarzają, ale są w mniejszości) - że powinnam MIEĆ DZIECKO. Nie komentuję już nawet tego, jakie to niedelikatne, bo co, jeśli marzę o nim, ale na przykład nie mogę go mieć, bo mam chorobę, o której nie chcę rozmawiać? Nie, nie mam. Ale czasem myślę, że to byłoby prostsze...

Nie chodzi o pęd na szczyt. Chodzi o pasję, z której nie mogę i nie chcę zrezygnować.

Od trzech lat jestem mężatką, mojego męża poznałam na początku studiów, parą przed ślubem byliśmy prawie pięć lat. Rozmawialiśmy o dzieciach, jesteśmy zgodni co do tego, że chcemy je mieć, ale... Nie mamy na to czasu. I co do tego też jesteśmy zgodni.

Mam za sobą wiele lat ciężkiej, wyczerpującej edukacji, bo poprzeczkę postawiłam sobie bardzo wysoko, a moja ambicja nie ma sobie równych. Od trzech lat mam pracę, o której zawsze marzyłam. Doszłam do punktu, w którym wreszcie, po ponad dekadzie maksymalnego skupienia, wytężonej pracy robię to, o czym marzyłam. Chcę to robić, chcę się dalej rozwijać. To nie chodzi o pęd na jakiś nieokreślony szczyt. Chodzi o pasję, z której nie mogę i nie chcę zrezygnować.

Nie, nie mogę teraz zrobić sobie roku przerwy, bo cofnie mnie to o kilka lat.

Moja praca ma charakter artystyczny, wiąże się z częstymi wyjazdami, pracą nieraz po kilkadziesiąt godzin bez przerwy (tak, może jestem szalona, ale uwielbiam to!) - nie jest to higieniczny tryb życia, w które dziecko wpisze się naturalnie. I nie, nie mogę teraz zrobić sobie roku przerwy, bo cofnie mnie to o kilka lat.

Wiem, że brzmi to wszystko jak zimna kalkulacja. Może nawet nią jest. Ale jako osoba wrażliwa i uważnie obserwująca i siebie, i otoczenie wiem, że nie ma nic gorszego dla związku niż frustracja permanentna którejkolwiek ze stron. Może to doprowadzić wręcz do nienawiści. A ja jestem szczęśliwa w mojej dwuosobowej rodzinie.

Posiadanie dziecka w naszej kulturze jest czymś tak oczywistym, że powiedzenie głośno: nie chcę, nie wchodzi w grę.

Próbowałam wyobrazić sobie, jak w to wszystko wpleść dziecko i zdałam sobie sprawę, że nie potrafię. Nie teraz. I choć wiem, że za kilka lat może się okazać, że jest za późno, wolę podjąć to ryzyko, niż mieć niemą pretensję do mojej córki czy syna, że zatrzymałam się w pół kroku, gdy byłam rozpędzona i dążyłam do mojego wyczekanego celu.

Problem polega na tym, że nie mogę powiedzieć tego głośno wszystkim tym życzliwym (to nie ironia) ludziom dookoła. Bo oni tego nie zrozumieją. Bo posiadanie dziecka w naszej kulturze jest czymś tak oczywistym i naturalnym, że powiedzenie głośno: nie chcę teraz, najwyżej nie będę miała w ogóle - nie wchodzi w grę.

Na szczęście mój mąż mnie rozumie. I ma świadomość, że może się zdarzyć, że dziecka nie będzie wcale. Dla niego ważniejsza jest szczęśliwa partnerka, niż powiększenie rodziny kosztem jej frustracji.

K.

Więcej o: