Foch! i Och! - w tym tygodniu: śmierć bloga
Melancholia, która otuliła mnie swą pajęczą szatą (czuję, że jestem o pół kroku od cytowania młodopolskich poetów) skłoniła mnie już do napisania dla zaprzyjaźnionego serwisu Technologie.gazeta.pl smutnego felietonu o nietrwałości cyfrowego świata . A ponieważ lubię marudzić i drzeć szaty (zwłaszcza pajęcze) to poświęcę jeszcze ten tekst na blogowe wspominki. To będzie takie, wedle złotej marketingowej formuły, dwa w jednym: OCH! że były takie dobre, FOCH! że już ich nie ma. Zapraszam do świata blogowych widm i duchów.
Martwych blogów jest wiele - i są martwe na wiele różnych sposobów. Niektóre zniknęły z sieci. I słuch o nich zaginął, choć trwają we wdzięcznej pamięci czytaczy, jak nieodżałowany blożek redaktor Zielińskiej. OCH! mówię Wam, co to był za blog - z wypiekami na twarzy czytywałam, z tchem zapartym! Tu mały przyczynek do Fochowej historii i mitologii: czytałam Aleksandrę przez dobrych kilka lat i była jedną z pierwszych osób, które przyszły mi do głowy, gdy zaczęłam kompletować skład naszej redakcji, choć nie znałam jej osobiście, ani nawet z imienia i nazwiska. Jako dobry omen przyjęłam fakt, że tajemnicza Cloudy okazała się bliską przyjaciółką redaktor Połajewskiej... Historia z happy-endem i na niejedno pełne wzruszenia westchnienie tu liczę. Och!
Niektóre blogi zostały przez swych właścicieli porzucone i zaniechane . I tu jest miejsce na pełnowymiarowego FOCHA! z przytupem i buczeniem. Ja wiem, że czasem wyczerpuje się motywacja (notabene MOTYWACJA będzie naszym tematem miesiąca w listopadzie - miesiącu, w którym jak co roku już nie chce nam się chcieć), czasem zachodzą inne okoliczności, ale jako czytelniczka czuję się zdradzona i porzucona. Bo do blogów przywiązuję się tak samo jak do ludzi - zresztą bardzo wielu moich bliskich przyjaciół poznałam w zamierzchłych czasach poprzez blogi właśnie. Trudno więc nie mieć osobistego stosunku i sentymentu.
castrum-doloris.blogspot.com
Tak mam w przypadku trzech (!) blogów prowadzonych z pasją i znajomością tematu przez Jakuba Demiańczuka, mojego kolegę z dawnej redakcji Dziennika. Prowadzonych a następnie porzuconych - wszystkie trzy, co do jednego. Pełna recydywa. A co tu tak opłakuję? W Castrum Doloris opisywane były różne oblicza mroku i grozy - od muzyki o ciężkim brzmieniu po komiksy i filmy flirtujące z gatunkiem horroru. Eternal Hate był zapisem irytacji i absurdów, którymi najeżona jest rzeczywistość. Z kolei Tysiąc jeden, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem muzykę opierał się, wedle słów samego autora, na bardzo prostym założeniu - przesłuchaniu i opisaniu 1001 najważniejszych płyt w historii muzyki rozrywkowej. Opisał 47. Nic tylko zabić. No i zabił...
Nie złościłabym się, gdyby nie fakt, że wszystkie trzy blogi dostarczały mi regularnie wiedzy oraz inspiracji. Nie mówiąc o smakowitych anegdotkach:
Zdenerwowany nieporozumieniami Gilberto miał poprosić - po portugalsku, Getz tego języka nie znał - Antonio Carlosa Jobima: "Powiedz temu gringo, że jest kretynem". Jobim przetłumaczył to nieco inaczej: "Stan, Jo?o prosił, by powiedzieć, że zawsze marzył o nagraniu z tobą płyty". Getz odparł: "Zabawne, z tonu jego głosu wcale to nie wynikało...". Być może Getz i Gilberto nie dogadaliby się wcale, gdyby nie alkohol. Jo?o polecił w końcu komuś, by skoczył do sklepu po butelkę whisky. Dopiero procenty pozwoliły Getzowi - od dawna zdolnemu funkcjonować społecznie jedynie dzięki gorzale - wreszcie się rozluźnić, złapać, o co chodzi i znaleźć wspólny, przynajmniej muzyczny, język z Gilberto. Ich talenty oraz kompozytorski geniusz Jobima zaowocowały doskonałą, relaksującą płytą. Swoje trzy grosze wtrąciła także żona Gilberto, Astrud, która uparła się, by zaśpiewać angielską część "The Girl from Ipanema". Jo?o nie mówił w tym języku, musiał więc zdać się na wokalny talent małżonki. Śpiew Astrud zadowolił nie tylko jego, ale również producenta Creeda Taylora (jeśli wierzyć kronikarzom, Getz miał ten fakt głęboko w dupie).
Reszta tekstu o tej świetnej płycie do przeczytania tutaj . A jeśli uznacie, że warto czytać tego pana, to spamujcie autora bez litości apelami o powrót na łono blogosfery. Nie tylko Kominek jest blogerę, do kroćset!
www.tysiacjeden.blogspot.com
Podobne uczucia budzi we mnie śmierć (może tylko hibernacja?) bloga Michała Oleszczyka Ostatni fotel po prawej stronie (wcześniej znajdował się pod tym adresem ). W zeszłym tygodniu pisałam o moich ulubionych blogach o popkulturze - gdyby ten blog nie był tak bardzo nieżywy, to na pewno bym go wymieniła. Z racji jego absolutnej wyśmienitości. Autora podziwiam i cenię od dawna - po raz pierwszy zetknęłam się z jego kompetentną i skromną osobą, gdy prowadził spotkania z Terence'm Daviesem na festiwalu Nowe Horyzonty . Jest to sytuacja, w której nie łatwo zabłysnąć - zwłaszcza, gdy nie próbuje się błyszczeć, tylko kierować wszystkie światła na bohatera spotkania - a jednak Michałowi się udało. Podobnie błyszczą jego teksty - i te blogowe, i te prasowe - zawsze czytam je z wielka przyjemnością i pożytkiem.
Tymczasem w Polsce toczy się wieczny (i nierozstrzygalny) spór o to, czy należy kręcić "dla ludzi" czy "na festiwale". Czy "opowiadamy", czy "kontemplujemy"? To fałszywa alternatywa. Dziesiątki "Film Commenta" ujawniają, że wybitny reżyser to ten, który chłonie kino (całe kino), tak by pod koniec dnia przemówić językiem, jakiego nikt wcześniej nie słyszał. Nasi reżyserzy zamykają się w swej ulubionej celi, recytują święte teksty pokochane piętnaście lat wcześniej w szkole filmowej, po czym wytaczają się na zewnątrz, jąkają pożyczone monosylaby - i wmawiają nam, że "kręcą kino dla ludzi, nie dla krytyków".
Po więcej odsyłam oczywiście do źródła . A i przebicie się przez całość archiwum nie jest pomysłem od rzeczy. W końcu przed nami długie zimowe wieczory i czymś trzeba je zapełnić.
michaloleszczyk.blogspot.com
Niektóre blogi umarły wraz ze swymi autorami . I to jest ten najsmutniejszy przypadek, zwłaszcza, gdy - jak duchy - wiszą wciąż w sieci. I przypominają. I smucą. Czasem zaglądam na bloga Pauli Pruskiej - zawsze z duszą na ramieniu, choć przecież wiem jak skończyła się historia pana Śmieciucha. Pisząc ten tekst po raz pierwszy od czasu jego śmierci odważyłam się wejść na bloga mojego znajomego: scenarzysty, copywritera, taternika i poety Mariusza Jońskiego . I znalazłam tam ten wiersz - będzie najlepszym zakończeniem.
WIERSZ W 5 MINUT
Rozmawianie najczęściej pomaga
Ale gorzej jest wtedy
Kiedy dzieje się zupełnie odwrotnie
Poetykę buduje się na metaforach
- czyli mówieniu tego co jest, zupełnie inaczej
To nie znaczy że inaczej, niż jest naprawdę
Po prostu inaczej niż zwykle
I taka rozmowa wierszem
Zamienia się w życie nie do zniesienia
- przeprowadź analizę wiersza
-
Joanna Liszowska od lat nosi peruki i doczepy? Niektórzy będą mocno zaskoczeni
-
Jennifer Lopez w bieliźnie. Fani nie dowierzają: "Tylko spójrz na siebie"
-
Pierś i butelka, czyli jak sprawnie karmić mlekiem mamyMATERIAŁ PROMOCYJNY
-
Katarzyna Dowbor odmówiła remontu domu. "To mnie po prostu przeraża"
-
Zmyła makijaż i pokazała, jak wygląda bez niego. "Jesteś niesamowita"
- Pokazała, jak wygląda bez tatuaży. "Prawie cię nie poznałam"
- Religijne życzenia na Wielkanoc. Piękne formuły i wesołe wierszyki wielkanocne
- Ważył 7 kg po urodzeniu. Jak wygląda po 40 latach?
- Co podać na śniadanie wielkanocne? Tradycyjne świąteczne śniadanie
- Maskujesz pryszcze w ten sposób? Popełniasz błąd